Wakacje minęły bezpowrotnie. Na kolejne musimy poczekać do następnego roku. Początkiem września czuć już w powietrzu jesienny klimat. To co minęło nie wróci już nigdy więcej. Ale w naszych wspomnieniach pozostanie na zawsze. My, żeby nie zapomnieć, zapisujemy wyjątkowe chwile na naszym cudownym blogu. Dla czytelników będą to na pewno pomocne wskazówki, a my z ciekawością wrócimy do niektórych treści za kilka lat.
Pisząc ten materiał mamy już kalendarzową jesień, a lato idzie powoli w zapomnienie. Było miło i przyjemnie. Za nim jednak wejdziemy w całkiem inny nastrój jeszcze na chwilę przeniesiemy Cię do miejsca w którym spędziliśmy kilka dni z tegorocznych wakacji.
Tworząc tego bloga jedną z naszych misji było pokazywanie miejsc, gdzie my jako goście czujemy się jak we własnym domu. Nie chce nam się wyjeżdżać. I to nie zawsze jest takie oczywiste. My jako goście patrzymy na wiele czynników przy wyborze noclegu. Po pierwsze to cena. Po drugie to design, czyli jeśli jedziemy na dłużej to lubimy się otaczać tym co piękne. I jeśli góry to nasz apartament musi mieć elementy wystroju kultury podhalańskiej.
Wybór nie od razu był jednoznaczny. Szukaliśmy dość długo. Zazwyczaj dłuższe pobyty powyżej 2 dni w okresie wysokiego sezonu (czyt. okres lipiec-sierpień) należy rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Nie zawsze idzie zaplanować urlop aż tak wcześnie. Ta reguła odnosi się do pensjonatów i noclegów stricte w centrum Zakopanego. Dużo łatwiej i szybciej jest coś znaleźć w pobliskich miejscowościach np. Bukowina Tatrzańska, Poronin, Białka, Kościelisko, Chochołów. To wszystko zależy od wymagań i tego na czym nam najbardziej zależy podczas wakacyjnych wyjazdów z rodziną.
Jeśli masz dzieci to przyznasz mi rację, że wyjazdy bez i z naszymi pociechami różnią się diametralnie.
Sama Willa jest dość duża, ma sporo pokoi do wyboru, z widokiem na Giewont i polanę, gdzie jak później zobaczycie na zdjęciach wypasają się owce. To była miła niespodzianka. Szczególnie Majka dla której było to pierwsze tak bliskie spotkanie z barankami nie mogła od nich oderwać oczu.
Pensjonat nie jest zbudowany z bali, ale jest to połączenie drewna i we wnętrzach królują kolory: biały, szary, czarny. Współgra to ze sobą, wręcz idealnie. Tak jak pisałem już wyżej pensjonat jest nowiutki z bardzo świeżą historią. W tym roku obchodzą swoje drugie urodziny, a więc wnętrza i jego wyposażenie jest jeszcze jak nowe.
I myślę, że długo takie pozostanie, bo obsługa mocno pracuje nad tym, żeby w obiekcie panował ład i porządek.
Baliśmy się jednej rzeczy. Jak to najczęściej bywa zdjęcia na stronie lub popularnych portalach np. Booking, Airbnb mijają się z rzeczywistością. Coś co na zdjęciu wygląda cudownie, nie koniecznie na żywo jest takie samo. W tym miejscu pojawia się rozczarowanie. A bo w Internecie wyglądało to dużo lepiej, a na żywo czar prysł.
„Wierzę, że wiesz o czym mówię!?”
Tym razem było jednak inaczej. Miło się zaskoczyliśmy po wejściu do naszego apartamentu. Do samego końca nie wiedzieliśmy, który konkretnie pokój nam przypadnie. Co prawda rezerwacja była pokoju z widokiem na góry, ale jaki ten widok będzie, jaka ekspozycja to była dla nas do samego końca zagadka!
Co nas najbardziej ucieszyło to jego powierzchnia. Łazienka i pokój były na prawdę wszechstronne, a nawet można powiedzieć, że duże. I to nas ucieszyło, bo oprócz dużych torb musieliśmy jeszcze zmieścić łóżeczko turystyczne dla Majki. Tak, żeby nie musieć się przeciskać pomiędzy łóżeczkiem, a szafą i kolejnym łóżkiem. Ufff…
I ukłon w kierunku właścicieli i projektanta, który rozwiązał najczęstszy problem młodych rodzin z dziećmi. Brawo.
Co jeszcze o pokojach? Dostaliśmy dwa balkony, jeden mały, drugi duży z widokiem na Giewont. Jak się domyślacie korzystaliśmy wyłącznie z jednego.
Duże łóżka, miękkie poduszki i kołderka przyjemna dla ciała. To połączenie sprawiło, że wstawaliśmy rano nadzwyczaj wyspani. A dodam, że przy prawie dwulatku, który najczęściej budzi nas o godzinie 7, nie jest to łatwe. Po za tym mając taki widok za oknem żal byłoby tracić czas leżąc w łóżku.
W każdym pokoju znajduje się łazienka z suszarką, kosmetykami i zestawem ręczników. Takim standardem w tego typu pensjonatach stały się mini lodówki. I tutaj taką znajdziemy, a latem to bardzo przydatny sprzęt. Zimą produkty wymagające niskiej temperatury możemy wystawić za okno, na balkon, latem to jednak nie jest już takie proste. A myślę, że nikt nie lubi pić ciepłego wina lub piwa!
Dla nas to była idealna przestrzeń do odpoczynku i pracy nad obróbką zdjęć z naszych wypadów po górach. Działo się to wszystko pomiędzy drzemkami naszej misi.
