Po Beskidach: Jak Barania Góra skradła moje serce?!

Autor: TOBIASZ

Po dłuższej przerwie, stęskniony za górami powróciłem z nieodpartą chęcią zdobycia czegoś co zaspokoi moje pragnienie. Do wyboru miałem kilka szczytów w Beskidzie Śląskim, które nie wiedzieć czemu nie były jeszcze odhaczone na mojej liście.

Nie chciałem zapuszczać się na długą trasę samochodem z trzech powodów: nasz samochód ostatnio mocno szwankował i po prostu bałem się, żeby nie osiąść gdzieś na trasie, prognozy były obiecujące, ale każdego dnia usilnie zapowiadali gwałtowne burze i koniec końców obecnie jestem ojcem 8 – miesięcznej córeczki za którą bardzo szybko tęsknię. Dłuższe trasy są przewidziane na ten rok, ale to jeszcze nie ten czas. Po za tym mam tą przyjemność, że w promieniu do kilkudziesięciu kilometrów mamy w zasięgu nasze wspaniałe Beskidy. Są dosłownie na wyciągnięcie ręki!


Upragniony powrót w góry i odwieczny problem co wybrać po takiej długiej przerwie? Czantoria, Skrzyczne, a może Barania Góra.. ?


Wsiadając do samochodu o 5:00 miałem mętlik w głowie. Nie potrafiłem zdecydować co wybrać. Najbliżej położonym szczytem jest Czantoria, która chociaż zdobyta przeze mnie kilka razy (nie ukrywajmy wejście na Czantorię nie jest mega wymagające) to nadal lubię tam wracać. Mam do niej szczególny sentyment, a do tego prognozy pogody były różne. Zapowiadali gwałtowne burze, ale dopiero popołudniu. Myślałem też o Skrzycznem i wejściem od strony Przełęczy Salmopolskiej i Malinowskiej. Ale ostatecznie wybrałem trzeci wariant, a jednocześnie drugi najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, czyli Baranią Górę (1220 m n.p.m.)! Ciekawe czy wiesz jaki szczyt jest na pierwszym miejscu? Celowo nie napisałem, żebyś z własnej ciekawości sprawdził co to za góra stoi na najwyższym piedestale.

Za nim jednak dotarłem na miejsce, a będąc już w okolicy Wisły Czarnej jadąc przez las dostrzegłem słońce wyłaniające się zza drzew. Odbiłem nieco z trasy, bo wiedziałem, że na wschód słońca na Baraniej Górze nie mam co liczyć. I nie taki był też cel. Skusiłem się i podjechałem nad Zaporę w Wiśle Czarnej, gdzie znajduje się przepiękne Jezioro Czerniańskie. Przyznaj, że wygląda całkiem, całkiem. Spędziłem tam dosłownie 10 minut. Strzeliłem kilka fotek i udało się ująć takie cudo. Takie momenty przekonują mnie i motywują do tego, żeby rano, gdy dzwoni budzik, a włosy jeżą się na mojej głowie ze złości, zagryźć zęby i wyjść spod ciepłej kołderki, a tym samym ze swojej strefy komfortu.

Kto chciałby budzić się każdego poranka w takich okolicznościach przyrody? 


Barania Góra niebieskim szlakiem – Dlaczego warto tam wejść?


Pierwszy odcinek jest dość żmudny i monotonny. Ale za to prosty, bo startując z parkingu Wisła Czarne Fojtula tuż przy Ochotniczej Straży Pożarnej, gdzie większość turystów zostawia swój samochód mamy do pokonania około 2,5 km drogą asfaltową. O tej porze jednak trudno spotkać kogokolwiek. Na parkingu stały dwa samochody, ale nic po za tym. Aby dotrzeć do tego miejsca możemy kierować się zarówno poprzez Nową Osadę, odbijając przed skocznią narciarską im. Adama Małysza w Wiśle Malince lub wybrać wariant, który ja wybrałem, czyli kierując się w stronę Wisła Głębce – Przełęcz Kubalonka – Wisła Czarne. Po drodze zauważyć możemy górską Rezydencję Prezydenta RP, niewielki zameczek zabytkowy 🙂 Ciekawy punkt turystyczny na mapie Wisły. Można zatrzymać się na szybką kawkę w kawiarni, która jest w jednej z części tego pałacyku.

