Hala Gąsienicowa, czyli Tatrzański klasyk zimą – Randka w górach!

Autor: TOBIASZ
Co możesz zrobić, jeśli Twoje zimowe plany na górskie wędrówki w Beskidach, zabawy w śniegu psuje całkowity brak opadów i dodatnia temperatura? To proste. Uciec w Tatry. Z roku na rok zimy są coraz słabsze. Nic nie wskazuje, że będzie lepiej. To budzi duży niepokój, ale to nie miejsce na rozważania o efekcie cieplarnianym. Może kiedyś o tym wspomnę. To co wydarzyło się w tym sezonie zaczęło martwić nawet tych ceprów, którzy za zimnem nie przepadają.

Chciałoby się głośno krzyknąć  – Zimo wróć!

Po raz pierwszy w grudniu uciekliśmy do zimowej krainy, żeby zaznać trochę zimy. Kolejny raz w styczniu, aby chociaż w niewielkim procencie pochodzić po górach w zimowych warunkach. Postanowiliśmy wziąć to co natura nam dała, a nie czekać aż zima łaskawie zapuka do naszych okien!

Hala Gąsienicowa to Tatrzański klasyk, który zawsze wywołuje pozytywne emocje. Co roku halę odwiedzają dziesiątki, setki, a może nawet miliony turystów. Uwielbiana i rozpoznawana nawet przez największego górskiego laika. Uznana za najpiękniejszą z wszystkich Dolin. Mówiły jaskółki, ćwierkały wróbelki, niedźwiedź nawet krzyczał, że ten kto był na Hali Gąsienicowej jeszcze nigdy, ale to nigdy się nie zawiódł.

I ja potwierdzam. 

Myślę, że gdy dobrniesz do końca wpisu przyznasz mi rację.

Jeśli to jest Twój pierwszy raz i szukasz dogodnego szlaku na wejście lub byłeś tam latem i nie wiesz czego spodziewać się zimą – to dobrze, że tu jesteś. Będzie samo mięso*.

* konkretnie i wartościowo – ale też z lekkim humorem, postaram się, żeby to nasze krótkie spotkanie nie było nudne. Będzie też dużo zdjęć co sprawi, że rolka w przeglądarce po prawej stronie będzie bardzo cienka. Walczę z tym, ale selekcja zdjęć i wybranie najlepszych z kilkuset zdjęć nie jest moją najmocniejszą stroną. 

Pierwsze miejsce widokowe – Dolina Jaworzynki.

Zacznę jednak od początku.

Stało się coś po raz pierwszy. To coś spotyka każdego rodzica. Nie jest to rzecz prosta. Teraz to wiem. Wychowywanie dziecka to nie coś co można robić z doskoku. To kolejny etat, a czasem kompletna jazda bez trzymanki. Rollercoaster przy tym to mały pryszcz na nosie. Bardzo często są krzyki, płacz, stres i nerwy, które idą w tą stronę, w którą iść nie powinny. Wierzę, że każdy kto to czyta i jest rodzicem z uśmiechem kiwa głową przytakując na znak, że wie o czym mówię. Są też tacy, którzy dzieci nie mają i śmieją się pod nosem myśląc – „co on wygaduje”!

– Ale wiecie co nie zamieniłbym tego za nic w świecie.

Zrozumiałem, że to część naszej misji pt. „być rodzicem”. I nie ma idealnych rodziców, tak jak nie ma idealnych dzieci. Idealizm jest złudny i sprawia, że w życiu będziemy ciągle nieszczęśliwi.

To był nasz pierwszy raz, czyli pierwszy 2-dniowy wypad w góry, bez naszego dziecka. To połączenie szczęścia i tęsknoty. I to są wyjazdy potrzebne każdym rodzicom. Możesz w tym czasie odetchnąć, złapać dystans, zatęsknić, docenić szczęście, które czeka na nas w domu. A wiecie jak dobrze i przyjemnie wraca się do domu z takiego urlopu?