Wieczory spędzaliśmy z lampką wina na naszym cudnym balkonie wpatrując się w Śpiącego Rycerza, który towarzyszył nam podczas tego 5-dniowego pobytu w Biała Owca. Tego widoku nie zamienilibyśmy na nic innego.
Na terenie pensjonatu, tuż obok recepcji, przy wejściu znajduje się jadalnia w której korzysta się z posiłków – są to wyłącznie śniadania przyrządzane z regionalnych, okolicznych i zdrowych produktów. Ah, to co my lubimy najbardziej!
Na śniadaniu można było zjeść: wiejskie serki, różne odmiany sera żółtego, paszteciki, naturalne sałatki warzywne, jajka od szczęśliwych kurek, swojskie wędliny, świeży, kruchy chleb, który rozpływał się w ustach. Nie mogło też zabraknąć sezonowych i świeżych owoców, ponadto na stole były też pyszne konfitury, kolorowe soki, woda i spory wybór herbat.
W naszej pamięci najmocniej zakorzeniły się jednak naleśniki, które były boskie. Wstyd się przyznać, ale zajadaliśmy się nimi codziennie, bo grzechem było przejść obok nich obojętnie.
I tłumaczyliśmy sobie to tym, że przecież wszystkie kalorie przyjęte w ten sposób spalimy na Tatrzańskich szlakach. Myślę, że całkiem dobry pretekst – przyznaj szczerze?
Majka w pierwszej kolejności po wejściu do jadalni biegła do swojego ulubionego kącika zabaw z którego nie mogliśmy jej wyciągnąć. Nie obyło się oczywiście bez płaczu, ale na szczęście nasze dziecko lubi jeść, więc byliśmy w stanie pogodzić kolejność, czyli najpierw jedzenie, a potem przyjemności.
Dosłownie po środku tego zdjęcia widać wejście do Doliny Strążyskiej.
O krok od Doliny Strążyskiej.
W tym przypadku lokalizacja tego obiektu odgrywa istotne znaczenie. I na tym się skupmy przez chwilę. Otóż według Google Maps spod bramy pensjonatu Biała Owca, aż pod wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego w kierunku Doliny Strążyskiej dzieli nas 650 metrów, czyli niespełna 8 minut drogi na nogach. Brzmi dobrze?
Dla mnie była to wspaniała informacja, bo do tej pory zawsze poruszaliśmy się samochodem, aby dostać się do jakiegokolwiek szlaku. Czyli, żeby była jasność w ten sposób oszczędzamy czas, nerwy i pieniądze. Nie musimy szukać miejsca na parkingach, nie dojeżdżamy do nich przebijając się przez centrum (czyt. korki), a dodatkowo 10-20 zł zostaje nam w kieszeni. W momencie kiedy za każdym razem chcemy wbić się na jakiś szlak.
Przyznaj szczerze, że pomysł na szukanie noclegów blisko interesujących szlaków turystycznych ma dużo plusów.
Jeśli wyjazd chcesz połączyć z możliwością chodzenia po górach, a wokół są na prawdę ciekawe trasy z ekspozycją na Tatry Zachodnie to myślę, że warto wziąć pod uwagę aspekt lokalizacji przy wyborze noclegu.
Dostępne są tam trasy dopasowane do małych dzieci powyżej 2 lat i w górę. A nawet te mniejsze z pomocą rodziców dadzą radę czy to w wózku lub tuli.
Dlaczego Biała Owca?
Przed zabukowaniem noclegu w Biała Owca przyznam szczerze, że nasz research nie był aż tak szeroki i nie mieliśmy pojęcia skąd pochodzi jej nazwa. Owszem na zdjęciach wnętrz były umieszczone elementy, które wskazywały, że ten obiekt ma coś wspólnego z owcami. Nam odpowiadała lokalizacja, wystrój odpowiadający naszym upodobaniom, pokój i widok. To co wydarzyło się później przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Często na grupach widzę jak ludzie pytają o miejsca, gdzie można spotkać wypas owiec. Wiadomo, że najczęściej są to bacówki zlokalizowane na szlakach. Tymczasem, rozpakowując torby w naszym apartamencie usłyszeliśmy charakterystyczne pobrzękiwanie dzwoneczków. Po wyjściu na balkon byliśmy pozytywnie zaskoczeni, że tuż za naszym płotem idzie stado owiec. I to nie małe. Majka była prze-szczęśliwa. A my jak dzieci cieszyliśmy się razem z nią!
Wiecie, że przed wyjściem na hale baca kropi owce wodą święconą, a ciupagą robi znak krzyża na drodze i wtedy zaczyna się wymarsz poprzez kamieniste drogi, lasy i polany. Tradycja bardzo piękna, ale myślę, że na co dzień nie jest tak powszechnie stosowana. Mimo wszystko wierzymy, że te i inne obyczaje przeżyją kolejne dziesięciolecia jak nie stulecia.
Jeśli doczytaliście naszą recenzję z pobytu w tym cudownym miejscu to końca to już znacie argumenty przemawiające za tym dlaczego wybraliśmy Białą Owcę na nasz kilkudniowy wypad do Zakopanego. Po pierwsze lokalizacja. Po drugie lokalizacja, po trzecie lokalizacja. A za tym wszystkim stoi widok na Giewont i Tatry Zachodnie i bardzo łatwy dostęp do takich szlaków jak chociażby: Droga pod Reglami, Dolina Strążyska, Sarnia Skała lub Giewont, a także Dolina ku Dziurze i nieco bardziej oddalona Dolina Białego.
To pensjonat w którym poczujemy się wyjątkowo począwszy od wystroju wnętrz, aż po samo jedzenie, które jest przepyszne. My na pewno będziemy tam wracać, bo to miejsce spełnia nasze standardy do rodzinnych wyjazdów!