Zawrat, a ściśle mówiąc Przełęcz Zawrat niegdyś należący do klasyków, który świadczył o zdolnościach wprawionych taterników. Nadal uznawany za jeden z tych miejsc, gdzie warto wejść, jeśli chcesz zaprzyjaźnić się ze sztucznymi ułatwieniami w postaci łańcuchów i klamr! Jest tu tego dość sporo. Tu zasmakujesz trochę wspinaczki, sporej ekspozycji i widoków jak z bajecznej krainy. Ów wpis pomoże Ci wybrać odpowiednią trasę do Twoich umiejętności i przygotowania mentalnego. Szczególnie ważne, dla osób, które chcą iść na Zawracik, ale mają lęk wysokości.
Zacznijmy może od tego jakimi opcjami dysponujemy.
Mamy trasę przygotowaną bardziej dla osób, które poszukują w górach większej adrenaliny i są przygotowane na górskie doznania w czystej postaci. Tą trasę opisujemy w tej relacji, czyli mowa o szlaku od strony Czarnego Stawu Gąsienicowego. Dla mniej przygotowanych turystów jest szansa dotarcia na Przełęcz Zawrat w całkowicie bezpieczny sposób od strony Doliny Pięciu Stawów. To komfortowa trasa, dla amatorów górskich wędrówek, którzy nie czują się jeszcze na siłach lub z innych powodów wolą wybrać wariant bez żadnych trudności technicznych i ekspozycji. Tu uda się dojść bez stresu, strachu i nerwów. Nawet większe dzieci powinny dać sobie radę!
Obie trasy wymagają pewnego przygotowania fizycznego, bo jest to trip rozciągający się w czasie. Droga mimo wszystko może dać w kość. Do pokonania przy obu wariantach dróg jest około 11 000 m – w jedną stronę! Co organizacyjnie zajmie prawie każdemu co najmniej połowę dnia. I nie oszukujmy się, jeśli nie jesteś wyczynowym sportowcem to na koniec dnia nogi mogą wchodzić w przysłowiowe cztery litery 🙂
Skąd pomysł na Przełęcz Zawrat?
Raczej nie zdziwię nikogo, jeśli powiem, że opisany szlak cieszy się w sezonie dużą popularnością. Głównie, dlatego, że to stąd wielu zaprawionych w boju turystów rozpoczyna swoją przygodę z Orlą Percią. To skrajny punkt i początek tego odcinka od strony zachodniej. Od strony wschodniej możemy rozpocząć go z góry – Krzyżne. Coraz częściej w kierunku Zawratu zmierzają początkujący turyści, którzy mają ochotę sprawdzić swoje zdolności wspinaczkowe i spróbować sił na dość długiej trasie ubezpieczonej wieloma łańcuchami i klamrami. Trzeba jednak pamiętać, że przy pogorszonych warunkach pogodowych jest tu na prawdę niebezpiecznie i odradza się wtedy wyjście w tym kierunku.
Ogólnie, jeśli weźmiemy pod uwagę cały obszar Orlej Perci i jego rejony (Świnica) to od początku powstania tego szlaku na jego obszarze i drogach dojściowych zginęło już ponad 100 osób. Podczas mgły, słabej widoczności warto zachować szczególną ostrożność, koncentrację i bacznie śledzić przebieg szlaku, żeby nie zbłądzić.
Nie ma co się dziwić, kusi!
Z takimi ubezpieczeniami miałem już wcześniej kontakt. Ale ten odcinek był zdecydowanie najdłuższy w mojej krótkiej, życiowej karierze zagorzałego fana górskich wzniesień. No cóż, może na Orlą Perć przyjdzie mi jeszcze poczekać, ale jednym z punktów decydujących o wyborze trasy były właśnie liczne łańcuchy, cudowna panorama zarówno na Dolinę Pięciu Stawów, ale także na otoczenie Doliny Gąsienicowej. I co najważniejsze otarliśmy się w niewielkim stopniu, ale to już po raz drugi (pierwszy był – Kozi Wierch!) o jeden z odcinków najtrudniejszego szlaku w Tatrach i całej Polsce.
Jedno z najpopularniejszych schronisk w Tatrach Polskich – PTTK Murowaniec.
Wybierając się w Tatry Wysokie byliśmy przygotowani, że warunki pogodowe mogą być różne. Tak się zdarzyło, że w przed dzień naszego wyjazdu temperatura znacząco spadła w dół. Z upałów powyżej 30 stopni w poniedziałek, słupek rtęci spadł we wtorek dużo poniżej 20! Ponadto przeglądając różne portale górskie dotarłem do krótkiego filmu, gdzie ktoś nagrał śnieg padający w rejonie Granatów. Więc tu w nocy temperatura sięgała 0. Te informacje dały nam do myślenia i na wszelki wypadek każdy z nas miał ze sobą czapkę zimową i rękawiczki.
