PO BESKIDACH: Jesteś w Szczyrku? Zobacz Klimczok!

Autor: TOBIASZ

Szczyrk to jedno z najczęściej odwiedzanych miejscowości w Beskidzie Śląskim. Gdyby nie wliczać do tego zestawienia Wisły, tak właśnie by było. W szczególności w okresie zimowym. Powodem takiego zainteresowania jest jeden z najnowocześniejszych ośrodków narciarskich w Polsce, który w przeciągu 2 lat pozostawił konkurencję nieco w tyle. Po za tym miejsce to jest charakterystyczne, bo otoczone jest z dwóch stron górami.

Mówi się, że cudze chwalicie, a swego nie znacie. I to stało się naszym mottem w pokazywaniu najpiękniejszych zakątków naszego regionu czyli Beskidem Śląskim.

Przed-majówkowy wypad w góry zaliczamy do udanych mimo, że wiatr powyżej miasta troszkę nas przegonił to można powiedzieć, że chwyciliśmy troszeczkę słoneczka za nogi. Ten wyjazd motywowany był zapowiadającymi się złymi prognozami pogody na ten długi weekend majowy. Postanowiliśmy wykorzystać dobrą pogodę kilka dni wcześniej, żeby nie zostać później z niczym. I nie przesiedzieć wolnych dni od pracy w czterech ścianach naszego blokowiska.

Naszym punktem docelowym w tym dniu stał się Klimczok. Szczyt idealny na popołudniowy trekking, który nie wymaga zbyt dużego przygotowania zarówno czasowego jak i fizycznego. Na górę dostać się można na różne sposoby. Dróg jest kilka. My póki co chcemy pokazać tylko szlak na Klimczok prowadzący ze Szczyrku, ale w przyszłości rozwiniemy wpis o inne szlaki, tak żeby każdy mógł dopasować trasę do możliwości i okoliczności.

Zima w maju

Niemożliwe? A jednak. W Polsce takie przypadki miały już miejsce. I wierzę, że nikt nie jest z tego powodu zadowolony. I zdziwiony.

Ostatnia zima dała nam się we znaki i mając obecnie maj możemy doświadczyć zimowej aury w niektórych rejonach polskich gór (mowa o wyższych partiach gór, ale nawet w Beskidach w maju mogliśmy dotknąć jeszcze świeżego, białego puchu…). Tak jak lubię zimę, taką srogą i prawdziwą to jednak tylko w okresie, gdy tego śniegu wyglądamy. Przeciągająca się zima, walcząca o swoje miejsce z wiosną – nie jest fajna!

To męczący okres i chciałoby się krzyknąć w wniebogłosy „zimo, odpuść i zrób miejsce wiośnie…”.

Ale czy to pomoże? 

Jaki szlak na Klimczok jest najprostszy?

Czy w maju może być jeszcze śnieg?

Wypad na Klimczok zaliczyliśmy końcem kwietnia, gdzie aura powoli przybierała barwy wiosny. Po tak długiej zimie człowiek ma pragnienie poczucia na skórze ciepłych promieni słońca, zobaczenia rozkwitającej natury, zielonych liści na drzewach. I jeszcze gdyby tego było mało to taką oznaką zbliżającej się wiosny jest śpiew ptaków towarzyszący nam na szlaku.

To dobry czas. Na zmiany i rozwój. Natura budzi się do życia i my ludzie też. Zima powoli idzie w zapomnienie. Budzimy się z zimowego letargu.

 

Dlaczego Beskidy to dobry pomysł na weekendowy trekking lub dłuższe wakacje?

Porównując je z naszymi największymi górami w Polsce, które swoją popularnością biją inne rejony na głowę to jednak w Beskidach można odszukać ten spokój. Nie są to na pewno dziewicze rejony, ale jest tutaj dużo okazji do tego, żeby móc pobyć sam na sam z naturą chłonąc piękne krajobrazy.

 

Jaki szlak na Klimczok będzie najprostszy i najszybszy?

Początek naszej trasy rozpoczynamy od zaparkowania samochodu na parkingu nieco powyżej słynnego Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski na „Górce”. To miejsce stało się popularnym kultem religijnym za sprawą objawienia Matki Boskiej w 1894 r., która po raz pierwszy ukazała się małej, 12-letniej dziewczynce. Przez kolejne miesiące widziano ją praktycznie codziennie stąd do Sanktuarium przybywają liczne pielgrzymki z całego kraju. W ten sposób doznano wielu uzdrowień i nawróceń. Nazwa na „Górce” z tego względu, że jest usytuowane na wysokości 670 m n.p.m. Z tej wysokości startujemy, żeby za chwilę znaleźć się na wysokości 1117 m n.p.m.

