Jak wejść na Kasprowy Wierch pieszo latem?

Autor: TOBIASZ

Chodzenie po górach w samotności ma wiele plusów przekonałem się o tym na własnej skórze. Oczywiście są też i gorsze strony. O jednych i drugich z mojego punktu widzenia dowiesz się czytając ten wpis. Jest troszkę długi, ale bądź cierpliwy.

Warto.

Jak wejść na Kasprowy Wierch samemu? W zasadzie pozostałem bez wyjścia, bo tym razem do Zakopanego przyjechaliśmy we trójkę. Ania jest w już zaawansowanej ciąży (niedługo urodzi się mały Duduś), więc nie wypada, aby chodziła na eskapady w wysokie góry. Chociaż mówi się, że ciąża to nie choroba, to jednak należy wystrzegać się dużego wysiłku. W końcu, jak mówi przysłowie, lepiej dmuchać na zimne.  

Lubimy chodzić we dwójkę i razem pokonywać własne bariery, ale tym razem sam zmagałem się z górami realizując założony przed wyjazdem plan. Przyznam szczerze, że do tego wejścia nie przygotowywałem się wcale. Trochę wierzyłem, że wieloletnie treningi w piłce nożnej, setki rozegranych meczy i tysiące kilometrów z piłką pozostawiły w moim organizmie trwały ślad, czyli dobrą  kondycję i odpowiednią siłę w nogach. Tydzień przed wyjazdem postanowiłem jednak dwa razy pobiegać, aby sprawdzić swoją wydolność. Nie było najgorzej, ale z reguły nawet najlepszy sportowiec, który po ciężkiej kontuzji czy dłuższej przerwie pragnie wrócić na boisko, musi zmierzyć się z zakwaszeniem organizmu (mowa o zakwasach). W moim przypadku było podobnie. Zakwasy były na tyle duże, że z daleka przypominałem trędowatego. Ten okres trzeba po prostu odchorować.

Jeśli wybierasz się w taką wędrówkę, to proponuję, aby się do tego chociaż troszkę przygotować. Zarówno od strony fizycznej, jak i kondycyjnej. Chyba, że chcesz podczas wspinania się dyszeć jak 100-letnia lokomotywa, wypluć własne płuca, a na drugi dzień sturlać się z łóżka czując każdy kawałek swojego zbolałego ciała. Mówię całkiem poważnie. Mimo, że trasa w porównaniu ze Świnicą, Orlą Percią, Mnichem, Rysami (przypuszczam, bo jeszcze te szczyty przede mną) jest bardzo przyjemna i prosta.

Chociaż u mnie zakwasy pojawiły się tylko na pośladkach (całe szczęście 😉 ), to  po powrocie do pensjonatu Willa Malinowa, miałem pewne obawy, że będzie dużo gorzej.

 

„Ból dupy… czyli pobudka o 4:20”

To, co dla niektórych nie jest wyzwaniem, dla innych jest czymś nierealnym, coś czego przeskoczyć się nie da.

Ja uważam, że wstawanie o świcie słońca jest czymś naturalnym i przyjemnym. Wymaga to od nas pewnego zaangażowania, silnej woli i determinacji. Tym bardziej, jeśli wiesz, że nie musisz, ale chcesz. Wtedy w głowie pojawiają się różne myśli.

U mnie nigdy nie było z tym problemów. Ważne jest, żeby podczas dzwonienia budzika, szybko otworzyć oczy i po kilku sekundach wstać z łóżka. Nie zastanawiać się, czy może jeszcze 5 minut i nie ustawiać drzemki, bo to z reguły nie kończy się na 10-15 minutach, tylko na głębokim śnie!

Pozytywne emocje, które we mnie siedziały, nie pozwoliły zostać dłużej w łóżku. Byłem też ciekaw, czy sprawdziły się prognozy pogody. Najważniejsze, że nie padało i były perspektywy na piękną pogodę.

Wszystko, co miałem zabrać, wystarczyło spakować do plecaka. Przygotowałem herbatę w termosie,  zapakowałem też prowiant  – mogę startować. Podjechałem samochodem pod Rondo Jana Pawła II, zaparkowałem nieopodal Wielkiej Krokwi. Osoby, które myślą, że o 5 rano nie zastaną tam żadnego parkingowego, są w błędzie. W sezonie zakopiański biznes kręci się bez przerwy. Zaparkowanie samochodu w tym miejscu to koszt rzędu 20 zł za dobę.

