Babia Góra, czyli wizytówka Beskidu Żywieckiego!
Są takie miejsca w Polsce, które odwiedzają tysiące, a w perspektywie miesięcy nawet miliony turystów. Popularne, charakterystyczne i ujmujące w swojej prostocie (np. Morskie Oko). Ich popularność nie bierze się z powietrza. To co takich ludzi przyciąga są bez wątpienia cudowne widoki.
Babia Góra ma właśnie to coś co przyciąga jak magnes. Do siebie. Jej wyniosłość to jedno, a drugie to bezpośredni widok na Tatry. I stąd jej popularność głównie wynika. To przecież najwyższy szczyt w Polsce nie wliczając Tatr, drugim co do wybitności zaraz po Śnieżce.
I to cieszy, ale no właśnie zawsze jest jakieś ale. Szkopuł tkwi w tym, że słynne miejsca są z reguły mocno oblegane – na szlaku niezależnie od tego, który wybierzemy napotkać można różnej maści turystów! Począwszy od tych co kondycją nie grzeszą i są przygotowani choćby nawet pod kątem sprzętu, a kończąc na tych co w górach znajdują się trochę z przypadku.
Obserwując Tatry i nie tylko można zauważyć, że w Polsce panuje coraz silniejszy trend na chodzenie po górach. Z jednej strony to dobra wiadomość, ale jeśli przyglądniemy się bliżej to zauważymy wiele problemów i zagrożeń, które wynikają z tego faktu.
„Na ostatni gwizdek!”
Babia Góra siedziała w mojej głowie na prawdę długi okres czasu. W planach był wschód albo zachód słońca na tej górze, żeby doświadczyć spektakularnej scenerii. I też po to, żeby mój Canon mógł się w tym miejscu sprawdzić. I ja razem z nim. Fotografując nauczyłem się, że najważniejsze w robieniu zdjęć są tak na prawdę 3 rzeczy. Światło, światło i jeszcze raz światło. No i może odpowiednia sceneria też. Ale warunki pogodowe to jest klucz do dobrego zdjęcia.
W czerwcu planowałem, że wejdę na Babią i koniec kropka. Plan był, teraz pozostało mi go zrealizować. Miesiąc czerwiec coraz bardziej się kurczył. Dni uciekały i zawsze coś stało na przeszkodzie, żeby dopiąć wyprawę i stawić się w Zawoi. Dzieli nas praktycznie 120 km drogi samochodem, a więc blisko 2 godziny jazdy. Jeśli to ma być wschód to muszę jechać z kimś… A to nie jest takie proste. Wolę na taką trasę nie siadać sam za kółkiem, bo boje się, że przy porannym wstawaniu, krótkim czasie snu (nie jestem w stanie położyć się spać wcześniej niż 23 – nie potrafię!) może być po prostu niebezpiecznie na drodze. Przezorny zawsze ubezpieczony!
Mamy 30 czerwca. Nikogo nie znalazłem, ale w ostatnim dniu miesiąca realizuję cel i jadę. Co prawda nie na wschód, ale jestem dobrej myśli. Pogoda w tym dniu była dobra, bo nie padało, niebo było bezchmurne, ale zapowiadali temperaturę powyżej 30 stopni. Był straszny upał. Już o godzinie 9 rano smażyło niemiłosiernie. Na parkingu przy Przełęczy Krowiarki melduję się o godzinie 4:30. Czas mam całkiem nie najgorszy. Jechałem powoli, bo po drodze mijałem przydrożnych, leśnych przyjaciół z dużymi porożami. Najgorsze w jeździe w nocy jest to, że nigdy nie wiesz co Ci na drogę wyskoczy. Tego boję się najbardziej.
Na Babiej wschodu słońca nie uświadczę, ale miałem nadzieję, że po drodze złapię jakieś delikatne promienie słońca.
Babia Góra nie jest górą odległą. Na jej zdobycie nie potrzebujemy połowy dnia i to być może jest powód dla którego corocznie zjeżdżają się tam setki turystów. Jej atrakcyjność polega na tym, że każdy jest w stanie tam wejść. Bez żadnych trudności. Ale tylko i wyłącznie przy dobrej pogodzie i w okresie letnim.
2:20 godziny
CZAS PRZEJŚCIA
W JEDNĄ STRONĘ
TRASA
10 km
DŁUGOŚĆ
1725 m n.p.m.
WYSOKOŚĆ
W innym wypadku Diablak może być wręcz niebezpieczny. To góra całkowicie odsłonięta i wznosząca się ponad okoliczne szczyty. Jest odosobniona i to, że doświadczyć tam można na prawdę wspaniałych wschodów i zachodów słońca może być zdradliwe. To wszystko sprawia, że Babią charakteryzuje bardzo zmienna pogoda i w swojej historii doprowadziło to do wielu wypadków, w tym śmiertelnych.
