Domek z bali, czyli o leśnym życiu w nim – wywiad.

Autor: TOBIASZ

Mam przyjemność zaprosić Cię do niezwykłego świata Ani, która podzieliła się z nami swoją historią. Całkiem sporym i ważnym kawałkiem swojego życia. Jaka sama mówi o sobie: 

„Dziewczyna z lasu, ale również i z miasta, w którym się urodziła. Jeszcze do nie tak dawna expatka i globtroterka, dziś najchętniej dzieląca swoje życie pomiędzy Krakowem, a chatką z bali w Beskidzie Wyspowym. W górach zwalnia, po szybkim tempie miejskim, gdzie z sercem rozwija swoją niezależną działalność w zakresie unikatowych mieszkań na wynajem z polskim designem. Estetka, miłośniczka polskiego rękodzieła i wzornictwa.”

 

Spis treści

Leśny domek z bali – czy to dobry pomysł?

Poniższy wywiad będzie miał na celu pokazanie zarówno zalet jak i wad mieszkania w domu w całości zbudowanym z drewna. Uważamy, że życie w takim domku jest intensywniejsze, ciekawsze, a po za tym mamy sposobność bycia bliżej natury.

Sprawcą całego zamieszania, czyli pomysłu był jej Ojciec (gdyby nie on pewnie i tego wywiadu, nigdy by nie było- dziękujemy!) – Pomysł na budowę domku pojawił się w głowie mojego Ojca po powrocie z Norwegii, gdzie po raz pierwszy zetknął się z konceptem “hytte”, czyli chatki poza miastem, “drugiego domu” – mówi Ania

Jak mieszka się w domku z bali?

Beskid wyspowy.

Cześć Aniu, zaczynając powiedz nam proszę na początek ile domek z bali ma lat, skąd ten pomysł na jego budowę, dlaczego właśnie taka lokalizacja…?
A. W.

Wybór lokalizacji dyktowała m.in. wielka pasja mojego Ojca, później i skutecznie zaszczepiona we mnie, – narciarstwo – więc jednym z czynników decydującym o umiejscowieniu chatki miała być bliskość wyciągu. To była połowa lat 70-tych, oczywiście nie było internetu czy łatwo dostępnych ogłoszeń, więc informacji o działkach na sprzedaż zasięgało się w lokalnych sklepach i u miejscowych. Po objechaniu znacznej części południowej Polski, wybór padł na zalesiony teren u stóp Beskidu Wyspowego.

Chatka została zaprojektowana przez Ojca, architekta. Od koncepcji przez realizację wiadomo było, że budynek nie tylko musi być dobrze wpasowany w krajobraz, ale swoim wyglądem nawiązywać do tradycyjnej góralskiej architektury. Choć nie tylko brano pod uwagę estetyczny wymiar, ale i praktyczny – stąd na przykład bardzo stromy dach, miejscami sięgający dwu trzecich wysokości, który chroni ściany przed zacinającym deszczem, i którego spadzistość pozwala na łatwe zsuwanie się np. zalegającego śniegu.

Domek w całości został wybudowany z miejscowego materiału (kamienie na podmurówkę oraz bele i deski), a wykonawstwo powierzono cieślom – Góralom z Cichego i z Witowa – dając im swobodę w kształtowaniu detali. Dzięki temu, powstała np. pięknie zdobiona brama garażowa czy stolarka drzwiowa wewnątrz domu, a także sosręb – główna bela w drewnianym stropie – na której wyrzeźbiono nie tylko datę powstania domku – 1977, ale i parzenicę – charakterystyczny góralski motyw dekoracyjny. Dach został pokryty gontem, z kolei uszczelnienie między belami zostało wykonane w formie mszenia tzw. „wełnianką”, wełną drzewną, pięknie skręconą, co poza oczywistym praktycznym izolacyjnym aspektem i estetycznym walorem, nadaje budowli tradycyjnego charakteru.

Chatka jest częściowo podpiwniczona, z racji ulokowania na spadzistym terenie, a domek – starano się  wkomponować między rosnącymi drzewami.

Całego uroku i niejako symboliki budowie domku dodaje fakt, że w czasie, gdy powstawała chatka, ja rosłam w brzuchu Mamy.

Domek z bali.

