Jak zdobyć Kozi Wierch – najwyższy szczyt w Polsce?

Autor: TOBIASZ

Po raz pierwszy stąpałem jedną nogą po szczycie, który zalicza się do odcinka Orlej Perci. Kozi Wierch to wierzchołek najwyżej położony, w całości znajdujący się po naszej polskiej stronie. To tylko jeden z argumentów mówiący o tym, dlaczego powinieneś tam wejść. Jest ich zdecydowanie więcej, więc zapraszam Cię na krótką podróż na wysokość 2291 metrów, gdzie startować będziemy z 990 metrów!

Geneza tej eskapady

Pierwszy pomysł na wdrapanie się na szczyt Koziego Wierchu wpadł mi do głowy dokładnie rok wcześniej. To był moment, gdy siedząc na szczycie Szpiglasowego Wierchu wpatrywałem się w otaczające go wokół wierzchołki. Pamiętam, że w tamtym momencie moją główną uwagę przykuły zakosy prowadzące jak się później okazało po spenetrowaniu książki z opisem panoram w Tatrach, na Kozi Wierch.

Kolejny ze szczytów, który w tym dniu śnił mi się po nocach to hipnotyzujący – Mnich! To jednak nieco grubszy kaliber, który bez przewodnika nie ma szans powodzenia. Co mam nadzieję prędzej czy później dojdzie do skutku.

O samym wejściu na Szpiglasowy Wierch możesz przeczytać dużo więcej w relacji, gdzie można powiedzieć spełniłem się fotograficznie… Co tu dużo mówić, aura dopisała (taki klimat uwielbiam w górach najbardziej!), a ja czułem się jak małe dziecko na odpuście. Takie, które idąc chodnikiem mija co kilka metrów coraz to lepsze zabawki. Zachęcam do zajrzenia do wpisu. Tymczasem my wracamy do relacji z wejścia na Kozi Wierch >>>

Koncepcja wyjazdu była bardzo prosta. To miały być trzy dni spędzone na Podhalu. Naszym głównym celem wyjazdu stał się Kozi Wierch. O tym dlaczego tak się stało dowiesz się w dalszej części. Później był dzień przerwy na regenerację, nieco wymuszony z powodu intensywnego deszczu, który lał od samego rana do wieczora. Z małymi przerwami. Jest to jednak bardzo dobre rozwiązanie, które przy kilku ambitniejszych wyprawach w górach pozwala nabrać siły, zregenerować się fizycznie , czyli dajemy odpocząć mięśniom, które tego wymagają. Na pożegnanie z górami wybraliśmy znany i lubiany nie tylko w Polsce, lecz także po za granicami naszego kraju – Giewont. Tym razem podchodziliśmy ze szlaku względnie omijanego przez większość turystów, czyli z Doliny Małej Łąki. A szkoda, bo szlak jest godny polecenia. Na trasie można spotkać dużo dobra i poczuć prawdziwą ciszę.

Puenta jest taka, że cały plan został dowieziony do końca. Był to stricte męski wypad. Ja, Marcin i Kamil. Trzech Panów, którzy znają się od kilku dobrych lat postanowili spenetrować Tatry. Z dala od miastowego zgiełku, natłoku pracy i życiowej prostoty. Kamil, to taki świeżak, który dopiero co zaczyna swoją przygodę z górami, ale doskonale czuje się w otoczeniu gór i świetnie daje sobie radę. Z Marcinem zdobywam większość szczytów w Tatrach. Ci, którzy nie są tu po raz pierwszy powinni znać go z innych wypadów.

Dlaczego tak długo czekałem z publikacją?

Tu, aż wstyd się przyznać, ale na Kozim Wierchu byliśmy blisko 3 lata temu, a publikacja pojawia się dopiero dziś. Bywają takie foto-relacje i wędrówki po górach, gdzie często po powrocie do domu, przeglądnięciu materiału czujesz, że coś poszło nie tak! Apetyt był wielki, a zdjęcia pozostawiały wiele do życzenia. Nie byłem zadowolony, czułem, że mogłem to zrobić lepiej i zostawiłem zdjęcia na dysku. Tak po prostu, aż do tego momentu. Postanowiłem, że dam im szansę. Trochę to trwało, ale z perspektywy czasu, gdy to piszę czuję, że te zdjęcia musiały dojrzeć, albo JA.

Wierzę, że udało się wybrnąć i uratować to co leżało na moim dysku przez ponad 3 lata 🙂 Wracajmy już do tematu.

Bo jesteście tu głównie po to, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o tym „jak skutecznie i bezpiecznie dostać się na Kozi Wierch”? Chcesz poznać szlak przed wyjściem w góry, żeby jak najlepiej się przygotować do całej wędrówki. To bardzo odpowiedzialne zachowanie, które nie dla wszystkich jest tak oczywiste!

Aparat wyjąłem dopiero kilkaset metrów przed podejściem na wodospad Siklawa. Wcześniej było po prostu ciemno. 

Coś o trasie

Palenica Białczańska znana prawie każdemu kto chociaż raz stał tam w korku, aby dostać się obecnie na najdroższy parking (lipiec 2020, to był okres kiedy parking był jeszcze po 25 zł/30 zł i nie było rezerwacji online i zmieniających się cen w zależności od dnia tygodnia) w Tatrach. Dziś z uśmiechem na twarzy wracam pamięcią do czasów, które już nigdy nie wrócą.