Odcinek ten to Dolina Białej Wisełki wzdłuż niego płynie delikatnie szumiący potok, który dodaje smaczku i umila przejście tej trasy. Zwłaszcza, gdy idziesz w pojedynkę, wtedy trasa potrafi być nużąca. Odliczasz kroki do następnego zakrętu mając nadzieję, że tuż za nim będzie już droga bardziej zbliżona do górskich standardów.

JEST. Zaczyna się szosowa droga, lekkie błotko i niewielkie kałuże. Wreszcie droga robi się ciekawsza. Szlak ma oznaczenie koloru niebieskiego i jest on drugi pod względem ważności. Jeśli zamierzasz wybrać się tą trasą z dzieckiem, które jeszcze nie chodzi to odradzam Ci ten pomysł. Tym bardziej nie wybieraj się tym szlakiem jeśli chcesz zabrać ze sobą wózek. Oczywiście, zrobisz jak uważasz, chodząc po górach obserwujemy różnych hardcorowców!

 Po takich nieprzygotowanych wyprawach wiele osób rezygnuje z turystyki górskiej mając w pamięci mordercze wejście z dzieckiem na plecach, wózkiem, w sandałach, japonkach lub nie daj boże w szpilkach na wysokim obcasie. Olaboga! 

Trasa nie należy do najkrótszych, bo wymaga poświęcenia od 2,5 do 3 godzin, a dodatkowo trzeba pokonać kilka przewyższeń, żeby wspiąć się na sam wierzchołek. Jeśli Twoje dziecko samodzielnie chodzi i nie trzeba go nieść przez większość trasy to myślę, że śmiało możesz iść tym szlakiem.

W większości idziemy przez las, więc nawet przy wysokich temperaturach jest całkiem przyjemnie i znośnie. Zaskoczony byłem, że w trakcie 2,5 godzin pokonałem 659 m przewyższeń (Wisła Czarne Fojtula – 561 m n.p.m) i to bez wypruwania żył w nogach.


Wiesz, gdzie w Polsce mamy źródło i początek najdłuższej rzeki w Polsce?


Ciekawostką o czym nie wiedziałem wcześniej jest fakt, że na stoku Baraniej Góry ma swój początek najdłuższa rzeka w Polsce – Wisła. Można powiedzieć, że na Baraniej wszystko się zaczęło to tutaj możemy podziwiać wypływające potoki Białej i Czarnej Wisełki, które łącząc się ze sobą tworzą wszystkim znaną i często odwiedzaną przy letnich weekendowych wypadach rzekę. Myślę, że nie bez powodów w bliskim sąsiedztwie mamy popularną i często odwiedzaną przez turystów Wisłę (nie mylić z rzeką).

W niektórych miejscach na szlaku spotkać można pnie i ich mocno rozrośnięte korzenie co według mnie sprawia, że idzie się dużo łatwiej niż po kamieniach. Po za tym jest to miłe dla oka, trzeba przyznać :))

 

Łyse zbocza na Baraniej.


Barania Góra ma widok na panoramę gór aż trzech państw: Polski, Czech i Słowacji. Przy odrobinie szczęścia i mega dobrych warunkach pogodowych można także dostrzec zarys Tatr. Ja tej przyjemności nie miałem, co prawda pogoda była słoneczna z odrobiną pojawiających się chmurek, ale to spowodowało, że na niebie było lekkie mleko :)) Jest to doskonały punkt widokowy, a to dlatego, że większe połacie drzew na szczycie góry zostały wycięte. Grzbiety i zbocza Baraniej są wylesione, więc możemy śmiało podziwiać góry z nią sąsiadujące.

Dla mnie zastanawiające było to, dlaczego tak się stało, że Barania Góra całkowicie wyłysiała. To prawda, że panorama ma coś w sobie, a wychodzące z ziemi kikuty, pnie i obumarłe pozostałości po świerkach nadają jej smaku, ale… W celach własnych postanowiłem doczytać, żeby nie snuć niestworzonych historii. Wyobraź sobie, że dawno, dawno temu w Beskidach dominowały zupełnie inne gatunki drzew: buki, jawory, jodły. Człowiek jako istota rozumna postanowił zmienić drzewostan i to co natura stworzyła, wyciął drzewa i skutecznie zastąpił je świerkami. Racjonalnych powodów dlaczego to zrobił nie potrafiłem znaleźć. Jednym z nich może być to, że świerki bardzo szybko rosną…. ?

