Czy pamiętasz w swoim życiu moment, kiedy czegoś zupełnie nie planowałeś, a pomysł urodził się w jednej sekundzie? Czas realizacji tej inicjatywy idzie w tempie błyskawicznym. Razem z Anią żyjemy w przekonaniu, że nic nie dzieje się z przypadku. Tak było też tym razem.
Pamiętam to jak dziś, gdy razem z Anią oglądaliśmy swoje pierwsze mieszkanie na naszym rodzinnym osiedlu, gdzie spędziliśmy większość swojego dzieciństwa. Wychowując się na tamtejszych ulicach, boiskach, piaskownicach, chodząc to tej samej szkoły, a nawet spacerując po tamtejszym, nie wielkim parku.
Chcemy pokazać Ci w jaki sposób kupiliśmy nasze pierwsze mieszkanie i jak z ruiny powstał całkiem ciekawy zakątek do życia. Po pierwsze kupiliśmy je tanio, a po drugie remont zrobiliśmy w dużym stopniu sami, a wszystko po to, żeby w naszej kieszeni zostało trochę więcej pieniędzy. To przykład na to jak w prosty sposób zaoszczędzić, a tym samym zarobić kilka groszy poprzez inteligentne podejście do zakupu, a nie wydawanie niepotrzebne milionów na to, żeby znajomi nam zazdrościli.
Niestety nie mamy zdjęć przed remontem, ponieważ przepadły wraz z awarią naszego starego komputera. Może kiedyś uda się je odzyskać.
Był chłodny, jesienno-zimowy okres, a dokładnie mówiąc październik.
Otrzymałem od Ani SMS-a w którym oświadczyła, że nasza wspólna znajoma ma w swojej ofercie „prawdziwą perełkę”. W bardzo dobrej cenie. Na co dzień pracowała w biurze nieruchomości. Nieruchomościami zacząłem interesować się już od pewnego czasu, więc postanowiłem, że sprawdzimy co to za okazja. A nóż widelec, może to będzie mieszkanie na którym uda się coś zarobić!
Umówiliśmy się wstępnie na oględziny jeszcze tego samego dnia. Poszliśmy tam z czystej ciekawości. Nie byliśmy nastawieni na zakup, a tym bardziej zdesperowani.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że było już grubo po 22:00. Co najlepsze w mieszkaniu prąd był odłączony. Lepszej pory nie mogliśmy sobie wybrać! Słowo „okazja” w ofercie naprawdę robi swoje. Z reguły wiemy, że takie oferty długo nie wiszą na rynku. Konkurencja nie śpi.
Aby rozwiązać problem „braku prądu” błyskawicznie zainstalowałem latarkę w telefonie. W ten sposób mogliśmy rozpocząć nasze nietypowe oględziny. Na pierwszy rzut oka mieszkanie nie wyglądało dramatycznie. Od samego początku zdawaliśmy sobie sprawę, że jest to nieruchomość do generalnego remontu, ale nie wiedzieliśmy jakie niespodzianki na nas czekają po drodze.
Tak naprawdę tragedii nie było, ale remontując mieszkanie w około 85% samodzielnie (z pomocą moich rodziców – dziękuję!) nie myśleliśmy ile wysiłku będzie nas to kosztować. Zacisnęliśmy zęby i pracowaliśmy przed pracą, po pracy (jak to się mówi szliśmy z pracy do pracy). Każdą wolną chwilę spędzaliśmy na swoim pierwszym M. Było ciężko, ponieważ moja praca etatowa jest pracą fizyczną (górnik dołowy).
Jednak już od samego początku przyświecała nam w głowie myśl „jak tanio wyremontować mieszkanie”, bo drogo nie zawsze idzie w parze z ładnym.
Dlaczego obraliśmy „męczeńską” drogę do bycia na swoim?
Naszym celem było pomieszkanie na okres kilku lat. Cały czas na głową przyświecało nam myśl, żeby nie przepłacić, a w perspektywie tych co najmniej 5 lat jeszcze na tym mieszkaniu zarobić. Przyznasz szczerze, że nie każdy ma takie podejście myśląc o mieszkaniu na własne cele mieszkaniowe?
Dodam, że to mieszkanie możemy sprzedać dopiero po upływie 5 lat od momentu nabycia. Źle to ująłem. Możesz to zrobić w każdej chwili przed tym okresem, ale musisz pamiętać, że będziesz musiał zanieść do Urzędu Skarbowego podatek od sprzedaży, a raczej zysku jaki wygenerowałeś. Aby ten podatek był mniejszy musisz zbierać wszystkie możliwe faktury przy remoncie, żeby móc wrzucić to w koszty i tym samym zapłacić jak najmniejszy podatek.