Jak wejść na Kasprowy Wierch pieszo, latem i w pojedynkę?

Od ronda do Kuźnic jest kawałek, ale jak się później okazało, w połowie drogi znajduje się parking (kiedyś go nie było), więc samochód można zostawić bliżej, niż ja to zrobiłem. Uwierz mi  – to będzie miało znaczenie w drodze powrotnej, gdy zmęczenie będzie dawało Ci się we znaki. Na Kuźnicach mamy do wyboru trzy szlaki prowadzące na Kasprowy Wierch: zielony, żółty i niebieski. Ja wybrałem żółty. Jest chyba najlepszy pod kątem widoków, a tym samym najczęściej wybierany przez turystów.

 

Jak wejść na Kasprowy Wierch od strony Jaworzynki?

 

O tej wczesnej  godzinie szlaki  świeciły pustkami. Spotkałem po drodze pojedyncze osoby, które, podobnie jak ja, cenią sobie ciszę i spokój. Poza tym, chcąc zaliczyć wyższe szczyty, musimy wyjść stosunkowo wcześnie, aby wracając nie zastała nas noc.

Długość trasy, licząc od Kuźnic aż po sam szczyt Kasprowego Wierchu, to ok. 7,3 km. Według mapy można wejść tam w ciągu 2 godzin i 30 minut. Pewnie ten wynik jest realny, jeśli skupimy się w 100% na samym szczycie i nie będziemy zbaczać z trasy, ale bądźmy realistami. Różnica poziomów to około 976 m. Zaczynamy od Kuźnic z poziomu 1011 m, a kończymy na samej górze, na 1987 metrach. Musimy więc wspiąć się prawie kilometr w linii pionowej.

Pierwszy odcinek zaczyna się na Polanie Jaworzynki, która otoczona jest pięknymi, starymi, opuszczonymi szopami pasterskimi. To nadaje jej pewnego uroku. Jak się okazuje, nazwa polany pochodzi od rosnących na niej dawniej jaworów. Możemy z niej łatwo dostrzec Przełęcz między Kopami. Droga jest płaska i szeroka. Niemniej jednak kolejny odcinek przy ławce (idealne miejsce na pierwsze śniadanie) stanowi pierwsze wyzwanie!

Zaczynają się wzniesienia. Jest to niedługi odcinek schodów prowadzący przez las. Na tej trasie, ku mojemu zaskoczeniu, zaczął delikatnie kropić deszcz. Zacząłem się zastanawiać, czy to tylko kilka kropel, czy może zapowiada się coś większego…

Ale nie to było najgorsze. Wyobraź sobie, że przez cały ten odcinek, aż  do samej góry schodków ułożonych z dużych kamieni, atakowały mnie oszalałe osy. Jakaś szarańcza, która upatrywała sobie ofiarę i utrudniała jej życie aż po kończący się las. Masakra. Myślałem, że już się od nich nigdy nie uwolnię. Na szczęście deszcz przestał padać i zaczęło się coraz śmielej przejaśniać. No i osy też uciekły! Uff… W tym miejscu zrobiłem sobie krótki odpoczynek na mały łyk wody i żółtego banana. Kiedyś ten odcinek wydawał mi się trudny, ale to był dopiero początek. Dalsza trasa przebiega poprzez dużo węższą ścieżkę, pomiędzy pięknymi kosodrzewinami oraz jodłami, które nadają temu miejscu wyjątkowości.

Następnie dochodzimy do tak zwanej Wyżni Polany Jaworzynki, z której rozlega się widok na polanę i gdzieniegdzie widać centrum Zakopanego.

 

Zanim dotrzemy na Halę Gąsienicową, na której udało mi się uchwycić piękne widoki, będziemy przechodzić przez Przełęcz między Kopami. Tam łączą się ze sobą dwa szlaki: żółty i niebieski. Pogoda była dla mnie łaskawa, pojawiło się słońce, a wraz z tym nadzieja na dobre zdjęcia.

 

Z Przełęczy na słynną Halę Gąsienicową idziemy szeroką i prostą ścieżką z lekkim spadem. Widok jest już całkiem przyjemny, zwłaszcza, gdy idziemy o poranku, a słońce nieśmiało rozświetla polanę i całą panoramę gór. Takie widoki lubię najbardziej!