Jak się później przekonasz nie były one wcale potrzebne.
Warunki były wręcz doskonałe. Jak już wielokrotnie pisałem wolę się cieplej ubrać, niż srogo spocić! Podczas całej wędrówki panowała spora różnorodność, dlatego nie mogliśmy się nudzić. Na szczęście nie było żadnych opadów co było najważniejsze.
Pierwszy odcinek trasy:
Brzeziny – Schronisko PTTK Murowaniec – Czarny Staw Gąsienicowy – rozwidlenie Pod Granatami – Nad Zmarzłym Stawem – Przełęcz Zawrat
średnio-zaawansowany
POZIOM TRUDNOŚCI
5 godzin
CZAS
10,7 km
DŁUGOŚĆ
2159 m n.p.m.
WYSOKOŚĆ
Kilka słów o trasie
Tym razem omijamy Dolinę Jaworzynkę, rezygnujemy z drogi przez Boczań i decydujemy się na szlak z Brzezin. Tak, to kolejna droga prowadząca bezpośrednio do schroniska Murowaniec. Wędrówkę rozpoczynamy z parkingu (1007 m n.p.m.) za, który płacimy 25 zł po powrocie do auta. Idąc o wczesnej porze, w nocy nie myśl, że unikniesz opłaty parkingowej. Szukaj kartki parkingowej po powrocie do auta i na pewno ktoś upomni się o należność. Za to startując o wczesnym poranku unikniemy opłaty za wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego (obecnie należy zapłacić 7 zł / os). Przy obecnych cenach nawet na małe piwo nie wystarczy, ale zawsze coś 🙂
Trzeba przyznać, że to mój osobisty debiut na tym szlaku dojściowym do schroniska. Droga często polecana jest rodziną z dziećmi i teraz wiem, dlaczego. Cały czas miałem w głowie plan, żeby sprawdzić jedną z dróg prowadzących m.in. do schroniska czy też samej Hali Gąsienicowej, a tym samym punktu, gdzie znajduje się węzeł popularnych szlaków turystycznych.
Muszę przyznać, że to najlżejszy odcinek na trasie, który można przejść w bardzo szybkim tempie. Nie ma tu zbyt wielkiego nachylenia, więc można iść gładko, bez żadnych przerw. Mapa wskazuje czas dojścia w granicach 2 godzin, a do pokonania jest 6,5 km. Jeśli zachowamy odpowiednie tempo marszu to uda nam się skrócić drogę o 20-30 minut! Bez większego nadwyrężania. To już jest spory zapas czasu, który będziesz mógł wykorzystać, gdy pojawią się większe przewyższenia.
Czarny Staw Gąsienicowy
Jeśli jesteś w Tatrach w rejonie Hali Gąsienicowej to tego punktu na mapie nie możesz pominąć. Trochę nie sposób przejść obok niego obojętnie. Z tego względu, że można tu dotrzeć stosunkowo szybko. Co jest na plus. Ze schroniska dzieli nas tylko kilkanaście minut do celu. Przygotuj się na to, że będąc nad stawem będziesz musiał chwilę przystanąć, bo widok stamtąd robi ogromne wrażenie.
Dokładnie 6 lat temu. Nie miałem zielonego pojęcia będąc tu jak nazywają się poszczególne szczyty występujące na tej rozległej i bogatej panoramie. Dotarliśmy tu całkiem przypadkiem. Po tym jak silny halny zmusił włodarzy PKL do zamknięcia kolejki. No i zostaliśmy na górze – dobrowolnie. Przecież miała się tu odbyć nasza wymarzona sesja plenerowa kilka dni po ślubie. Nie daliśmy za wygraną i dopięliśmy swego mając tym samym niezwykłą pamiątkę na całe życie. Kto wie, może to, wtedy na dobre połączyliśmy się miłością czystą z górami….
PODOBNE RELACJE: Hala Gąsienicowa i Czarny Staw Gąsienicowy zimą – randka w górach!, Plener na Kasprowym Wierchu + HALNY + zamknięta kolejka!? cz.1
Co do faktów związanych z samym stawem to jest ich kilka. Podstawową informacją jest to, że położony jest na wysokości 1624 m n.p.m. Jeśli chodzi o sklasyfikowanie Czarnego Stawu Gąsienicowego pod względem powierzchni wśród pozostałych tatrzańskich jezior to jest na 5 miejscu! Jego głębokość maksymalna to 51 m. Ma taki charakterystyczny, specyficzny czarno-szafirowy-granatowy kolor. Jest największy spośród grupy Gąsienicowych Stawów, a kolejny dużo mniejszy mijać będziemy w drodze na Przełęcz Zawrat, czyli Zmarzły Staw.