W naszej wcześniejszej rozmowie wspomniałaś, że domek przeżywa swój renesans. Co skłoniło Cię do tego, żeby ponownie wrócić do korzeni?
A. W.

W chatce praktycznie się wychowałam, spędzałam tam też większość szkolnych wakacji. Chyba nie było też weekendu kiedy nie jeździłam tam najpierw z Rodzicami, a później ze swoim towarzystwem. Kiedy poszłam na studia zaczął mnie bardziej ciągnąć świat i w rezultacie obrałam ścieżkę kariery, która wiązała się z częstymi podróżami i chwilową emigracją. Nim skończyłam studia zmarła moja Mama, a to Ona podtrzymywała atmosferę tego domu. Przez lata wpadałam do chatki dosłownie parę razy w roku. Regularniej bywał tam mój Ojciec i to tylko dzięki Niemu chatka całkowicie nie podupadła. Z czasem jednak domek zaczął wymagać coraz więcej uwagi, a Tata miał coraz mniej czasu i energii, ograniczano się więc jedynie do wykonywania najpilniejszych prac.

Aż do punktu zwrotnego w moim życiu, kiedy z różnych względów pożegnałam się z ówczesną karierą zawodową. To było parę lat temu, a decyzja nie była łatwa. Instynktownie – i myślę, że wtedy jeszcze nieświadomie – wybrałam się w pewien wiosenny weekend do chatki. Próbując czymś zająć myśli zaczęłam porządkować działkę.

Znalazłam w tej pracy duże ukojenie, ale i satysfakcję. Z każdym odzyskanym (dosłownie) kawałkiem terenu, czułam, jak bardziej zapuszczam tu ponownie korzenie. A raczej do nich wracam. 

Nie minęło parę lat, sytuacja na działce została opanowana, dom w dużej mierze poddany generalnemu remontowi, a ja znalazłam swoje miejsce na teraz.

Największym wyzwaniem w decyzji o remoncie było zachowanie charakteru domku, przy jednoczesnym podniesieniu komfortu życia, choć dla wielu, bycie tu, szczególnie zimą, ciągle bardziej przypomina survival. Zostały wymienione nadgniłe legary pod podłogą, izolacja (z braku materiałów izolowało się dawniej m.in. wapnem gaszonym wymieszanym z trocinami albo wełną szklaną!) oraz deski podłogowe na dole. Zrobiono prawie całą nową instalację wodną oraz biały montaż w łazience. W kuchni, przedpokoju i łazience zdecydowaliśmy się z Ojcem na płytki i ogrzewanie podłogowe. Został wymieniony taras – z racji wadliwej konstrukcji woda zbierała się pod główną belką konstrukcyjną. Ja uparłam się na remont piwnicy – przede wszystkim jej ocieplenie, a także małą fanaberię – mini saunę. Zrobiliśmy też remont dachu oraz poddaliśmy chatkę tradycyjnemu podhalańskiemu czyszczeniu szczotką i szarym mydłem.

 

Dziś mogę śmiało powiedzieć, że żyję na dwa domy – w mieście i w chatce. Moje życie miejskie i wiejskie są skrajnie różne, a jednocześnie równorzędne i doskonale uzupełniające się. W chatce spędzam średnio 30% – 40% roku, a tendencja jest ciągle zwyżkowa. Jeśli mija więcej niż dwa tygodnie od mojego pobytu na wsi (a zdarza się to na szczęście coraz rzadziej), odczuwam duży niepokój. Tu, blisko natury, wszystko jest na swoim miejscu i w swoim czasie i łatwiej odnaleźć się na nowo po miejskiej bieganinie.

Mieszkasz zarówno w mieście w kamienicy, wśród ludzi, a jednocześnie w ekologicznym domku z bali – jak mieszka się w domku z drewna w zgodzie z naturą, z dala od miasta, w kompletnej dziczy? Jakie widzisz plusy domu z drewna i różnice pomiędzy życiem w kamienicy, a w lesie?
A. W.

Tak jest, kiedy nie w chatce, mieszkam w mieście. W mieście się urodziłam i w nim również toczy się moje drugie centrum życiowe. Jak wspomniałam wcześniej, moje życie miejskie i wiejskie jest równorzędne, i choć skrajnie inne, to jednak mocno uzupełniające się.