Jak wejść na Kasprowy Wierch pieszo?

 

Jakie są plusy chodzenia po górach w pojedynkę?

To, co napiszę, będzie ciekawe dla osób, które nie lubią samotności. W zasadzie chyba nikt jej nie lubi, prawda? W dłuższej perspektywie czasu samotność potrafi zabić. Nikt nie mówi o życiu typowego jaskiniowca, który stroni od kontaktu z drugim człowiekiem, bo nie jest mu to na rękę, lub po prostu się tego boi. Tak naprawdę woli własne towarzystwo, bo w nim czuje się najbezpieczniej.

Kobiety tak nie mają, a jeśli się mylę, to proszę popraw mnie. Natomiast my, mężczyźni z krwi i kości, (co to za uśmieszki :D?) mamy coś z jaskiniowca. Już widzę kobiety, które czytając to, kiwają głowami w celu potwierdzenia :).

Góry to dla mnie odskocznia od problemów, które napotykam na co dzień na swojej drodze. Idąc górskim szlakiem zabieram ze sobą plecak i własne myśli. To tam potrafię je uporządkować. Moja uwaga skupiona jest wyłącznie na tym, co pozytywne. W otoczeniu pięknych zjawisk przyrody człowiek skupia się na tym, co tu i teraz. W życiu codziennym zapominamy o celebrowaniu tego co małe, ale piękne.

 

[mailerlite_form form_id=2]

 

Moja kilkugodzinna podróż na Kasprowy Wierch pozwoliła wyciszyć ciało i umysł. Traktuję to jako swego rodzaju medytację, która umożliwia skierowanie myśli w pożądanym kierunku. Na co dzień jest to ciężkie, ponieważ mamy wokół siebie wiele rozpraszaczy, które kradną nasz czas.

Gdy idziesz w pojedynkę nikt Cię nie rozprasza. Tym samym zmierzasz do celu dużo szybciej niż normalnie.

Każdemu zalecam tego rodzaju detoks. Takie oczyszczanie organizmu to ja rozumiem.

Największą zmorą, i przed tym Cię przestrzegam, jest pójście w góry z osobą, która idzie, bo Ty idziesz. Tak naprawdę nie lubi chodzić i szybko się męczy. Nie Ty, ale znasz takie osoby, które wolałyby w tym momencie leżeć na plaży trzymając w ręku zimny kufel z piwem. Miej świadomość, że nie wszyscy będą kochać góry  tak jak Ty. W życiu jest piękne to, że każdy człowiek jest inny. Mamy inne potrzeby, nawyki i przekonania.

Jeśli pójdziesz z kimś, kto nie za bardzo jest przekonany do górskich wędrówek, będziecie się wzajemnie męczyć. Zastanów się nad tym, zanim popełnisz ten kardynalny błąd.

Przyznam Ci się, że jest też pewien minus. Jeśli idziesz z kimś komu ufasz, kochasz go, a on podobnie jak Ty podziela Twoją pasję, to możecie wspólnie dzielić swoje szczęście wędrując!!! Trochę brakowało mi mojej gaduły… 😉

 

Hala Gąsienicowa pełną gębą! Ten widok śni mi się po nocach… 😉

Pewnie słyszałeś niejednokrotnie, że widok z Hali Gąsienicowej jest jednym z najpiękniejszych. Potwierdzam. Szczególnie, gdy dotrzesz na nią o poranku lub zachodzie słońca. Jest to miejsce, które ma coś w sobie. W powietrzu unosi się wyjątkowy klimat, a widok zapiera dech w piersiach, co udało się tylko w niewielkim stopniu ująć w kadrze mojego obiektywu.

Przy niektórych drewnianych chatkach są ławki, na których można usiąść i spokojnie cieszyć się tym, co nasze ludzkie oko ma przed sobą. Weź kilka oddechów pełną piersią i staraj się celebrować te krótkie, ulotne, ale mocno ujmujące chwile. Myślę, że patrząc na te zdjęcia, wiesz o czym mówię?