W dzisiejszych czasach walcząc z nieustającym smogiem, zanieczyszczeniem powietrza i zmieniającym się klimatem kolejne pokolenia świerków są coraz słabsze. Tym samym skutecznie atakowane przez korniki i grzyby po prostu obumierają. TADAM.

Ok, odkładamy historię na bok i rozpracujmy nieco węzeł szlaków, które przecinają się na Baraniej. Zatrzymajmy się na chwilę przy tych tabliczkach, żeby zobaczyć w jakim kierunku można pójść będąc już na szczycie lub z jakiej strony można dojść wybierając inny szlak. Na pierwszy ogień weźmy szlak zielony, który prowadzi na Królową Korony Beskidu Śląskiego czyli Skrzyczne (1257 m n.p.m.). Trochę kilometrów trzeba zrobić, żeby z Baraniej dostać się na Skrzyczne, bo aż 4 h i 15 minut, a po drodze zahaczyć możemy o Malinowską Skałę do której dotrzemy o półtorej godziny szybciej.

Mamy też szlak niebieski, którym wchodziłem i będę schodził. Zejście w dół zajmuje już tylko 2 godziny według oznakowania, na spokojnie i bez szaleństw.

Mamy także dwa czerwone szlaki prowadzące do Węgierskiej Górki oraz Przełęczy Kubalonki i Stecówki. W planach mam wejście na Baranią właśnie od strony Stecówki, tak żeby po drodze zahaczyć o Polanę Przysłop na którym znajdowało się drewniane schronisko turystyczne PTTK działające od 1925 roku, ale przeniesione zostało w 1985 roku do centrum Wisły, a na rzecz tego i w jego miejsce wybudowano w 1978 roku murowane działające po dziś dzień.

Barania Góra ma też to do siebie, że przez sam szczyt przebiega Główny Szlak Beskidzki. Co to oznacza? To nie lada gratka dla tułaczy, którzy lubią, gdy coś co zdobywają jest największe, najszersze, jedyne w swoim rodzaju. Tak jest w tym przypadku, ponieważ szlak ten jest najdłuższy w polskich górach i liczy sobie łącznie 500 km.

Jednym z atutów jakie posiada Barania Góra jest wieża widokowa, która już z daleka rzuca się w oczy. Dzięki niej będąc na wysokości 1220 m n.p.m. mamy możliwość wspiąć się 15 m ponad to podziwiając hipnotyzującą panoramę. A jest co, bo widok obejmuje: Beskid Śląski, Beskid Mały, Beskid Makowski, Beskid Żywiecki z Babią Górą, Tatry, Góry Choczańskie, Małą Fatrę, Góry Strażowskie, Jaworniki i Beskid Śląsko-Morawski. Jest tego trochę!

Trzeba trafić na prawdę dobre okno pogodowe, żeby dojrzeć wszystkie wyżej wspomniane pasma górskie. Nie mniej jednak widok zapiera dech w piersiach. Mimo, że wysokość nie jest jakoś oszałamiająca to jednak krajobraz jaki tam zobaczyłem na długo zostanie w mojej pamięci. Na szczycie spędziłem prawie 2 godziny delektując się mimowolnie tym co natura pięknego nam dała!!

 

 

W oddali widać wierzchołek Ośrodka Nadawczego na Skrzycznem.

W tym kierunku możemy dojść do wspomnianego już schroniska PTTK lub Stecówki…

Po dogłębnym sfotografowaniu wszystkiego co się rusza, powoli schodzę w dół. Z lekkim żalem, bo mimo 2 godzin na szczycie i spenetrowaniu każdej dziury mógłbym jeszcze tam posiedzieć jak nie poleżeć. Pogoda dopisała jak nigdy. Jednak nie ma czego żałować tylko, bo popołudniu zapowiadali burze z piorunami. I niestety prognozy się sprawdziły (ale to już piszę po fakcie i z mojego miejsca zamieszkania, gdzie trochę grzmociło).

Często się pewnie zastanawiacie, dlaczego brakuje na blogu zdjęć z wypraw, gdzie byłbym widoczny w pełnej okrasie – no cóż, tak ostatnio się dzieje, że w góry chodzę sam jak palec. Co prawda turyści gdzieś się tam na szlaku kręcą, ale nie ma nikogo godnego, kto by mógł mi cyknąć zdjęcie. Huhu..

Szczerze polecam.

Wpisz zapytanie. Wciśnij Enter aby wyszukać.