Według moich wyliczeń i wstępnej analizie obecnej wartości nieruchomości jestem pewny, że po okresie 5 lat, gdy zdecydujemy się sprzedać nasze „przytulne M3” po prostu zarobimy. Jeśli nieruchomości w tym okresie pójdą do góry (aktualizacja: nieruchomości w przeciągu 1,5 roku poszły diametralnie do góry, a tekst został napisany przynajmniej 2 lata temu) to zysk z tej inwestycji będzie jeszcze większy niż na samym początku założyliśmy.
Gdy patrzę na to z dzisiejszej perspektywy uważam, że podjęliśmy właściwą decyzję, ponieważ nie ma nic lepszego i nic bardziej nie cieszy jak własnoręcznie odremontowanie mieszkanie. Jeśli nie wiesz o czym mówię to proponuję spróbować. Jeśli nie masz nikogo w rodzinie, wśród znajomych kto mógłby Ci w tym pomóc, a Ty kompletnie się do tego nie nadajesz bądź po prostu nie znasz się to przemyśl to dwa razy za nim podejmiesz się tego wyzwania.
Myślę, że większość inwestorów myślało podobnie kupując swoje pierwsze nieruchomości. Nie mniej jednak w praktyce dopiero okazuje się ile trzeba włożyć wysiłku w odremontowanie mieszkania, którego nikt przez okres 30 lat nie ruszał. I takie perełki się zdarzają. Z reguły im bardziej zaniedbane tym większe pole do popisu i negocjacji ceny. Pamiętaj o tym! Nie bój się takich mieszkań i zawsze zwracaj uwagę na lokalizację i układ mieszkania. Wizualny wygląd w środku nie ma znaczenia. My ze swojej ceny zbiliśmy kilka tysięcy złotych. Ale patrząc na to z dzisiejszej perspektywy wiem, że mogliśmy zejść jeszcze niżej!
Proponuję, zachęcam każdego kto nosi się z zamiarem kupna swojej pierwszej nieruchomości lub chce zacząć inwestować, aby doświadczyć remontu na własnej skórze. To chyba jeden z najlepszych sposobów na to, żeby zgłębić zasady i tajniki remontu od samego środka. Po za tym wykonując wiele czynności samodzielnie zyskujemy dodatkowe „oszczędności”. To jeden z argumentów, który przemawia za tym, że warto spróbować. Przy moich końcowych rozrachunkach okazało się, że zaoszczędziliśmy w ten sposób około 12 tyś zł. Tyle mniej więcej biorą firmy remontujące taki metraż i w takim stanie (mowa o samej robociźnie, dane z 2016 roku!). Mało, czy dużo?
Dla osób zaczynających życie na własny rachunek każdy grosz jest ważny! Wierzę, że to doświadczenie zaprocentuje przy kolejnych inwestycjach!
Co musieliśmy zrobić?
Pokrótce pokażemy Ci co musieliśmy zrobić, żeby doprowadzić mieszkanie do ładu. Jak już wiesz mieszkanie na początku nie zachwycało. To było typowa nieruchomość do której na początku wrzucamy granat, a dopiero potem zaczynamy działać. Nie bój się takich ruin, bo mając konkretną wizję możesz z takim mieszkaniem zrobić dosłownie wszystko.
Remont wymagał od nas: wymiany okien i drzwi balkonowych w salonie (koszt: 2.350 zł razem z parapetami), drzwi wejściowych, które zakupiliśmy w cenie 1.500 zł wraz z montażem i wycięciem starych futryn. Do tego jest już potrzebny konkretny sprzęt, a więc broń boże nie rób tego na własną rękę.
Wymiana kompletnie całej instalacji elektrycznej jest czymś z czego jestem najbardziej dumny. Powiem szczerze, że z elektryką mam nie wiele wspólnego. Można uznać mnie za całkowitego laika, ale dałem radę. Na szczęście mieliśmy zaprzyjaźnionego elektryka z polecenia mojego taty, który jest fachowcem. Przyjechał, rozmieścił nam punkty po całym mieszkaniu, zostawił kable i puszki, a cała reszta leżała już w naszych rękach. Można powiedzieć, że skutecznie nas poinstruował i był pod telefonem w razie czego. Wiem, że koszt tych prac wykonywanych w całości przez elektryka lub firmę waha się w granicach 1.500-2.000 zł + materiał (dane z 2016 roku). W ten sposób do naszej kasy oszczędnościowo-mieszkaniowej trafiła całkiem spora suma. Za podłączenie już poprowadzonych w całym mieszkaniu kabli i wymianę skrzynki elektrycznej zapłaciliśmy razem z materiałem 750 zł!
Ten etap prac wymagał większego wysiłku i naprawdę dużego spokoju. Kucie w ścianie w blokach z wielkiej płyty i podłodze nie należy do przyjemności (na szczęście duża część kabli została puszczona w sufitach podwieszanych). Ściany żelbetonowe potrafią wykończyć nie jedną wiertarkę. W tym przypadku dużą cierpliwością musieli wykazać się również nasi przyszli sąsiedzi. Myślę, że i oni odetchnęli z ulgą w momencie, gdy ten etap został zakończony.