Przebieg całej trasy:

KUŹNICE – DOLINA JAWORZYNKI – PRZEŁĘCZ MIĘDZY KOPAMI – KRÓLOWA RÓWIEŃ – HALA GĄSIENICOWA – SCHRONISKO PTTK MUROWANIEC – CZARNY STAW GĄSIENICOWY

Szlak żółty, aż do Przełęczy między Kopami, później łączy się ze szlakiem przez Boczań przechodząc w kolor niebieski, aż do Czarnego Stawu Gąsienicowego. 

Inne szlaki?

Musisz pamiętać, że to nie jedyna droga prowadząca do tego miejsca. Są też inne, które mogą przypaść Ci do gustu, wybór jest spory:

– szlak niebieski prowadzący przez Boczań, równoległy do szlaku żółtego, prowadzący także z Kuźnic, krzyżuje się i łączy z naszym szlakiem przy Przełęczy między Kopami (2h!)

– szlak czarny z Brzezin – to tamtędy dojeżdżają samochody transportujące produkty do schroniska w Murowańcu! (potrzebujemy 2h!)

– Wierch Poroniec – Rusinowa Polana – Gęsia Szyja i stamtąd możemy uderzyć w kierunku Hali Gąsienicowej. Do zrealizowania w przeciągu około 5h! Zdecydowanie najdłuższy szlak, ale po drodze zaliczamy ciekawe punkty na mapie.

* podany czas orientacyjny według mapa-turystyczna.pl z uwzględnieniem letnich warunków.

Pięknie nasłonecznione Tatry Zachodnie i nasz jegomość wspaniały –

Śpiący Rycerz – budzi się ze snu! 

Halo? Tatry?

Nadciągamy.

Wyruszyliśmy w kompletnej nocy budząc się o zabójczej godzinie. Każdy ma swojego zabójcę czasu. O ile dla mnie wstawanie o 3-4 w nocy nie jest czymś strasznym to dla Ani jest to jak uderzenie meteorytu o kant kuli ziemskiej. Tym bardziej, że za chwilę trzeba wyjść na podwórko gdzie temperatura nie jest milusia. Najgorzej sturlać się z łóżka, a potem to już jakoś leci.

Dotarliśmy do celu. Zajęło nam to stosunkowo nie wiele czasu, bo na trasie spędziliśmy równe 3 h! I to się chwali. Bez korków, niespotykanych niespodzianek na trasie, o 7:30 rano, przy temperaturze – 5 stopni na zewnątrz meldujemy się na bezpłatnym parkingu przy rondzie, niedaleko skoczni.

Oczy nieco zaspane jak to bywa po zarwanej nocy. Ale gdy patrzyliśmy na bezchmurne, błękitne, rozsłonecznione niebo energia zaczęła przepływać przez nasze mięśnie i po 5 minutach od zaparkowania byliśmy ubrani, spakowani po brzegi i gotowi do wymarszu.

 W oddali widać najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego – Babia Góra

Przy rondzie w sezonie już od bardzo wczesnej pory stoją podhalańskie ubery, które nagabują ludzi zmierzających w stronę Kuźnic. Busy te przypominają nam młodzieńcze lata w których jazda tym środkiem lokomocji to była na prawdę wielka przygoda. Postanowiliśmy powrócić do przeszłości. Po krótkim namyśle wsiadamy do niego i za 5 zł/ os. docieramy do Kuźnic pod kolejkę w ciągu kilku minut. Zaoszczędzamy czas, siły, ale też odświeżamy wspomnienia – to wszystko bezcenne.

2:30 godziny

CZAS

 4,5 km

DŁUGOŚĆ

1500 m n.p.m.

