Dolina Strążyska to jedno z tych miejsc w Tatrach, gdzie niezależnie od pogody i sezonu możemy spotkać liczne grupy turystów – potwierdzamy. Nie ma się czemu dziwić, bo położenie tej doliny, jej dostępność, długość i poziom trudności przyciąga jak magnes, rok do roku tysiące turystów. Trasa przystosowana jest dla wszystkich, bez względu na wiek, każdy da radę. Kondycja w tym miejscu nie odgrywa żadnej roli.
Jest lato. Godzina dziewiąta rano. A kolejki przed budynkiem do biletów TPN sięgają około 20-30 metrów. Jeśli słyszę „dolina strążyska” lub „sarnia skała” to pierwsze skojarzenia jakie przychodzą mi do głowy to piękna ekspozycja na Giewont, prosta trasa dostępna dla każdej grupy wiekowej, szybki trekking z dobrą panoramą. Trzeba czegoś więcej?
Po zameldowaniu w naszym pobliskim pensjonacie „Biała Owca” pierwsze co zrobiliśmy to wykorzystaliśmy położenie tego obiektu. Otóż nasz pierwszy 5-dniowy pobyt w Zakopanem w tym roku oddalony był od wejścia do Doliny Strążyskiej o jakieś 600 metrów! To zadecydowało o tym, że pojechaliśmy tam, a nie gdzie indziej. Dolina Strążyska to bardzo dobre miejsce dla rodzin z dziećmi, po za tym z tego miejsca mieliśmy dostęp do innych szlaków np. Droga pod Reglami. O tych i innych argumentach napisałem obszerną recenzję, którą znajdziesz tutaj.
OK.
Sięgając pamięcią wstecz nasz ostatni raz w Dolinie Strążyskiej związany jest ze spotkaniem rodziny niedźwiadków. Już na końcowym etapie doliny. To było moje pierwsze spotkanie z królem Tatrzańskiego Parku Narodowego i pamiętamy je do dziś. Przed misiami ostrzegł nas turysta, który wracał już z powrotem. Było to kilka lat temu, więc wyobraźcie sobie nasze zaskoczenie. O czym on do nas gada? Myślałem, że to może jakiś psikus. Poszliśmy nieco dalej i rzeczywiście przy charakterystycznych dla tego miejsca opuszczonych szałasach pasterskich dumnie spacerowały 2 małe niedźwiadki ze swoją mamą. I tutaj sytuacja zrobiła się nieco poważna. Szybko odświeżyłem sobie wiedzę z zakresu bytowania zwierząt i życia w gromadach i pamiętam jeszcze z filmów o przyrodzie, które oglądałem za dzieciaka wraz z tatą, że każde dzikie zwierzę w gromadzie mocno chroni swojego terytorium. Chroni je szczególnie wtedy, jeśli pod opieką ma swoje najmniejsze, jeszcze nieporadne dzieci i czuje zagrożenie.
Dolina Strążyska – podstawowe informacje
Pierwszy odcinek szlaku od samego wejścia, aż pod samą polanę przebiega bardzo spokojnie. Zdarzają się niewielkie górki do których trzeba podejść, ale jeśli my daliśmy radę z wózkiem to nie jest najgorzej. Trasa nie ma zbyt wielu przewyższeń, a jeśli zdarzy się to można to określić jako niewielkie podejście.
Podczas wędrówki cały czas towarzyszy nam równolegle do szlaku wartki Potok Strążyski, którego szum nadaje niebywałego klimatu całej wędrówce. Po za tym uspokaja umysł! Ma on swoje liczne odgałęzienia, a swoje źródło znajduje w Strążyskiej tuż pod Giewontem. Wody potoku tworzą też jedną z głównych atrakcji tego obszaru – Wodospad Siklawica. I do tego proponuję wstrzelić się wczesną porą lub poza sezonem, jeśli chcemy zaznać trochę spokoju podczas trekkingu.
30-40 minut
CZAS PRZEJŚCIA
2 km
DŁUGOŚĆ
w jedną stronę
DROGA
1042 m n.p.m.
WYSOKOŚĆ
Dwa opuszczone szałasy, Sfinks w postaci głazu i północne zbocza Giewontu, czyli klasyk tego miejsca 😉
Zaraz po tym jak w trójkę z naszą prawie dwulatką (21 miesięcy) obeszliśmy szlak do Polany Strążyskiej postanowiłem, że kolejny wschód słońca zobaczę z Sarniej Skały. Pomyślałem, że to będzie bardzo proste.