Na przyszłość polecam przed remontem wywiesić karteczkę na klatce „Przepraszamy za niedogodności i hałas podczas remontu”, aby nieco uczulić lokatorów naszej klatki. Dobry pomysł, żeby nie podpaść już na samym początku.
Dodatkowo musieliśmy wyburzyć ściany pomiędzy kuchnią, a salonem w celu połączenia tych dwóch pomieszczeń, zamurowanie wejścia do kuchni, wykonania wylewki samopoziomującej w łazience, położenie płyt kartonowo-gipsowych na niektórych ścianach oraz wykonanie sufitów podwieszanych na powierzchni całego mieszkania.
Największym wyzwaniem okazała się łazienka. Całe pomieszczenie składało się z gotowych stelaży połączonych blachą. Na tym osiedlu tylko dwa bloki posiadały tego rodzaju wyposażenie łazienkowe. Co za pech! Po raz pierwszy spotkałem się z czymś takim. Pozbycie się tego stelażu zajęło nam chyba najwięcej czasu. Co najgorsze trzeba było wycinać kawałek po kawałku. Te prace pochłonęły jedną szlifierkę kątową, która po prostu nie dała rady!
Jaka była moja radość, gdy blachy zniknęły z łazienki bezpowrotnie.
Dodatkowo w mieszkaniu wykonaliśmy samodzielnie takie prace jak: gładzie, malowanie, tapetowanie jednej ściany, położenie paneli podłogowych i płytek w kuchni.
Wspomogliśmy się wyłącznie przy montażu sufitów podwieszanych, które pomagaliśmy montować znajomemu robotnikowi, a pozostałe prace z tym związane dokończyliśmy sami. Dodatkowo wynajęliśmy płytkarza do łazienki, który za robociznę wziął symboliczne 850 zł. Jak się okazuje można znaleźć taniego, dokładnego i dobrego płytkarza. W porównaniu do znajomych, którzy za tą usługę płacili od 2.000 do 3.000 tyś zł to myślę, że mieliśmy solidny powód do radości.
Sprzęt do kuchni, czyli piekarnik i lodówkę udało nam się zdobyć z tzw. „hurtowni”, czyli są to sprzęty głównie z ekspozycji, albo takie, które podczas transportu uległy lekkiemu zniszczeniu (są to głównie wgniecenia). W ten sposób kupiliśmy lodówkę Amica o wartości ok. 1500 zł, a w niektórych sklepach ceny dochodziły do 1700 zł, za jedyne 1000 zł, ponieważ ma ona lekkie wgniecenie z lewej strony i z przodu. To nie był dla nas żaden problem ponieważ jedną z wad ukryliśmy pod magnesem, a drugiej po prostu nie widać, bo jest od strony ściany. Zdarzają się okazję tylko wymagają od nas pewnego zaangażowania i wyszukania. Często warto popytać znajomych, a to już może być bardzo dobre źródło informacji. Co do kuchni, jest nie wielka, biała, czyli ostatnimi czasy bardzo popularna i powszechna. Zamiast cegiełek pomiędzy blatem, a wiszącymi szafkami stolarz namówił nas na blat w tym samym kolorze. Z reguły jest to tańsze i mniej się brudzi – praktyczne. Za całą kuchnię wraz z naszą ukochaną wyspą wydaliśmy 5.700 zł. Kwota bardzo przystępna, a jednym z elementów, które zawsze podwyższają cenę samej kuchni jest jej wyposażenie.
Ceny kiedyś, a dziś
Wymieniliśmy tylko nieliczne, największe koszty związane z remontem takiego mieszkania na cele własne, ale w ogólnym rozrachunku remont z pełnym wyposażeniem mieszkania, aż po kanapę i szafy wyszedł nas w granicach 36.000 zł. Cały wpis dotyczy 2016 roku, bo wtedy kupiliśmy nasze mieszkanie. Ceny na dziś dzień będą diametralnie się różnić. Mamy obecnie do czynienia z bardzo wysokim wzrostem wartości nieruchomości na rynku w Polsce. To wszystko pociąga za sobą wyższe ceny materiałów budowlanych i fachowcy w tej branży też zaczynają liczyć sobie dwa razy więcej niż wcześniej. Nie jest łatwo w dzisiejszych czasach kupić coś tanio i trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie czy może warto poczekać aż dojdzie do stabilizacji cen, a może nawet do lekkiej korekty.
Tym przykładem chciałem pokazać Ci, że można w mądry i przystępny sposób zostawić kilka tysięcy złotych w kieszeni, które być może będziesz chciał wydać na inspirujące i ciekawe podróże!