 

W drodze powrotnej ująłem kadr, na którym widać zwiększony ruch na szlaku. Zrobiło się ciasno. Dobrze, że ja już wracam… I wiesz co? Fajne jest uczucie, gdy wracając, widzisz spoconych, ostro dyszących, zmarnowanych turystów zmierzających w górę… Przy schodzeniu wysiłek jest przecież o połowę mniejszy. Po prostu rzucasz nogi przed siebie i jakoś to leci 😉

 

Przystanek w uroczym schronisku PTTK Murowaniec!

O tym miejscu można by wiele mówić. Dla mnie i Ani ma ono sentymentalne znaczenie. Ten, kto czytał o naszym plenerze w Zakopanem, wie jaką przygodę przeżyliśmy schodząc z Kasprowego. A jednym z naszych najmilszych i najprzyjemniejszych momentów (to tam chowaliśmy się przed silnym wiatrem – halnym!) było właśnie to schronisko.

Wokół budynku jest sporo ławek, więc można spokojnie usiąść. W Murowańcu byłem w granicach 8:30-9:00 rano, a o tej porze to miejsce nie jest jeszcze mocno oblegane. Spotkałem nielicznych, ale doświadczonych turystów, co można było rozpoznać ze sprzętu, którym się posiłkowali.

Żałowałem, że już z rana nie zdecydowałem się na jakąś przekąskę w schronisku, bo w drodze powrotnej budynek był w całości zapełniony turystami. Tymi zagorzałymi i z przypadku. W szczycie sezonu to normalne, i niezbyt miłe, zjawisko. Chociaż cieszy fakt, że wielu zwiedzających wybiera góry jako góry, a nie dość powszechne przejście Krupówek z góry na dół i z powrotem 😀 Nie mówię oczywiście, że to jest złe, ale to nie powinien być cel sam w sobie.

Schronisko Murowaniec i jego niesamowity urok.

Czarny Staw Gąsienicowy – Twoje „MUST HAVE”!!!

To jedno z ulubionych miejsc, obok którego nie mogę przejść obojętnie. Jako, że jest to niemal 35 minut drogi od schroniska PTTK Murowaniec, to nie mogłem się powstrzymać, żeby tam nie pójść. Poza tym, nie potrafiłem sobie odmówić tych widoków, których doświadczyć można będąc nad stawem.

 

Dojście do Czarnego Stawu Gąsienicowego przebiega dość spokojnie. Większość trasy przejdziesz po dużych kamieniach. Część drogi to lekkie wzniesienia, a wokół dostrzec można wiele kosodrzewin. Do celu można dojść stosunkowo szybciej niż podaje tablica, jeśli nie będziemy się mocno obijać.

 

Praktycznie w tym samym miejscu, jakieś 2 lata temu, mieliśmy swoje najlepsze zdjęcie z sesji plenerowej. Ten staw przy dużym wietrze wygląda jak wzburzone morze. To swego rodzaju oaza spokoju. Woda jest przezroczysta o zabarwieniu szafiru. Widoczność sięga od 10 do 12 m. Znajdujemy się na poziomie 1624 metrów n.p.m. Można usiąść na dużym kamieniu i wpatrywać się w duże masywy gór, które są umiejscowione wokół stawu. Dostrzec możesz Kościelec (2155 m), Mały Kościelec lub Żółtą Turnię. Idąc wzdłuż stawu lewą stroną możemy dojść szlakiem na Zawrat (2159 m), gdzie w tym dniu akurat zmierzało dużo osób.

 

Ostatnie podejście na Kasprowy Wierch!

Ponad połowa trasy za mną. Według tabliczki, która znajduje się tuż za rogiem schroniska Murowaniec, aby wejść na Kasprowy Wierch, trzeba założyć sobie jeszcze godzinny marsz. W mojej ocenie jest to najcięższe podejście ze wszystkich odcinków. Trasa ta liczy 2,7 km. Jak widzisz na zdjęciu poniżej, piesze wędrówki  w dużym stopniu wybierają osoby już nieco starsze. Zawsze uśmiecham się widząc na szlaku osoby powyżej 60, a czasem 70 roku życia… To utwierdza mnie w przekonaniu, że starość można przeżywać na tysiąc różnych sposobów. Z dużym podziwem obserwuję takich ludzi w górach i chylę przed nimi czoła. Są oni  dowodem na to, że miłość do gór nigdy nie rdzewieje i wspinać się można w każdym wieku.