Za nim jednak do tego przejdę muszę stwierdzić, że jeśli ktoś szuka bliskiego kontaktu z Giewontem i chce napawać się jego urokami to to miejsce na pewno będzie dobrym wyborem. Już z samej Polany mamy piękny widok na północne zbocza Śpiącego Rycerza. Sarnia Skała ma do tego siebie, że ten kontakt jest zdecydowanie większy.
To góralska chata w której nie uraczymy ciepłego posiłku. Jest zbyt mała, żeby zmieścić tam kuchnię, ale możemy wypić tam pyszną, ciepłą herbatę i zjeść dobrą szarlotkę. W połączeniu z pełną ekspozycją na popularny Giewont możemy przez chwilę poczuć się na prawdę ekskluzywnie.
Chcesz więcej?
Sarnia Skała to dobra alternatywa
Jeśli mamy w zanadrzu trochę więcej czasu i nasz głód na dobre widoki wzrósł to wręcz idealną propozycją na dalszy trekking z tego miejsca jest Sarnia Skała. Być może swoją wysokością 1377 m n.p.m. nie robi na niektórych wrażenia. Tym bardziej, że znajdujemy się w najwyższym pasmie górskim w Polsce. Ale mimo, że wysokość nie jest szczególnie oszałamiająca to po wyjściu na szczyt możemy liczyć na dobrą panoramę. Zarówno na centrum Zakopanego, ale głównie na Giewont, który z tego miejsca jest na wyciągnięcie ręki! Muszę przyznać szczerze, że góra ta od północnej strony robi na mnie chyba największe wrażenie.
I jeśli do tej pory wydawało Ci się, że dojście do Polany Strążyskiej było czymś banalnym, bez większych trudności i zrobiłeś to na jednym wdechu to teraz zaczną się schody. Dosłownie. No dobra, może trochę dramatyzuje. Tak na prawdę tragedii nie było, ale 337 metrów przewyższenia na 1,4 km odcinku potrafi rozgrzać. Po trasie zmuszony byłem ściągnąć moją ulubioną kurtkę wiatrówkę, bo mimo, że było to lato to wczesnym porankiem temperatura była w granicach 15 stopni.
Poniżej przedstawiam kilka istotnych faktów, co czeka Cię dalej:
55 minut
CZAS PRZEJŚCIA
1,4 km
DŁUGOŚĆ
w jedną stronę (do góry)
DROGA
1377 m n.p.m.
WYSOKOŚĆ
Pierwsza połowa szlaku na Sarnią Skałę przebiega statycznie i trzyma nas w napięciu prawie do samego końca. Za nim naszym oczom objawi się upragniony krzyż trzeba trochę poczekać. Ale warto. Droga nie jest długa, ale praktycznie na całym odcinku jest pod górkę. Czego jednak nie robi się dla przygody i zdobycia kolejnego szczytu?!
Pamiętam, że jeszcze rok wcześniej, gdy ktoś proponował mi podczas wyjazdu na Podhale wejście na Sarnią Skałę to kiwałem głową na lewo i na prawo. Ee… ja potrzebuję dużego wyzwania. Tak, mówiłem – autentycznie. Jeszcze tyle szczytów mam do zdobycia, dużo większych i trudniejszych. I myślałem, że to one są pierwsze w kolejce, a na te małe przyjdzie czas.
Pewnie niejednokrotnie myślałeś podobnie?
Przyznaj się.
Ok, nie ja, nie Ty, ale znasz takie osoby. Tacy chojracy. Skupieni wyłącznie na zaliczanie kolejnych wysokości, bo to budzi uznanie w oczach obserwujących.
W cholerę z tym.
W dzisiejszym świecie wiele rzeczy nie robimy dla siebie, ale PO TO, żeby ludzie widzieli i mówili o nas. To nowa choroba cywilizacyjna. I ten świat w dużym stopniu wykreowały i zmieniły social media. To tam wszystko jest kolorowe, bez wad, idealne, piękne. A wcale tak nie jest.