Szczególnie zimą jest tam szczególnie niebezpiecznie.
Nie bez powodu góra zdobyła miano Kapryśnicy lub Matki Niepogód. Turyści którzy na Babiej byli niejednokrotnie, o różnych porach roku na pewno poczuli to na własnej skórze.
O DIABLAKU – SKĄD NAZWA?
Popularnie znana i używana nazwa to Babia Góra, ale przez wielu określana jest także jako Diablak. Pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi do głowy po usłyszeniu tej nazwy to Diabeł.
Co tak diabelskiego znajduje się na tej górze – pomyślałem?
Powstały w ten sposób liczne przypowieści i legendy.
Dawno, dawno temu na Królowej Beskidów szalał i skutecznie odstraszał wielu wędrowców szatan wcielony lub jak kto woli diabelskie nasienie (bardziej kreatywnego określenie na diabła z różkami nigdy nie słyszałem). O zgrozo!
I ów wspomniany nicpoń z lokalnym zbójnikiem robi deal podpisując tym samym umowę o nieczystym charakterze. A jej zapis miał na celu zbudowanie przez diabła na szczycie góry zamku z kamieni dla zbójnika. Lucyfer spręża się ile może, bo wie, że ma czas, aż do świtu kiedy to pierwszy raz kogut zapieje. Biega, lata i znosi kupę kamieni, żeby dopiąć swego. Zbójnik jednak widząc to zaczął wymyślać i uprzykrzać jego morderczą pracę. W momencie, gdy diabeł był już o krok od celu, niosąc na swoim grzbiecie ostatni i zarazem największy kamień, wtedy rozbrzmiało kur pianie. Rozwścieczony diabełek zdmuchnął ile sił w płucach prawie gotowy zamek i tym samym przygniótł grzebiąc w ruinach kamieni naszego zbójnika.
Od tego czasu według legendy podczas burzy podobno można usłyszeć stukanie jego ciupagi!
Kolejną przypowieścią pochodzącą z wierzeń ludowych i dotycząca nazwy Babia Góra jest rzekomo romantyczna miłość kobiety czekającej na swojego wybranka, która skamieniała, gdy zobaczyła jak zbójnicy niosą jego ciało. Z żalu i tęsknoty zamienia się w kamień. Gdyby tego było mało to decydując się na spotkanie z Babią musisz wiedzieć, że na samym szczycie regularnie odbywały się zloty czarownic. I z tego co mi wiadomo co jakiś czas podtrzymuje się tą legendę. Nie bądź zdziwiony, gdy idąc szlakiem napotkasz na swojej drodze jedną z nich. Wtedy grzecznie się przywitaj i uciekaj ile sił w nogach!
Mniej lub bardziej barwnych historii związanych z nazwą tej góry nie brakuje.
Pierwszy balkon widokowy – Sokolica.
Gdzie ten Diablak leży?
To specyficzna góra, bo w swojej lokalizacji jest nieco odosobniona od innych gór. Jest Babia i pomniejsze szczyty w drodze na nią, ale wokół nie ma nic po za nią.
Nieco ponad 50 km od niej znajduje się Pilsko, czyli drugi najwyższy szczyt w Beskidzie Żywieckim liczący 1557 m n.p.m. Masyw ten w swojej rozciągłości ma aż 10 km długości. Też dobra alternatywa dla tych, którzy zdecydują się na dłuższy pobyt w Beskidzie Żywieckim.
Diablak należący do Babiogórskiego Parku Narodowego, który został założony w 1954 roku jest zaliczony do Międzynarodowej sieci Rezerwatów Biosfery. Cokolwiek to oznacza przyznasz szczerze, że brzmi całkiem sympatycznie i przyjaźnie?
To ptak? To super-ptak? Może Superman? Nie, to po prostu samolot. Ale wyobraźcie sobie, że to spadająca kometa i macie tylko 5 sekund, żeby pomyśleć o jakimś własnym marzeniu. I ono się spełni!
Myślałeś kiedyś o tym co tak na prawdę dzieli Cię od realizacji Twoich marzeń? Bo na pewno je masz! Jakiekolwiek by one nie były, ale są. To co dzieli Cię to na pewno wymówki. Co jeszcze? Brak wiary, że możesz to zrealizować. Nie wierzysz, a to sprawia, że już na starcie stoisz na straconej pozycji.
Takim kluczowym elementem jest po prostu ten pierwszy krok bez zastanawiania się czy uda mi się, czy nie.