To idealny moment na to, aby przed wejściem na szlak móc pomodlić się i złożyć w swojej opiece nasze troski i zmartwienia, a także podziękować i poprosić o pomyślny przebieg wędrówki. Jeśli oczywiście jesteś wierzący.

Szlak na Klimczok z tego miejsca przebiega dość spokojnie, bo wędrujemy przez około 1,5 km asfaltem idąc lekko pod górkę, ulicą Podmagura. Na tym etapie możemy nie czuć klimatu gór, ale w pewnych momentach z drogi widać centrum Szczyrku jak również sąsiadującą górę Skrzyczne – królową Beskidu Śląskiego (najwyższy szczyt KBŚ!). Bądź cierpliwy. Jak to mówią nie cel jest najważniejszy, lecz droga. Ciężko się z tym nie zgodzić.

W drugiej kolejności droga przeobraża się w ażurowe płyty, a po tym odcinku ścieżka przybiera formę szosowej drogi. Nie ma na niej zbyt wiele kamieni, więc idzie się na prawdę w komfortowych warunkach. Jeśli na trasie nie zastanie nas silny wiatr to można uznać, że ta górska wędrówka to bardziej spacerek niż wymagający trekking.

Trochę statystyk!

Nas wiatr trochę wiatr przegonił, ale dopiero w górnej części trasy. I podobno najgorsze co może nas spotkać w górach niezależnie od pory roku jest wiatr! Podpisuję się pod tym każdą kończyną… Jeśli jeszcze wiatr jest ciepły i nie przeszywa nas zimnem do kości to nic strasznego się nie dzieje. I tak było w tym przypadku. Wiało, ale wiatr stał się naszym sprzymierzeńcem i nie uprzykrzał nam naszej wędrówki zbyt długo.

Po ponad 1,5 h dreptania na horyzoncie wyłania się nam schronisko, które wita nas jako pierwsze przy zejściu z niebieskiego szlaku. Ta droga to połączenie szlaku czarnego z niebieskim. Jednak ten drugi stanowi większą część drogi, a przy tym trzeba dodać, że suma podejść to tylko 448 metrów i lekko ponad 3 km, które muszą poczuć nasze nogi. Przy dobrej pogodzie nawet się nie spocisz. Ha.

 

Na ten dzień w planach była jeszcze Szyndzielnia (zajmuje 16 miejsce jeśli chodzi o wysokość w Koronie Beskidu Śląskiego), ale wszystko zweryfikowało życie i było już trochę za późno, żeby zejść z Klimczoka jeszcze na poziom 1030 metrów. Na dojście potrzebowaliśmy około 25-30 minut i kolejnych 30 minut, żeby wrócić na górę, ale chcieliśmy doświadczyć zachodu słońca właśnie na Klimczoku. Pełny plan udałoby się zrealizować, gdyby nie poważny wypadek drogowy, który zatrzymał nas na trasie, staliśmy w korku dobre 40 minut.

Co się odwlecze to nie uciecze.

Odbijemy sobie Szyndzielnię przy kolejnej okazji. Ale tym razem wejdziemy na nią od strony Bielska-Białej. Będzie ciekawiej i zrobimy kolejną relację, a co!

Pierwszy raz byliśmy w schronisku PTTK Klimczok na Magurze. I to jest miłość od pierwszego wejścia. A tę miłość przypieczętował zamówiony i skonsumowany bardzo szybko kapuśniak (nie za bardzo przepadam za tą zupą!), który był wyśmienity. Prawdziwy majstersztyk kulinarny. Ale inaczej smakuje jedzenie na szlaku, a zupełnie inaczej w domu. Po za tym wnętrze w środku jest takie jak nasze wyobrażenia co do tego rodzaju miejsc. Klimatycznie i przytulnie, bez dwóch zdań. Wielki ukłon w kierunku osób, które prowadzą to schronisko.

Pojedli, zebrali siły i motywację do wejścia na Klimczok. Zmierzamy, więc Siodłem pod Klimczokiem, aż na sam szczyt, żeby troszkę ogrzać się w resztach promieni zachodzącego słońca. Za chwilę słońce schowa się za szczytem.