Z tą kompletną dziczą bym nie przesadzała. Kiedy Ojciec wybierał działkę pod chatkę, to faktycznie, było tu dziko. Podczas tych parudziesięciu lat wieś jednak bardzo się zmieniła i przybliżyła, szosa zapełniła samochodami, powstało wiele nowych budynków, rolnictwo praktycznie zaginęło, rozkwitł natomiast przemysł drzewny (tartaki). Nadal jednak, mam tu swoją niezmienną enklawę, bo jestem całkowicie otoczona drzewami, a najbliżsi sąsiedzi, to ci z kilku innych drewnianych domków, z którymi tworzymy tu zgraną lokalną społeczność oraz gospodarze, którzy byli tu jeszcze przed nami i którzy się z nami zintegrowali.

Mieszkanie w domku z drewna na pewno ma masę zalet. Przede wszystkim ma się poczucie, że jest się o wiele mniej oddzielonym od natury i to jest chyba mój ulubiony aspekt. Samo drewno jest materiałem całkowicie naturalnym i już choćby przez to, zaciera się trochę granica między domem, a tym co na zewnątrz. Mam też wrażenie, jakby dom był żyjącym organizmem, choćby przez samoregulację wilgotności, którą to zdolność drewno posiada. Często słychać jak dom dosłownie “gada”, tu coś skrzypi, tam coś strzela. Drewno to kurczy się, to rozszerza. Oczywiście nieoswojonemu z tymi dźwiękami może to napędzić dużego stracha, ale jak już człowiek te odgłosy oswoi, to może spokojnie spać 🙂

Mam wrażenie, że w lecie w chatce utrzymuje się przyjemny chłód, za to w zimie, nagrzanie chatki następuje stosunkowo szybko. Dużo prostsze są również prace naprawcze czy remonty – większość instalacji nie jest schowanych, przez to drobne zmiany elektryczne czy hydrauliczne, nie wiążą się z rujnacją ścian. Drewno wizualnie też bardzo ociepla przestrzeń, przez co drewniany domek jest szalenie przytulny. No i oczywiście brak sąsiadów za ścianą, a jedynie czasami tupanie nad głową to kun, które upatrzyły sobie poddasze jako swój dom 🙂

Różnice miedzy życiem w kamienicy, a w lesie, to trochę jak porównanie życia w złotej i klatce i na wolnym wybiegu. Posiadając dom, właściciel musi wykazać się o wiele większą samodzielnością, chociażby pamiętać o obowiązkowych przeglądach budowlanych. Nie ma administracji czy Wspólnoty, która zarządza nieruchomością. W bloku za ścianami są sąsiedzi i jeżeli ma się do nich szczęście, to zawsze można skoczyć po przysłowiową szklankę cukru. W chatce bywa, że jestem zupełnie sama, co ma swój ogromny urok, ale niekoniecznie bywa praktyczne. W mieście mam to szczęście mieszkać w nowo-wybudowanej kamienicy, gdzie wszystko póki co działa sprawnie. Zawsze i od razu jest gorąca woda, czy ciepła temperatura pomieszczenia, nawet po nieobecności. Przyjazd na wieś zawsze zaczynam od tzw. “uruchomienia chatki”. Włączam wodę i prąd, które to zawsze podczas nieobecności są odcięte. Gdy trzeba, rozpalam w piecu, a na ciepłą wodę czekam, aż się nagrzeje. Nie ma tu pobliskich knajp, więc żeby coś zjeść, trzeba sobie to przygotować. To są niby truizmy, ale dla kogoś niezaznajomionego z życiem na uboczu cywilizacji, może to brzmieć jak spore niedogodności.

Domek z drewna zimą.

A jakie są minusy, bo przecież życie w chatce z bali nie jest typową sielanką usłaną różami? Znajdzie się coś co uprzykrza Ci życie, ale nie mówisz o tym głośno.
A. W.