WYSOKOŚĆ

566 m

PRZEWYŻSZENIE

Informacje wstępne

Pora podsumować pierwszy etap wędrówki. W tym dniu warunki pogodowe widać, że były po naszej stronie. Chociaż według prognozy miało być różnie. Słońce owszem, ale chmury też miały być. Co jednak nie sprawdziło się w żadnym stopniu co zaobserwujesz patrząc na foto-relację do samego końca. O poranku temperatura utrzymywała się w granicach -4 stopnie, aż do godziny 10, od tego momentu powoli zaczynaliśmy rozsuwać zamki w puchowych kurtkach. Robi się ciepło! Chociaż mamy środek zimy to nawet na wyższych wysokościach w tym dniu temperatura momentami była na plusie.

Hala Gąsienicowa zimą, dotarcie do niej wiąże się z pokonaniem dwóch etapów, które można wyróżnić podczas tej wyprawy. Pierwszy z nich pokonać musimy tuż za Doliną Jaworzynki. Na jej końcu zaczyna się pierwsze przewyższenie i kończy tuż za niewielkim lasem. To tam mamy widok na strome ściany gór. Na późniejszym odcinku cały czas idziemy w kilkustopniowym nachyleniu pod górkę, ale to podejście jest już nieco łagodniejsze od pierwszego. Dochodzimy do punktu, gdzie po raz pierwszy możemy zobaczyć panoramę na Dolinę Jaworzynki, centrum miasta i Beskidy (przy dobrej widoczności).

Robimy 5 minutową przerwę na herbatę. Pstrykamy kilka zdjęć i pędzimy dalej. Przed nami drugi etap, gdzie pokonujemy kolejne metry przewyższenia, a faktem jest to, że patrząc od punktu z Kuźnic, aż do Przełęczy między Kopami ich łączna suma to 450 metrów. Na tym odcinku wykonujemy większość wysiłku, który przybliża nas do naszego celu. Potem będzie już tylko lepiej.

Od Przełęcz między Kopami wkraczamy na szlak niebieski, którym będziemy podążać już przez kolejną część naszej górskiej eskapady. To tam uchwycony został kadr panoramy na Babią Górę, po części widoczne Pilsko, Giewont i kawałek Tatr Zachodnich, który mogłeś podziwiać powyżej.

 W oddali po lewej stronie widoczny kawałeczek Tatr Bielskich i najwyższy ich szczyt – Hawrań. 

Z Przełęczy aż po samą halę idziemy drogą nieco szerszą niż wcześniej. Zwana jest Królową Rówień. Zaczną się pierwsze widoki na Tatry Wysokie. Im dalej tym widok coraz bardziej będzie nas zachwycał.

Zima ma to do siebie, że zazwyczaj szerokość drogi na szlaku skraca się o większą połowę. Co utrudnia poruszanie się i mijanie turystów. Z reguły wygląda to tak, że trzeba stanąć i zejść na bok, żeby ktoś za nami, lepiej przygotowany mógł nas wyprzedzić.

Hala Gąsienicowa, czyli słów kilka o klasyku.

To najbardziej kultowe miejsce w Tatrach. Charakterystyczna brama pośród drzew, świadczy o tym, że Hala Gąsienicowa zacznie się tuż za nimi. Jej nazwa pochodzi od słynnego rodu Gąsieniców, który przez lata sprawowali nad tymi terenami swoją pieczę. Niegdyś, a bardziej dawno, dawno temu Dolina ta była jednym z większych ośrodków pasterstwa w Tatrach. W późniejszym czasie dokonano rozwarstwienia własności na kilkudziesięciu właścicieli, a przez lata uzbierało się ich aż 381! Obecnie żadnego wypasu w tym miejscu nie ma. Właściciel jest jeden i jest to Skarb Państwa 🙂

Wchodząc na halę można poczuć się jak na niewielkiej prowincji. To wszystko za sprawą kilku położonych po sąsiedzku budynków: stare nieużywane szałasy pasterskie, leśniczówka, popularna „Betlejemka”, czyli Centralny Ośrodek Szkolenia PZA, strażnicówka TPN „Gawra”.

