Wielki Kopieniec to trasa, która jest szyta na miarę rodzin z dziećmi. Dzieci te duże i te małe – dadzą radę! Jednak bez zaangażowania i odrobiny kreatywności, wsparcia rodziców zdobycie nawet tego szczytu może stanowić kłopot. Jesteśmy zwolennikami prostych tras. Z reguły jednym z kryteriów jest czas. Muszą zamknąć się w 1,5 h w jedną stronę. Mamy świadomość, że dłuższe trasy, gdzie dziecko idzie na własnych nóżkach mogą być męczące zarówno dla naszych pociech, ale także dla rodziców.
Trasa jest prosta tylko na ostatnim odcinku bezpośrednio z Hali Kopieniec zaczyna się najtrudniejsze podejście. To w tym momencie możemy wspomóc nasze dzieci tulą, nosidełkiem lub silnymi rękami.
To droga prowadząca bezpośrednio z miejsca, gdzie parkujemy nasz samochód. Za darmo. Też mnie to zdziwiło, ale są jeszcze w Zakopanem miejsca, gdzie można zaparkować nie wyciągając gotówki z portfela.
Naszym punktem docelowym będzie Restauracja 7 Kotów zlokalizowana przy Toporowej Cyrhli. Podjeżdżając tam po za sezonem nie powinno być problemu z miejscami. To tam skieruj swoją nawigację. Mimo, że trasa jest mało znana to jednak w sezonie parking, który nie jest zbyt duży może być w późniejszych godzinach przepełniony.
Weź to pod uwagę i zaoszczędź kilka groszy 🙂
Początek szlaku niczym nie przypomina górskiej drogi. Tuż przy zejściu z drogi asfaltowej mijamy pierwsze elementy, czyli tabliczkę z oznakowaniem szlaku. Widząc ją masz pewność, że idziesz w dobrym kierunku. To tam znajdują się dwa pozostałe, mniejsze parkingi, które są z kolei odpłatne.
Po 15 minutach drogi już taki widok….
Jeszcze dobrze się nie rozgrzaliśmy, a to właśnie Giewont jako pierwszy mówi nam „dzień dobry”.
Panorama na Giewont i Czerwone Wierchy pobudza nasz apetyt. Chcemy więcej. Jednak na spektakularne krajobrazy na Tatry przyjdzie nam jeszcze chwilkę poczekać. Do Hali Kopieniec jeszcze kawałek drogi, a to właśnie stamtąd będziemy mogli podziwiać krajobraz Tatr w pełnym wymiarze.
Po trasie mijamy nietypową, kameralną bacówkę postawioną tuż przy prywatnym domie. Jest to miejsce, gdzie idąc możemy kupić świeże oscypki, które mogą być uwieńczeniem górskiej wyrypy lub zmobilizują nasze pociechy do pokonywania kolejnych metrów na szlaku.
My z tej opcji nie skorzystaliśmy, ponieważ o 8 rano nie było tam jeszcze nikogo. Idąc powoli bez dłuższych przerw powinniśmy dojść do bacówki od parkingu w przeciągu 15-20 minut. Prowadzą tam w większości duże, ażurowe oraz betonowe płyty.
Majka dzielnie maszeruje!
Bez marudzenia.
Jest ciekawa co ją czeka? Podobnie jak my. Z każdym kolejnym krokiem zastanawiamy się co będzie dalej? Czy nasze dziecko będzie płakać, marudzić? A, że to ją nóżki będą boleć. Że się przewróci. Że będzie śpiąca. Czy dojdziemy do końca? Czy damy radę wspólnie wejść na samą górę?
Przybita piątka na górze, czy też wykonanie założonego planu w całości nie jest w tym dniu najważniejsze. Nigdy. Jeśli będzie ciężko to zrezygnujemy. Bez wyrzutów sumienia. Jeśli pogoda pokrzyżuje plany. Zawrócimy. To sama droga jest tym z czego czerpiemy największą radość i szczęście.
Podstawowe informacje
Zostaliśmy przyzwyczajeni, że za wejście do TPN płacimy tuż na początku szlaku. Z reguły tak na prawdę jest. Tu jednak jest pewien wyjątek od reguły i nie ciesz się, że udało Ci się oszukać przeznaczenie.