Jeżeli natomiast chodzi o minusy życia w chatce, to również są. Wspomniałam, że w zimie stosunkowo szybko domek się nagrzewa. No cóż… równie szybko się wychładza. Przy temperaturach w nocy poniżej minus 10 rano w chatce temperatura potrafi spaść nawet o 10 stopni! Trzeba natomiast wziąć poprawkę na to, że dom był budowany parędziesiąt lat temu przy zupełnie innej technologii niż dziś. Zdarza się, że pod naszą nieobecność, gdy dom jest nieogrzewany – zamarza woda. Prawie co roku trzeba wymienić albo baterię, którą rozsadziła kropla wody, albo inny element białego montażu. Jak przy każdym budynku wolno-stojącym, gdzie nie ma wspólnoty, właściciel ze wszystkim jest sam. Więc w zimie odgarnia śnieg żeby dojść do domu, w lecie kosi trawę, żeby całkowicie nie zarosnąć. Trzeba zorganizować drewno na opał, a w chłodniejsze dni poranek rozpocząć od rozpalania pod blachą. Dla mnie jednak wykonywanie takich prostych czynności jest przeniesieniem w świat pierwotnych i podstawowych potrzeb i jest to dla mnie bardzo wyciszające i odprężające.

No właśnie… Poruszmy może temat trwałości domku z bali? Jak konserwujecie drewno, żeby przetrwało długie lata? Dla mnie to zawsze było ciekawostką, bo przecież w murowanym i otynkowanym domu naturalne jest to, że po kilku latach zamieszkiwania trzeba odświeżyć ściany, a jak dbać o „mury” domku z drewna, żeby przetrwał 100 lat, albo i więcej? 
A. W.

Jak o każdy materiał i należy dbać również o drewno. Drewniany dom jest szczególnie mocno narażony na działania czynników atmosferycznych (słońce, wiatr, wilgoć). I na nim widać więc patynę czasu. Jak już wspominałam, przez wiele lat prace w chatce ograniczały się do minimum. W rezultacie dom stracił blask nie tylko w przenośni, ale i dosłownie. Zszarzenie ścian przy ciemnym goncie (uprzednio impregnowanym) spowodowało efekt dwuwymiarowości domku – smutnej, ciemnej, zapomnianej fasady. Od strony południa bale były mocno wypalone przez słońce, od północy z kolei pokryte – cienką, śliską i zielonkawą warstwą mchu. Nie chciało mi się wierzyć, że kilkoma ruchami szczotki można wydobyć ponownie naturalny kolor i strukturę drewna.

Co ciekawe, początkowo ekipa z Podhala miała jedynie skupić się na remoncie dachu. Ale po dłuższych rozmowach zdecydowaliśmy się z Ojcem również na “renowację” bali. I była to świetna decyzja. Nie tylko byliśmy zaskoczeni i zadowoleni z efektu wizualnego, ale przede wszystkim drewno dostało “oddech” i zostało zaimpregnowane przeciw szkodnikom. Takie czyszczenie powinno przeprowadzać się regularnie raz na rok, maksymalnie dwa lata. Nie ma na to funduszy, ale chciałabym żeby chociaż raz na pięć lat udawało się poddawać chatkę gruntownemu czyszczeniu.

To samo zresztą tyczy się gontów – te od samego początku były zaimpregnowane, ale regularne czyszczenie i mycie dachu przedłuża ich żywotność. Poza czynnikami atmosferycznymi, dodatkowym problemem są drzewa – modrzewie i sosny, które gubią igły, a te z kolei osadzają się częściowo na dachu i w szczelinach, gdzie gniją. Tak więc w tym roku, po pięciu latach od ostatniego remontu dachu, zdecydowaliśmy się z Ojcem na odczyszczenie gontów i wymianę pojedynczych zgniłych czy nadpróchniałych deseczek.

Czy chatka przetrwa sto lat albo i więcej? Trudno powiedzieć. Natomiast jeżeli chodzi o sam materiał jakim jest drewno, to widać jego trwałość chociażby w naszej drewnianej architekturze sakralnej czy skansenach. Więc wbrew pozorom, to naprawdę solidny budulec.

Czy masz w domku swój ulubiony kąt, pomieszczenie, miejsce, gdzie zazwyczaj spędzasz najwięcej czasu?
A. W.

Ulubione miejsce w chatce determinuje pogoda i pora roku. Latem jest to zdecydowanie taras. W pierwsze słoneczne i cieplejsze dni roku inauguruję sezon tarasowy, który trwa aż do jesieni. To tam rozpoczyna i kończy się dzień. Drewniany stół skupia przy sobie przyjaciół albo sąsiadów, a posiłki płynnie przechodzą od jednego do kolejnego. Kiedy jestem sama, najchętniej rozwieszam na tarasie fotel hamakowy i zaszywam się w nim jak w kokonie.