Wymarzona pogoda na odpoczynek. 

Hala Gąsienicowa zimą oraz popularne schronisko Murowaniec

Jego historia?

Schronisko Murowaniec swoje początki miało w latach 1921-1925. Leży na wysokości 1500 m n.p.m. w Dolinie Suchej Wody Gąsienicowej w całości położone na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. To doskonała baza wypadowa na wszelakiego rodzaju ciekawe szlaki turystyczne. Z tego miejsca można zdobyć szczyty bardziej zaawansowane: Kościelec, Orla Perć, Świnica, Kozi Wierch, Zawrat, Krzyżne. Są też dostępne szlaki bardziej lekkie i dostępne dla początkujących: Kasprowy Wierch, Czarny Staw Gąsienicowy, Kopa Kondracka, Liliowe i Beskid

To jedno z tych wysoko położonych schronisk, gdzie istnieje droga dojazdowa, więc pracownicy nie muszą zbytnio kombinować z dostarczaniem produktów, aby goście, czyli strudzeni turyści mogli zjeść ciepły posiłek.

W schronisku można wykupić nocleg (należy to zrobić czasem z dużym wyprzedzeniem!). Dostępnych jest aż 116 miejsc noclegowych. Więc jest całkiem sporo miejsca do położenia swoich czterech liter. Po za tym w Murowańcu akceptują płatności kartą kredytową co zbyt często się nie zdarza.

A jeszcze jako ciekawostkę warto wspomnieć, że w tym schronisku spotykały się znane, historyczne postacie, które nikomu nie trzeba przedstawiać: Maria Skłodowska-Curie, Henryk Sienkiewicz, Ignacy Jan Paderewski, Bolesław Prus, Stefan Żeromski, a nawet Jan Kasprowicz. Miło odwiedza się te miejsca, gdzie swojej własnej przestrzeni i równowagi szukały także wybitne postacie ze świata literatury polskiej i nie tylko.

Kliknij, powiększ zdjęcie.

 Kliknij, powiększ zdjęcie.

 … randka w górach?

Każdy pomysł na randkę zasługuję na uwagę. Niektórzy lubią tradycyjne pójście do wykwintnej restauracji z bogatym menu, w otoczeniu palących się świec, z lampką czerwonego wina przy ręce. A drudzy, cieszą się na myśl o zupie pomidorowej w schronisku, która po odpowiednim wysiłku fizycznym smakuje dużo lepiej niż soczysty stek z tuńczyka polany sosem beszamelowym. Cokolwiek to znaczy. Nigdy nie jadłem, ale zawsze w telewizji brzmiało -fantastycznie.

A tak całkiem poważnie to to był nasz pierwszy wyjazd tylko we dwoje po ponad dwóch latach od urodzenia Majki, więc można cały ten wyjazd uznać za randkę.

Sympatyczny, starszy Pan, którego spotkaliśmy po drodze na szlaku wystraszył nas wizją przepełnionego schroniska. No wiesz, brak miejsca, czyli dwie osoby wychodzą, dwie wchodzą. I tak w kółko. Na szczęście plotka została zdementowana przez nas w miarę szybko. W Murowańcu spędziliśmy blisko godzinę, bo nigdzie się nie spieszyliśmy. Czas był dobry. Nic nie wskazywało, że pogoda ma się zepsuć, a nasz organizm w miarę szybko przeszedł w tryb spoczynku i najzwyczajniej w świecie rozleniwił się.

 Ostatnie podejście i znajdziemy się nad Czarnym Stawem Gąsienicowym.

Zza winkla. W drodze nad Czarny Staw. Widać turystów będących na Kościelcu i tych schodzących. Uwielbiam patrzeć na ludzi zdobywających szczyty z tej perspektywy, którzy za pewne w ten sposób przekraczają swoje ograniczenia i bariery.