Nic z tego. Docieramy do budki TPN, gdzie grzecznie płacimy za wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego. To jednak zdecydowanie lepiej wydany pieniądz niż zapłata za kawałek asfaltu lub szutrowej drogi, gdzie stoi nasz samochód. Masz pewność, że te kilka złotych przyczyni się do utrzymania naszego najpiękniejszego zakątku Polski.
To dobry moment na zmianę ubioru, łyk wody i odpoczynek na ławce.
I odtąd droga buduje klimat. Jest pięknie przygotowana ścieżka w formie łagodnych schodków, którą idzie się bardzo przyjemnie i bez żadnych trudności 🙂
Pora na teorię, czyli fakty związane z miejscem do którego podążamy i trasą. To od tego w dużym stopniu zależy wybór góry i szlaku.
1:05 h (według mapy) – dodaj do czasu 30-40 minut, jeśli idziesz z dziećmi 🙂
CZAS
2,3 km
DŁUGOŚĆ
337 metrów
PRZEWYŻSZENIE
1328 m n.p.m.
WYSOKOŚĆ
Jak motywujesz swoje dziecko w górach?
Ktoś. Gdzieś. Kiedyś. Stwierdził, że jeśli w jakikolwiek sposób wpływasz poprzez zachętę, motywację na swoje dziecko to zmuszasz je do chodzenia po górach. Dziecko samo powinno czuć, że to jest naprawdę fajny sposób spędzanie wolnego czasu.
Serio? Nie sądzę. Jak dziecko mające dwa, trzy lub cztery lata ma wiedzieć co jest dla niego dobre? Może już w tym wieku ma stanąć przed wyborem swoich zainteresowań?
My idąc w góry tworzymy pewną historię. Wspieramy motywację naszego maluszka tym co ciekawego może go spotkać! Wyprawa do lasu. W góry. Majka już z książek wie, że w lesie mieszkają ciekawe zwierzątka. A góry to spiczaste szlaczki w kształcie trójkąta. Nie trzeba jej mocno przekonywać. Kamyki i patyki to coś co Maja zbiera i niesie ze sobą przez większość drogi. Uzbierane patyczki z tej wyprawy przywieźliśmy ze sobą, aż na Śląsk. Spaliliśmy je pewnego wieczoru na palenisku u dziadka.
To według nas najlepszy dowód na to, że chodzenie po górach z dzieckiem edukuje, wzmacnia bodźce, relacje (rodzic – dziecko) i co najważniejsze kształtuje charakter.
Polana Kopieniec, chaty pasterskie i duża przestrzeń
Dochodząc do Polany Kopieniec poczujesz, że warto było tu iść. To już stamtąd rozpościera się wspaniały krajobraz. Mamy przed sobą otwartą przestrzeń, gdzie pozostało jeszcze 11 zabytkowych chat pasterskich, które są pamiątką po tamtych czasach. Jest to jedna z tych polan, gdzie odbywa się jeszcze kulturowy wypas owiec. Określana też czasem jako Skupniowa Polana lub Polana pod Kopieńcem. Należy do części Tatr Zachodnich.
Z tego miejsca na sam szczyt pozostało już około 108 metrów przewyższenia. To już całkiem blisko. Mam też wrażenie, że jeśli ktoś postanowi zakończyć wycieczkę na tym etapie to i tak będzie usatysfakcjonowany.
Możesz tu usiąść na ławce (są tylko dwie!), rozłożyć koc i leżeć podziwiając panoramę, a uwierz mi, że miejsca starczy dla każdego. Jeśli wczesną wiosną szukasz miejsca z kwitnącymi krokusami to możesz wybrać się na Polanę Kopieniec. Będzie to zdecydowanie bardziej ustronne miejsce od popularnej Doliny Chochołowskiej.
Stąd możemy iść już tylko prosto w kierunku chat pasterskich. To tam prowadzi dalej szlak zielony, którym możemy dojść też na Wielki Kopieniec przechodząc przez polanę. Albo idziemy dalej prosto i docieramy do Olczyskiej Polany. Idąc tą drogą możemy pokusić się o Nosal, ale wtedy trasa jest ponad dwa razy dłuższa.