Po drodze mamy możliwość zejścia ze szlaku na Kasprowy i wejścia na trasę prowadzącą w kierunku Przełęczy Liliowej.

To jest już ostateczne podejście na szczyt, które jak widać na zdjęciu jest dość strome. Tutaj trzeba włożyć największy wysiłek. Idziemy drogą ułożoną z kamieni, która przypomina schody. Dokładnie w tym miejscu spotkałem mężczyznę w bardzo podeszłym wieku, który w jeansach, ciepło ubrany, schodził z Kasprowego. Zapewne zaliczył wjazd kolejką, a następnie zdecydował się na samotne zejście w dół. Nie wiem, czy to był  mądry pomysł, bo mając ok. 70-80 lat, trzeba liczyć się z tym, że organizm może nas czymś zaskoczyć. Weź to proszę pod rozwagę, gdy będziesz planował pieszą, kilkugodzinną wędrówkę w góry.

Po prawej stronie (na zdjęciu po lewej) będziemy przechodzić obok krzesełkowej kolei linowej na Kasprowy Wierch.

Górna stacja kolejki na Kasprowy Wierch.

Dla osób, które nie są jeszcze przygotowane na to, żeby samodzielnie wejść na Kasprowy Wierch i z niego zejść, przygotowana została kolejka. Dzięki niej można na górę wjechać i z niej zjechać. Poza tym w tle widać górną stację kolejki oraz, nieco wyżej, charakterystyczne obserwatorium Meteorologiczne, zbudowane w 1938 roku. Jest to najwyżej położony budynek w Polsce.

Jeśli czytając to przymierzasz się zastanawiając czy dasz radę to według mnie nic nie tracisz, a na górze doświadczysz uczucia spełnienia i realizacji czegoś co na początku wydawało się po za zasięgiem Twoich możliwości, a jednak pokonałeś własną barierę. Na początku pojawiła się w Twojej głowie, ale obaliłeś ją nie dając za wygraną. Podjąłeś wyzwanie, nie poddałeś się.

Wiesz, że jedyne ograniczenia, to te, które sami narzucamy w swojej głowie? 

Kasprowy Wierch okiełznany!!! – 1987 m n.p.m.

Udało się zrealizować to, co zaplanowałem 2 miesiące wcześniej. Nie powiem, że wejście na Kasprowy Wierch to bułka z masłem, bo trochę wysiłku trzeba w to włożyć, ale dla tych widoków warto. Drugim powodem może być własna satysfakcja, że dokonaliśmy czegoś, czego wcześniej nikt z naszych znajomych nie osiągnął. Przyznasz, że to całkiem miłe uczucie…:)  Nie no, przecież nie to jest w tym wszystkim najważniejsze.

Kilka kropel potu wyszło ze mnie. Dosłownie. Ale ostatnie podejście było połączeniem zmęczenia z uczuciem szczęścia, a to lubię najbardziej. Wtedy wiem, że zrobiłem coś pożytecznego i ważnego. Wejście na szczyt wiąże się również z odsłoniętą przestrzenią, a tym samym temperatura jest inna i wiaterek silniejszy. Musiałem ubrać bluzę, bo zrobiło się zimno, chociaż mamy właściwie środek lata.

Niebo było nieco zachmurzone, ale to w niczym nie przeszkadzało, bo widok z Kasprowego na panoramę Tatr był imponujący. Uwielbiam to połączenie skał z zielenią, niebieskim niebem i kłębiącymi się chmurami. W tle widać liczne ścieżki, przecinające się szlaki, a na nich, niczym mrówki, ludzie zmierzający w wyznaczonym celu.

Powrót na dół jest o wiele bardziej przyjemny i mniej męczący. Zejście czasowo jest prawie o połowę krótsze.

Mam nadzieję, że niebawem na tapetę wezmę coś bardziej wymagającego.

Jeśli podjąłeś się podobnego wyzwania to podziel się tym ze mną. Skomentuj! A tych co nadal zastanawiają się nad tym jak wejść na Kasprowy Wierch pieszo zapraszam do zadawania pytań, które pojawiają się cały czas w Twojej głowie. Wierzę, że niedługo zrealizujesz ten cel!

Wpisz zapytanie. Wciśnij Enter aby wyszukać.