Jeśli ktoś odwiedzając Halę Gąsienicową i schronisko Murowaniec ma apetyt na więcej, ale nie ma zbyt dużego doświadczenia w turystyce zimowej i nie chce zbytnio się forsować to proponuję udać się nad Czarny Staw Gąsienicowy.

Krótka trasa. Lekkie podejście. My tak właśnie zrobiliśmy, ale też ze względów sentymentalnych. Ten kto dłużej śledzi nasze poczynania i jest z nami od samego początku istnienia bloga wie, że to tam odbyła się nasza pierwsza życiowa podróż poślubna.

Czarny Staw Gąsienicowy

Jezioro polodowcowe zaliczane do wschodniej części Doliny Gąsienicowej, gdzie znajdują się tylko dwa stawy. Ten drugi mniej znany to Zmarzły Staw. Zdecydowanie mniejszy. Zobaczyć go można na trasie podejścia na Zawrat i Kozią Przełęcz. Jeśli chodzi o głębokość i to jak wypada Czarny Staw Gąsienicowy na tle innych znajdujących się w Tatrach to wypada on nieco po za podium, czyli plasuje się na 4 miejscu.

1624 m n.p.m.

WYSOKOŚĆ

30-35 minut (licząc od schroniska)

CZAS

17,9 ha

POWIERZCHNIA

51 m (maksymalna)

GŁĘBOKOŚĆ

Warto też wspomnieć, że poziom lustra wody może znacząco się różnić. Wszystko za sprawą zmieniających się pór roku. Wraz z topniejącymi, dużymi pokładami śniegu poziom może być maksymalnie wysoki. Latem przy małych opadach i wysoko utrzymujących się temperaturach poziom ten może spaść.

Jezioro z reguły zamarza na przełomie października i listopada, a topnieje w okolicach maja i czerwca. Wody mają odcień ciemnogranatowy o niewielkim zabarwieniu szafiru. Zimą przy wysokich temperaturach można swobodnie chodzić po jeziorze, natomiast warto tego unikać w początkowych fazach zamarzania i topnienia, gdy temperatura w ciągu dnia jest już stosunkowo wysoka.

 Kościelec (2155 m n.p.m.) po lewej i Przełęcz Karb – maszerujący turyści. 

W tym miejscu czujesz niesamowitą przestrzeń. Chcesz tu zostać, bo jest pięknie. Warto przysiąść i uwolnić myśli, jeśli oczywiście warunki na to pozwolą. W pewnym momencie nad stawem zaczął mocno szaleć wiatr. Jednak po chwili uspokoił się i nastała kompletna cisza. Wykorzystaliśmy ten moment chowając aparat to torby. Koniec zdjęć. Trzeba oddać się chwili. Przyznam szczerze, że to tam po raz pierwszy lekko przymroziło mi palce.

Po trasie i na samym Czarnym Stawie Gąsienicowym mijamy mniejsze i większe grupy zorganizowane, gdzie przewodnik z wszywkami TOPR dzieli się swoim doświadczeniem. Zawsze z podziwem patrzę na tych ludzi. W ich oczach widać historię, pasję i miłość do tego co robią.

Dobrze, że są.

Pełna panorama z Czarnego Stawu Gąsienicowego. Najbardziej charakterystyczny szczyt dla tego miejsca – Kościelec. Budzi zachwyt. Już widoczny z Hali Gąsienicowej przyciąga wzrok jak magnes. Z prawej strony wznoszą się ściany tej góry. Widać w tym dniu wielu turystów zdecydowało się na wejście. Warunki były rewelacyjne. Śnieg był ubity, na szlaku nie było zlodowaceń, trasa była przetarta. Komunikaty pogodowe i oświadczenie TOPR o lawinowej 1 potwierdziły, że to jest ten dzień.