 

W chłodne czy deszczowe dni, lgnę do ciepła, więc albo siedzę przy kominku albo przy kuchennym piecu. Choć remont kuchni jeszcze przede mną, to bardzo lubię się w niej krzątać i gotować posiłki na blasze ogrzewanej drewnem. Długie wieczory spędzam zazwyczaj na kanapie przed kominkiem.

Bardzo też lubię swoją sypialnię na poddaszu, to małe pomieszczenie, z oknem na wschodnią stronę i widokiem na sosnę, którą posadziła moja matka chrzestna, kilka miesięcy po moich narodzinach.

Czy utrzymanie takiej mini sauny we własnym domu jest kosztowne i mocno szarpie po kieszeni? Nie mówiąc już o samym pomyśle, wdrożeniu, a więc zakupie takiej sauny i jej aranżacji?
A. W.

Saunę mam od pięciu lat i było to moje marzenie. Ze względu na ograniczoną przestrzeń (wydzielona część podpiwniczenia), sauna jest naprawdę mini, choć zmieścił się również prysznic i strefa wypoczynku z dwoma pół-leżakami.

Nazywamy to miejsce z przyjaciółmi “leśnym spa” 🙂

Sauna była robiona na zamówienie, ze względu na istniejące już pomieszczenie i obostrzenia (np. uskok w ścianie), więc nie było mowy o gotowym “box-ie”. Przed decyzją o jej budowie, sprawdziłam kilka ofert na rynku i porozmawiałam ze specjalistami. Moja sauna jest bardzo prosta, z samego drewna, bez żadnych dodatkowych udziwnień (ledy etc.). Więc można powiedzieć, że wybrałam “najtańszy model”. Co do pieca, to zdecydowałam się na piec elektryczny o mocy 4.5 kW. To naprawdę niedużo i na taki mały piec mogłam sobie pozwolić dzięki małej kubaturze sauny. Oczywiście, w takiej chatce, najbardziej pasowałby piec opalany drewnem (co ze względu na umiejscowienie nie byłoby trudne, bo sauna przylega do komina). Ale… wcześniej trzeba by zrobić remont komina (co jest w odległych planach…) i zapewnić dodatkowy przewód wentylacyjny.

Sauna jest użytkowana oczywiście głównie w zimie i chłodniejsze dni w roku. Nagrzanie jej zajmuje od 1,5 – 2 godzin, a wynika to z tego faktu, że najczęściej w całym podpiwniczeniu jest dosyć chłodno, więc temperatura wyjściowa jest dużo niższa niż np. w mieszkaniach, gdzie coraz częściej również montuje się sauny. Ponieważ chatka jest dodatkowo dogrzewana prądem, w zimie rachunki za prąd są wyższe, no ale jednocześnie, nie ma w tym czasie zużycia energii w moim krakowskim mieszkaniu 🙂

Co byś doradziła osobom, które chciałyby wybudować dom z drewna, ale mają sporo wątpliwości. Warto? Opłaca się? Na co zwrócić szczególną uwagę? Niektórzy sądzą, że obecnie drożej wybudować dom z bali niż murowany.
A. W.

Jak w przypadku każdej inwestycji, na pewno trzeba zrobić dobre rozeznanie. W internecie można znaleźć dużo artykułów porównujących dom murowany i domek z bali. Sporo jest też informacji na forach od użytkowników jednego i drugiego.

Na tyle, na ile orientuję się w temacie, to koszty budowy domu z bali są niewiele wyższa (o kilka procent) w stosunku do domu murowanego. Cenę natomiast drastycznie może wywindować decyzja o położeniu drewnianego gontu na dachu. Specjalnie mówię drewniany gont, ponieważ w tej chwili na rynku są dostępne gonty z innych materiałów, tańsze, trwalsze i dobrze imitujące ten naturalny.

Drewno wymaga regularnego czyszczenia i impregnacji (idealnie co dwa, trzy lata), co podnosi koszty eksploatacyjne.