Na każdy sukces, cel, marzenie składa się ciąg kroków, działań i wydarzeń, ale ten pierwszy krok ma decydujące znaczenie. To on definiuje całą resztę.
Drugi balkon widokowy – Kępa. W tym miejscu dostrzegamy pierwszy zarys Polskich Tatr.
W tym dniu na brak widoczności nie mogłem narzekać 🙂
„Droga na Babią”
Schodząc już z Babiej doszedłem do wniosku, że trasę z Przełęczy Krowiarki można podzielić na 3 całkiem odmienne odcinki. Generalnie na trasie nie ma nic zaskakującego, początkowo idziemy lasem, następnie zaczyna się szlak w otoczeniu popularnej na tej wysokości kosodrzewiny występującej najczęściej w krajobrazie górskim.
Pierwszy odcinek jest najtrudniejszy. Podejście z parkingu Przełęczy Krowiarki do Sokolicy to trasa po której niektórzy mogą mieć już dość. Tym bardziej jeśli ktoś idzie tym szlakiem po raz pierwszy. Nie wie co czeka go dalej. W głowie głębią się myśli, czy dalej będzie jeszcze gorzej? Nie warto się jednak zrażać już na samym starcie. Na tym odcinku położone są niezliczone schody, których pokonanie będzie kosztować nas sporo wysiłku. Chyba, że jesteś triathlonistą to ten odcinek będzie dla Ciebie bułką z masłem! Faktem jest, że na tej trasie musimy pokonać aż 359 m wzniesienia. Powiem szczerze, że po tym odcinku nogi trzęsły mi się jak galareta. Tym bardziej, że pędziłem ile sił w nogach do góry, bo wiedziałem, że tego dnia będzie upalnie. To oznacza, że słońce już z samego rana będzie ostre i mocne. A to oznacza dla mnie, że zdjęcia mogą być prześwietlone. Ołnoł.
Po za tym od samego początku, aż po Sokolicę dręczyła mnie chmara komarów, która nie wiadomo czemu upatrzyła sobie mnie jako cel. W ten o to sposób za sprawką mało lubianych owadów nie zrobiłem żadnej przerwy na tym odcinku. Nie licząc 2 minutowych postojów na szybkie wyciągnięcie preparatu MUGGA na insekty. A kysz! Miałem wrażenie, że zamiast je odstraszać to jeszcze bardziej je pobudzał… To było straszne.
Drugi odcinek zdecydowanie lżejszy. Jeśli ktoś po pierwszym odcinku zastanawiał się czy, aby to nie jest przedsmak przed najgorszym to bardzo się pomylił. Teraz będzie już tylko z górki – nie dosłownie. Ale jednak już z samej Sokolicy do Kępy pokonujemy tylko 153 m wzniesienia, więc już ponad połowę mniej niż na samym początku. Tam już kończy się las i powoli będziemy wychodzić na odsłoniętą powierzchnię.
Trzeci odcinek z Kępy przez Gówniak, aż po Babią można uznać za lekki trekking, bez większych wzniesień w pięknych okolicznościach przyrody. W tym przypadku z każdej strony mamy już w większości odsłoniętą panoramę, więc już po trasie możemy cieszyć nasze oko.
Zastanawiałeś się kiedyś skąd biorą się niektóre nazwy? Nie wiem czy tą nazwę idzie jakoś logicznie wytłumaczyć.
Najwyższy szczyt Beskidów Zachodnich –
Babia Góra 1725 m n.p.m.
Dochodzę do szczytu, czyli do tabliczki, która umownie postrzegana jest jako cel wędrówki w godzinach nieco po 7:00. Na ogół to właśnie przy niej robi się najwięcej zdjęć i selfiaków. Ma to niejako potwierdzić, że ów szczyt zdobyliśmy, a nie ściągnęliśmy wybranej fotki z Google. Nie takie rzeczy się robi w dzisiejszym świecie, żeby móc zaimponować w gronie znajomych 🙂
Na górze kilka osób już rozbiło swoje małe bazy. Duże grono fanatyków górskich wędrówek jest już pewnie w drodze do domu. Nie mówiłem o tym wcześniej, ale po trasie mijałem dużą grupę turystów, którzy już schodzili. Oni byli na szczycie dużo wcześniej doświadczając wschodu słońca. Na Babiej Górze w sezonie ciężko znaleźć porę dnia o której na górze będziemy wyłącznie sami.
Podziwiałem widok, który przez chwilę pozwolił mi przenieść się w Tatry Wysokie. Miałem je dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wiedziałem, że za ponad miesiąc zawitam w tamte rejony o czym na pewno napiszę w kolejnych wpisach.