Betonowy Krzyż postawiony przez urzędujących w tej okolicy pasterzy.
My obieramy trasę prosto na obrany szczyt, czyli skręcamy w prawo. To już kawałek drogi, który dzieli nas od wierzchołka. Przy dobrych wiatrach można go pokonać w granicach 20 kilku minut. Idąc w pojedynkę lub bez dzieci ten odcinek jest do pokonania w granicach do 15 minut.
Na Wielki Kopieniec z Polany prowadzi kilkadziesiąt skalnych schodów wśród gęstego lasu. Ten etap wędrówki pnie się już wyłącznie do góry. Latem przy dużych upałach można wycisnąć tam kilka kropel potu. Dzieci dadzą radę, ale warto je wspomóc lub asekurować, gdy wymaga tego sytuacja.
Duma nas rozpiera, bo też mały szkrab, mimo próśb i zachęt za żadne skarby nie chciał iść do tuli. I plecak na plecach mimo, że prawie pusty musiał być 🙂
Giewont, Tatry Zachodnie (panorama)
Wielki Kopieniec zdobyty!
Jak już wspomniałem nawet najprostszy szlak może być problematyczny i trudny do zdobycia, jeśli odpowiednio dobrze nie przygotujemy do tego naszego dziecka. Kontakt z naturą to doskonała okazja do wzmocnienia relacji i więzi z dziećmi. Przede wszystkim to dobry moment do zabawy i edukacji, więc organizując tego typu wycieczkę możesz śmiało nadać jej charakter pro-edukacyjno-przyrodniczy.
Co do pogody to warto wspomnieć, że to kluczowy czynnik determinujący każdy rodzaj wędrówki. My w tym dniu mieliśmy wysoką temperaturę, wiedząc o tym już dzień wcześniej wyruszyliśmy w miarę wcześnie.
Na szczyt docieramy po godzinie jedenastej i już czuć mocny skwar. Na górze jest dosłownie kilkanaście osób, więc jest jeszcze póki co bardzo kameralne. Korzystamy z sytuacji i robimy kilka pamiątkowych ujęć. Wrócimy do nich za jakiś czas. Miło będzie do nich wrócić za kilkanaście lat, gdzie Majka będzie mogła zobaczyć siebie w akcji.
1328 m n.p.m. okiełznany przez naszą trójkę. Ale szczególnie oklaski należą się naszej małej dziewczynce, która doszła tam praktycznie o własnych siłach. Co tu dużo mówić. Czuć radość. W jej oczach. W naszych podwójnie.
Panorama ze szczytu jest na prawdę okazała. Nie ujęliśmy tego zbytnio na zdjęciach. Daliśmy ciała. Ale, żeby nie być gołosłownym to jeśli dobrze się przyjrzymy dostrzec można kawałek Tatr Bielskich, Łomnicę drugi co do wysokości szczyt w Tatrach (2632 m n.p.m.), Baranie Rogi, Małą i Wielką Koszystą, Krzyżne, Granaty. Oprócz tego, jeśli pogoda dopiszę widać stąd szczyty należące do Orlej Perci oraz część Tatr Wysokich (np. Świnicę). Ponadto patrząc w kierunku zachodu nie sposób nie dojrzeć góry wliczające się do Czerwonych Wierchów i majestatyczny pod każdym względem Giewont.
Wielki Kopieniec, a bardziej okolice Doliny Olczyskiej to też tragiczne wydarzenie sprzed kilkudziesięciu lat. Być może pamiętasz lub kojarzysz katastrofę lotniczą helikoptera TOPR, który wracając z akcji ratowniczej na Hali Gąsienicowej rozbił się na skałach?
Ja miałem, wtedy 4 lata. 1994. Zginęło dwóch pilotów i dwóch ratowników. Podczas tej katastrofy nie zawinił człowiek, lecz doszło do rozwarstwienia łopaty wirnik, w wyniku czego pilot stracił kontrolę nasz maszyną.
R.I.P.