Natomiast jeżeli chodzi o koszty mediów, to tutaj nie powinno być różnicy. Jeżeli domek z bali jest dobrze izolowany (bale o grubości nawet 24 cm, dobra izolacja dachu, szczelna stolarka etc.), to rachunki naprawdę nie powinny przyprawiać o zawrót głowy. W takim budynku można w tej chwili rozprowadzić każdy rodzaj ogrzewania, łącznie z centralnym.

Na co zwrócić uwagę? Przede wszystkim na jakość drewna. Są gatunki, bardziej i mniej trwałe, do stosowania na zewnątrz i do wewnątrz. Druga rzecz, ale to w przypadku każdej budowy, dobra ekipa. Naprawdę czasami lepiej zapłacić trochę więcej za doświadczonych fachowców i potem przez lata cieszyć się spokojem, niż na siłę szukać wszędzie oszczędności. Wiem, że oczywiście łatwo się tak mówi i czasem nie ma wyboru.

No i wreszcie jak dla mnie bardzo istotny jest kontekst, czyli miejsce, gdzie taki dom miałby powstać. Wpisanie architektury w krajobraz to ciągle bolączka naszej rodzimej architektury. I jak lubię styl góralski, to jednak wolę, kiedy pozostaje w górach, a niekoniecznie np. na obrzeżach dużych miast w centralnej Polsce. Ale nie tylko tradycyjną drewnianą architekturę lubię, ta współczesna też jest fantastyczna, jak chociażby bryły nawiązujące kształtem do stodół, z przeszkleniami. Więc warto pamiętać, że taki dom budujemy nie tylko dla siebie, ale również dla tego co i kto wokół nas.

Aniu, czego możemy Ci życzyć na kolejne lata?
A. W.

Hmmm… na pewno dalszej możliwości spędzania dużej ilości czasu w chatce. Marzy mi się remont kuchni i przystosowanie jej do coraz częściej odwiedzających mnie gości. No i środków do kolejnych większych remontów, które jeszcze przede mną, czyli chociażby wymiana stolarki okiennej. Jak przy każdym domu, pracy jest masa, więc i sił potrzeba. Ale też życzyłabym sobie większej umiejętności po prostu bycia tam, bez planowania kolejnych remontowo-ogarniających przedsięwzięć 🙂

Gdzie możemy śledzić Twoje dalsze pomysły związane z „domkiem”?
A. W.

Od jakiegoś czasu prowadzę foto-bloga na instagramie pod nazwą aniascabintale. To taki wizualny dziennik, gdzie przedstawiam trochę tajemniczo-bajkową stronę mieszkania w leśnej chatce, choć teraz częściej pojawiają się na stories informacje o pracach przy domku. Coraz więcej osób pyta o praktyczne rady, wskazówki, interesuję się prawdziwym życiem w takiej chatce, ma stare drewniane domy i myśli o ich renowacji, więc zainteresowanie tematem rośnie. Chciałabym więc szerzej podejść do tematu i na swoim facebookowym fanpage’u, o tej samej nazwie, dzielić się mieszkaniem w chatce i zapraszać do wymiany doświadczeń. Ale na to, póki co, brakuje czasu, więc główna moja aktywność w mediach społecznościowych, to ciągle ig.

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez 🌲A GIRL FROM THE WOODS🌲 (@aniascabintale)

Aniu, pewnie po tym wywiadzie wielu czytelników pozazdrości Ci Twojego życia w leśnym domku w którym na kilometr czuć ciepło i klimat niedopisania. Dziękujemy Ci serdecznie za to, że zaprosiłaś nas do swojego tajemniczego, sielankowego świata.

Mam nadzieję, że rozwiałaś wiele wątpliwości, a przed niektórymi otworzyłaś karty przekonując do tego, że dom z drewna to bardzo dobry wybór! Tym bardziej jesteśmy wdzięczni, ponieważ to na naszym blogu po raz pierwszy pokazałaś zdecydowanie więcej i opowiedziałaś nam historię miejsca, które dla Ciebie i Twojej rodziny jest szczególnie ważne. Trzeba też dodać, że wszystkie zdjęcia w wywiadzie są autorstwa Ani, a po więcej inspiracji zapraszamy na jej konto na Insta.

Dziękujemy!!!!!!! 

Wpisz zapytanie. Wciśnij Enter aby wyszukać.