Moment w którym przewyższenia daje nam trochę odetchnąć to zdecydowanie Czerwona Przełęcz (1301 m). To tam złapiemy trochę oddechu, wyrównamy tętno. Są ławeczki, gdzie można zjeść pierwsze śniadanie. To miejsce gdzie łączą się dwa szlaki turystyczne prowadzące na Sarnią Skałę: czerwony z Doliny Strążyskiej i żółty z Doliny Białego (podobno ten drugi jest łagodniejszy, gdzieś wyczytałem!).
Zagłębiając się nieco bardziej w topografię i nazewnictwo tej góry dowiedziałem się, że zarys tej skalistej grani o długości blisko 300 metrów przypomina sarnę. Sam nie wiem. Ja na zdjęciu widzę tygrysa czającego się na swoją zdobycz. A Ty?
Będąc już o krok od szczytu mogę jednoznacznie stwierdzić, że był to szybki trip. Zawsze startując wczesnym rankiem i spiesząc się na wschód słońca nie robię zbyt dużych przerw. Gnam ile sił w nogach do góry. Nie chcę przegapić najpiękniejszego spektaklu pt. „wschód słońca”.
I staram się, żeby w miejscu docelowym być wcześniej, aby zrobić szybkie rozeznanie terenu.
Od samego początku nie spotkałem ani jednej osoby. Trochę mnie to zdziwiło, bo przecież mamy połowę wysokiego sezonu. W tym dniu zapowiadali dobrą pogodę. Trasa nie jest wymagająca, a ja od parkingu do Doliny Strążyskiej idę samotnie. Jak palec. Lubię taki klimat, ale ostatnio boję się, że jednym z takich niespodziewanych turystów na trasie może być zamiast człowieka sympatyczny brązowy miś. Coraz częściej taka myśl mnie ogarnia, gdy wczesnym rankiem maszeruję po szlaku w pojedynkę, a po drodze nie idzie spotkać ani jednej żywej duszy.
Sarnia Skała na szczycie ma sporo takich wierzchołków skalnych. Nie żebym namawiał, ale trochę przestrzegam przed tym. Uważaj, bo wiem, że będąc tam wiele osób potrafi się wspiąć na takie miejsce, żeby upamiętniające zdjęcie z wejścia na kolejny Tatrzański szczyt było najefektowniejsze.
Dobre zdjęcie to podstawa, ale ważniejsze od tego jest bezpieczeństwo.
Sarnia Skała, czyli najpiękniejszy punkt widokowy na Śpiącego Rycerza!
Sama Sarnia Skała jest nieduża. Ale to co oferuje po wyjściu na nią jest fenomenalne. Giewont to nie jedyna atrakcja tego miejsca. Tak, możesz liczyć na więcej! Będąc tam sam mogłem napawać się widokiem w ciszy i spokoju. Po za tym już się nie bałem misi, bo one przecież tak wysoko nie wychodzą.
Prawda?
Podsumowując trasę od samego początku: dystans jaki musiałem pokonać w jedną stronę to prawie 3,5 kilometra (tam i z powrotem 7 km)! Według tabliczek na szlaku w spokojnym tempie przejdziesz drogę w 1 godzinę i 30 minut. Moje tempo było na tyle szybkie, że udało mi się wykręcić czas – 1 godzinę i 10 minut.
Tym razem bez spektakularnych widoków bezpośrednio na Tatry. Nie tylko Giewont potrafi zachwycić. Tego miejsca nie muszę chyba nikomu przedstawiać. To miasto jest odwiedzane co roku przez miliony turystów! Jego popularność w ostatnich kilku latach bije inne dużo większe miasta na głowę. Czasem przeraża mnie ilość turystów przyjeżdżająca na Podhale, bo to je psuje. I coraz częściej tekst typu: jadę w góry pooddychać świeżym powietrzem, jest mocno przeterminowany. Wyjazd w góry dla mnie wiąże się z wyjściem na szlak i to tam możemy zaznać tego czego w górach większość z nas szuka.
Zakopane. Od momentu kiedy zakochałem się w Tatrach to w mojej głowie zrodził się misterny plan. Chociaż zdaje sobie sprawę, że mieszkanie w tym mieście jest na prawdę trudne to mimo tego, czuję, że chcę spróbować.
Chcemy zamieszkać w tym miejscu, bo tam czujemy się jak w domu. Nie na stałe, nie na zawsze. Na czas bliżej nieokreślony.
Któż kto kocha góry nie marzył w ten sposób?