O nim nieco więcej w dalszej części.
Za plecami mamy taki widok – Czarny Staw Gąsienicowy.
Jeśli do tej pory myślałeś, że jest cholernie ciężko to wyobraź sobie, że prawdziwe schody dopiero przed Tobą. Nie straszę. Ale uczulam, że właśnie z poziomu Zmarzłego Stawu pod Zawratem rozpoczyna się prawdziwa wspinaczka pionowo do góry. Ten mały staw z grupy Gąsienicowej położony jest na wysokości 1788 m n.p.m., a więc łatwo obliczyć ile metrów przewyższenia zostało jeszcze przed nami. W sumie 321 m! Więc, ostatni rzut oka na doskonale wyróżniającą się już z tego miejsca Przełęcz Zawrat i maszerujemy dalej.
Pora na mały wspin!
Pora na lekką wspinaczkę ubezpieczoną sztucznymi ułatwieniami.
To ten etap wędrówki na który czekają Ci, którzy przyszli tu właśnie po to, żeby zmierzyć się z własnymi słabościami. Poziom adrenaliny momentalnie wzrósł o kilkanaście procent do góry! Nie ma co ukrywać po to tu szliśmy. Teraz nie ma już odwrotu, chociaż po drodze mijamy zrezygnowaną i nieco przerażoną dziewczynę. Schodzi, bo źle się poczuła. Może to był jej gorszy dzień, ale brawo dla niej za decyzję i odwrót!
Jeśli czujesz, że coś Cię przerasta, coś jest po za Twoim zasięgiem, dziś jesteś słabszy i nie czujesz strach i przerażenie to nie wstydź się to pokazać. Zawróć, jeśli to możliwe. To Twoje jedyne życie i zdrowie.
Jeśli czujesz, że coś Cię przerasta, coś jest po za Twoim zasięgiem, dziś jesteś słabszy i nie czujesz strach i przerażenie to nie wstydź się to pokazać. Zawróć, jeśli to możliwe. To Twoje jedyne życie i zdrowie. Wierzę, że często trudno zachować zdrowy rozsądek. Szczególnie, jeśli idziemy w grupie, jest więcej osób na szlaku. Nie chcemy pokazywać naszych słabości, bo co ktoś powie lub pomyśli o nas. A co Cię to tak na prawdę obchodzi … ? Podobnie jest w życiu. Ciężko to oddzielić, ale da się.
Tuż znad Zmarzłego Stawu widok na Zawrat i przebieg reszty trasy jest już doskonale widoczny. Po lewej stronie mamy uwidocznioną dalszą część szlaku, którą my pójdziemy. To ta uwypuklona grzęda skalna, a po prawej stronie mamy sąsiadujący Zawratowy Żleb. Tamtędy biegnie zimowa wersja trasy. Zwana Starym Zawratem, ponieważ to tam biegła przez wiele lat droga na Przełęcz Zawrat, ale utworzył się tam piarg, czyli rumowisko skalne, które stało się zbyt niebezpieczne dla turystów. Dlatego wytyczona została nowa droga ścianą Małego Koziego Wierchu. I tak pozostało po dziś dzień.
Za nim tam jednak dojdziemy czeka nas jeszcze kilkanaście metrów przewyższenia paroma zakosami. Gdzie widać już dzielnie maszerujących turystów, którzy idą przed nami.
Zawratowy zawrót głowy
To jest ten etap na który czekają Ci, którzy lubią tego rodzaju atrakcje na szlaku. Pięknie przyozdobiona część trasy licznymi łańcuchami i kilkoma klamrami stanowi solidne zabezpieczenie w dalszej części wędrówki. Poważniejsze trudności pojawiają się podczas mijania się z innymi turystami, bo co dziwne, nie jest to trasa jednokierunkowa. Lecz turyści mogą też tym szlakiem schodzić w dół. Co moim zdaniem stanowi duże zagrożenie i tworzą się solidne zatory. Pamiętaj, że tu poziom trudności wzrasta w momencie, gdy pojawia się deszcz i oblodzenie.
Teraz przygotuj się na zdobywanie kolejnych metrów w pionie. W zasadzie już do samej Przełęczy Zawrat będziemy wspomagali się wyłącznie łańcuchami idąc skalną grzędą, aż do samej góry. Zdarzają się tu momenty, gdy przyjdzie nam kroczyć tuż nad przepaścią. To jest to o czym wspominałem już na samym początku, że są tu momenty z dużą ekspozycją przestrzenną. Turysta pokonujący kolejne metry na zdjęciach to Marcin, którego na pewno już kojarzycie, jeśli macie za sobą więcej niż jedną relację na tym blogu. Dochodzimy to punktu z klamrami, które służą do podtrzymania się rękami, bo przyjdzie nam przejść po bardzo wąskiej półce skalnej.