W oddali nasz Pan – Klimczok. 

 

Dzień dobry Klimczok.

Takie widoczki to my lubimy. Zacna panorama, która spełnia moje wcześniejsze oczekiwania. Ta góra zaspokaja mój głód i budzi u mnie zaufanie. Nie zawiodłem się. Po lewej stronie panoramy widać skrawek miasta Bielsko-Biała, a po prawej to już ukochane miasto Szczyrk, a w oddali mało widoczny Beskid Żywiecki.

Patrząc z tej perspektywy jeszcze raz na schronisko czujemy, że mogłoby to być dobre miejsce na przenocowanie. Nie jest tak drogo, bo ceny oscylują w granicach od 35 zł do 70 zł. W zależności od tego na jakim komforcie będzie nam zależało. Będąc tam mijaliśmy osoby, które lokowały się w pokojach i to był zapalnik w naszych głowach do tego, żeby kiedyś przenocować w schronisku i być może sfotografować wschód słońca. Lepszy wschód słońca niż sam zachód, ponieważ jak się domyślasz słońce chowa się za górą Klimczok. Światło zachodzącego słońca jest obecne i towarzyszy nam, ale już samego procesu zachodzenia słońca nie uświadczymy 🙂

 

„Z Klimczoka popatrzysz na Tatry..”

Powiem szczerze, że byłem miło zaskoczony Klimczokiem. I pełen ukłon w jego stronę. Nie myślałem, że góra ta będzie, aż tak atrakcyjna. Od dziś Klimczok kojarzyć mi się będzie z cudowną panoramą na Tatry. Chociaż przy tej pogodzie, gdzie słońce jest jeszcze wysoko i mocno grzeje ciężko o dobrą widoczność i Tatr nie widać, ale wiem, że z tego miejsca można je zobaczyć. Świadczy o tym zdjęcie zrobione w pobliskim miłym „ogródku”, albo „kąciku”, gdzie turyści zostawiają kamienie lub przedmioty związane z ich osobistymi wyprawami górskimi.

Zdziwisz się jakie gadżety tam znajdziesz, ale niektóre opisy przedmiotów, kamieni i odznak robią wrażenie. Jedno jest pewne, że na Klimczok nie chodzą zwykli turyści.

 

„Dwa interesujące schroniska na wyciągnięcie ręki”

Osobiście zapisuję tę górę na listę miejsc, które podbiły moje serce i będę wracał regularnie. Zarówno dla góry i widoków jak i dla schroniska i dostępnych miejsc w pobliżu, które można przy okazji zwiedzić (Szyndzielnia). Dodam tylko, że znajduje się tam nowo powstała wieża widokowa i co najważniejsze jedno z najstarszych schronisk PTTK w Beskidach. Dwa interesujące schroniska położone bardzo blisko siebie – na wyciągnięcie ręki.

Miej to na uwadze, gdy zdecydujesz się na trip w te rejony. To może być ciekawa trasa dla każdego. Każdy da radę, zarówno rodziny z dziećmi, osoby słabe kondycyjnie oraz osoby starsze.

 

Niezależnie w jakie góry jedziemy, o jakiej porze roku, w sezonie czy po za nim to jednak każdy normalny człowiek w takich wyjazdach poszukuje ciszy i spokoju. Myślę, że szlak na Klimczok nie jest mocno oblegany (w wysokim sezonie i przy dobrej pogodzie – będzie tłoczno) i tego kontaktu z naturą na pewno nam nie zabraknie. My w tym dniu czuliśmy się bardzo kameralnie. Po drodze spotkaliśmy dosłownie kilka osób, a na Klimczoku momentami czuliśmy jakbyśmy byli sami.

I o to nam chodziło. Najczęściej wybieramy takie godziny i dni, gdzie turystów będzie jak najmniej. 

Najbardziej w takich podróżach uwielbiam nieobliczalność. Pogoda potrafi spłatać figla, ale także miło zaskoczyć. W drodze powrotnej doświadczyliśmy wspaniałego zachodu słońca. To był moment, gdzie już myśleliśmy, że nic nas nie zaskoczy i wszystko to co najpiękniejsze jest za nami. Wtedy „pogoda” mówi do nas, „halo” ja tu jestem, patrzcie na to cudo.

Wpisz zapytanie. Wciśnij Enter aby wyszukać.