I chociaż trudno było wymarzyć sobie lepsze warunki to i tak w tym dniu krążył helikopter. Trzy razy – zawracał. Tak jakby kogoś szukał. Działo się to w rejonie Granatów. Nawet dobra pogoda nie świadczy o tym, że telefon Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego będzie milczał.

Suma sumarum, do tego rodzaju wyprawy poprzez wyznaczone odcinki trasy niezbędne będą raczki. Zdarzyły się po trasie osoby, które szły bez. I co prawda na pewnych odcinkach nie są one potrzebne, ale zdecydowanie zalecam mieć je przy sobie, bo zdecydowanie łatwiej się idzie. Przypominam sobie 3 osoby, które mijaliśmy w pobliżu Doliny Jaworzynki i oprócz braku raczków jedna z nich miała totalnie nieprzystosowane obuwie. Schodziły dość mozolnie pomagając swojej koleżance, która nie przemyślała konsekwencji. Nic nikomu się nie stało, ale w zimie nie wiele brakuje, żeby zjechać, wypaść z trasy, skręcić kostkę.

Żółta Turnia (2087 m n.p.m.) – grań oddzielająca Dolinę Gąsienicową od Pańszczycy. 

Kiedy wybieraliśmy się w Tatry jedną z rzeczy o które martwiliśmy się najbardziej to to, że pogoda pokrzyżuje nam plany. Obawy były niepotrzebne. Udało się. Wypad należy uznać za wartościowy. Nie przeforsowaliśmy się zbytnio. Na drugi dzień zaliczyć chcieliśmy jakąś Dolinę, ale z rana pogoda nie była zbyt dobra.

Po za tym już od samego rana czuliśmy, że musimy wrócić wcześniej, żeby móc pobyć trochę czasu z naszą Majką. Tęsknota za własnym dzieckiem – wygrała 😉

Postanowiliśmy jednak wykorzystać przedpołudnie i pojechaliśmy poszukać dobrej panoramy. Szukając wskazówek w google dotarliśmy do miejscowości Ząb. Jako wskazówkę podam tylko, że wszystko miało miejsce tuż obok kościoła św. Anny w Zębie. To tam zostawiliśmy samochód i 50 metrów dalej odnajdujemy wspaniałe miejsce z widokiem na panoramę Podhala i Tatr.

Jest jeszcze coś o czym wspomnę. Podczas naszych dwóch, ostatnich wypadów do Zakopanego stołowaliśmy się kilkukrotnie w Tatrzańskim barze mlecznym przy rondzie na Kuźnice. Już o tym pisałem, ale to tam za małą kwotę zjemy smacznie i przede wszystkim nie musimy martwić się o jakość jedzenia. Jest świeżo i dużo.

Czego chcieć więcej?

Nie trzeba czekać zbyt długo i nie będziemy skazani na czekanie na wolny stolik. Polecam.

Druga sprawa to nocleg. Spaliśmy u przemiłej Pani góralki w Murzasichle w Leśnym Zaciszu. Byliśmy dwa razy i możemy z ręką na sercu polecić, jeśli ktoś szuka noclegu w zadbanym, schludnym i ciepłym miejscu. Bardzo przystępne i atrakcyjne ceny nawet w wysokim sezonie. To taka miejscówka poza Zakopanem, które sprawdziliśmy na sobie i będziemy wracać na szybkie i tanie tripy – sprawdź tutaj.

Ps. To miał być krótki wpis. Wyszło jak zawsze 🙂 Po prostu ja może się do tego nie nadaję? Nie potrafię pisać zwięźle. Zawsze chcę więcej. A to jeszcze to. A to o tym jeszcze warto wspomnieć. Jest ktoś kto to wytrwał i dobrnął do końca? 😉 

To zdjęcie wykonane w okolicach Zębu, ale nie koło kościoła 🙂 Szukajcie, a znajdziecie. W tej małej miejscowości w wielu miejscach znajdziemy takie widoki. 

Wpisz zapytanie. Wciśnij Enter aby wyszukać.