Zawrat czy Przełęcz Zawrat?
O to jest pytanie!
Pierwszy etap jest już za nami. Był on najtrudniejszy i wymagał wytężonej koncentracji i wysiłku fizycznego. Mile widziany już na tym poziomie jest dodatkowe wyposażenie w postaci kasku wspinaczkowego, który chroni głowę przed jakimkolwiek niefortunnym upadkiem. Czy też nieszczęśliwym obrywem skalnym. Co często się zdarza, gdy na szlaku jest liczna grupa turystów, którzy czasem nie wiedzą jak się zachować na szlaku. Ja założyłem swój kask i użyłem go szczerze mówiąc po raz pierwszy. Rozdziewiczyłem go, a jego założenie dało mi większą pewność siebie. Co dla niektórych śmiałków może wydawać się śmieszne i dziwne. Ale zawsze, wtedy mam w głowie różnej maści wypadki drogowe, rowerowe, uliczne, gdzie ludzie potrafili stracić zdrowe, a nawet życie po nieszczęśliwym upadku…
Tu trzeba się jednak trochę nasapać. Ale warto. Żeby zobaczyć widoki jak z okładki kolorowego magazynu, a to co na papierze nigdy nie odda tego co zobaczymy i doświadczymy na żywo. Na górze jest wystarczająco miejsca, żeby móc usiąść i złapać trochę oddechu drogę powrotną. Tym razem jednak w innych okolicznościach natury, więc nie będzie nudy. Wracamy przez przepiękną Dolinę Pięciu Stawów, ów miejsce mnie zachwyca i czaruje ilekroć razy tu jestem. Zostałem pochłonięty i chociaż ludzi jest tu mnóstwo to jednak, żeby wejść trzeba się trochę bardziej wysilić niż np. na Morskie Oko. Dlatego mam wrażenie może nieco złudne, że w tej części Tatr jest szansa spotykać tych prawdziwych pasjonatów, miłośników, fanatyków zakochanych w górach.
Drugi etap rozpoczyna się w momencie zejścia ze szczytu Przełęczy w kierunku Doliny Pięciu Stawów, która z tego miejsca jest głównym punktem obserwacyjnym. Tu już nasze nogi idą praktycznie na całej trasie tylko i wyłącznie w dół! Choć wiem, że są tacy co dużo bardziej wolą wchodzić do góry niż schodzić. Bo, wtedy cierpią stawy i kolana i też mimo wszystko trzeba uważać jak stawiać nogę. Bo o skręcenie kostki lub stawu tak na prawdę nie jest trudno.
Tak prezentuje się zejście w dół w liczbach:
początkujący
POZIOM TRUDNOŚCI
4,5 godziny
CZAS
11,2 km
DŁUGOŚĆ
1331 m
SUMA ZEJŚĆ
Na tle Małego Koziego Wierchu widać wędrujących turystów, którzy mieli w tym dniu bardziej ambitne plany. Niż my. Schodząc w dół mieliśmy lekki niedosyt. Trochę żałowaliśmy, że nasza trasa nie otarła się jeszcze o Świnicę lub Kozią Przełęcz. Pierwsza opcja wydawała się być w zasięgu, ale z tego co wcześniej wyczytałem szlak od tej strony miał być zamknięty w tym czasie, dlatego zrezygnowaliśmy. Chociaż wiele osób zmierzało w tamtym kierunku.
Będzie okazja, by tu jeszcze wrócić i ów plan zaliczyć w rozszerzonej wersji.
Na samej przełęczy spędziliśmy prawie 1 godzinę czasu. Czas ten spędziliśmy głównie na podziwianiu widoków. Ja, dyskretnie starałem się sfotografować wszystko co było wokół! Swoim Canonem, który prawie w każdej podróży po górach stanowi mój 1,5 kg nadbagaż! Wszystko to w przerwie na cykanie zdjęć tym, którzy prosili o nie, aby uwiecznić ten wyjątkowy moment bycia na górze.
To, że udało się zrobić to zdjęcie wyżej to prawdziwy cud. Że nikt akurat nie przechodził i nie stał obok. Jednak swoje musiałem odczekać w dość dużej kolejce.
Po prawej stronie widoczny skrawek uciętego stawu – Zadni Staw Polski. To jeden z 5-ciu braci o specyficznym owalnym kształcie.