My przyjeżdżamy w nocy, żeby uniknąć tłumów i dostać się jak najszybciej do ’piątki’, a konkretnie mówiąc pod Wielki Staw Polski. Nie fotografowałem tego krótkiego odcinka prowadzącego z Palenicy Białczańskiej pod Wodogrzmoty Mickiewicza. Bo jeszcze wtedy było ciemno, a po za tym to asfaltowy odcinek trasy, którego nie da się pominąć, a nie za bardzo przypomina górski szlak. Po za tym z reguły na szlak wchodzimy w nocy, więc aparat wyciągam dopiero w momencie, gdy zaczyna się robić delikatnie jasno i słońce powoli daje o sobie znać.

Z Wodogrzmotów, aż po Dolinę Roztoki

Mamy już za sobą przejście trasy o oznaczeniu czerwonym, która prowadzi do Morskiego Oka, a my w miejscu Wodogrzmotów Mickiewicza wchodzimy na szlak zielony. Dla nieco zielonych, którzy mają problem z zapamiętywaniem nazw to jest to miejsce, gdzie kiedyś był dawny plac postojowy, a wcześniej mijamy charakterystyczny most, który kręci w lewą stronę.

Most znajduje się nad czeluścią Roztoki, a zbudowano go w 1900 roku, gdzie w późniejszych latach był modernizowany. Na wprost mostu można podziwiać pierwszy z dużych wodospadów mijanych podczas tej wędrówki – Pośredni Wodogrzmot. Składa się on z 3 większych i kilku mniejszych kaskad wodnych, które z dużym impetem spadają w dół. Dzięki czemu mijając to miejsce można usłyszeć już z daleka charakterystyczny huk, który przyciąga uwagę praktycznie każdego kto tędy przechodzi.

Z tego miejsca skręcamy w prawo wchodząc tym samym bezpośrednio w las, kamienistą drogą, której zakosy przecięto linią kamiennych schodków. To szlak zielony, który wiedzie przez Dolinę Roztoki i jest to jeden z najdłuższych odcinków całej trasy prowadzący na szczyt Koziego. Stanowi prawie połowę trasy i liczy sobie blisko 4,9 km długości. Idąc można usłyszeć szumiący potok Roztoka, który płynie w początkowej fazie po lewej stronie drogi, a później po naszej prawej.

Trzeba przyznać, że początek drogi jest mocny i wielu mniej wytrwałych turystów może przerazić, ale spokojnie z każdym kolejnym podejściem będzie już dużo łagodniej.

Przemierzając dolinę nie sposób nie zwrócić uwagi na to co widzimy po jej prawej części. Jest to mniej znana Buczynowa Dolinka, która jest oficjalnie bocznym odgałęzieniem Doliny Roztoki. To miejsce odznacza charakterystyczny wysoki, podcięty próg, gdzie przebiega bardzo przyjemny szlak prowadzący z Doliny Pięciu Stawów na Krzyżne (skrajny punkt Orlej Perci). Z tego progu wypływa woda, która swoje źródło ma w podziemnych korytarzach łącząc się na zewnątrz tworzy przepiękny wodospad Buczynowa Siklawa. Od wcześniej wspomnianego progu aż po samo dno doliny jest ok. 250 metrów, a wokół w dużej części miejsce to zarośnięte jest kosodrzewiną.

Słońce już na tym etapie powoli rozświetla okoliczne szczyty dając nam sygnał, że jest już nami.

I to jest właśnie ten moment, gdzie za naszymi plecami wstaje słońce. 

To ono daje nam znać, że ten dzień będzie co najmniej dobry!

W tym czasie robimy krótką topograficzną przerwę, aby poznać nieco okoliczne szczyty, które mijamy po drodze.

Trzeba pamiętać, że my przy tym wariancie kierujemy się prosto, zielonym szlakiem idąc do końca Doliny Roztoki, przechodząc przez Siklawę i bezpośrednio wchodzimy do tzw. piątki. Ale można pokusić się też o drugi wariant – szlakiem czarnym. Zimą to jedyna droga, którą można dotrzeć do Doliny Pięciu Stawów. To co charakteryzuje ten odcinek drogi to liczne kosodrzewiny, seria zakosów, która momentami daje wrażenie niekończącej się drogi (zimą droga oznaczona jest tyczkami) i prowadzi wprost do schroniska. Dla których może to być jeden z głównych punktów na mapie, a następnie dzida w dół. W okresie zimowym droga przez Siklawę jest zamknięta.

To co odróżnia te dwa warianty to to, że ten pierwszy jest krótszy i ciekawszy, a ten drugi nieco dłuższy i monotonny. Ot taka różnica, która przy długodystansowych wędrówkach ma kolosalne znaczenie.

Obok tego wodospadu nie można przejść obojętnie. Wielka Siklawa na potoku Roztoka to taki przedsmak i nagroda za wylany pot, który trzeba było uronić, żeby się tu dostać. 

Pisałem o tym już wielokrotnie, ale warto przypomnieć, że Siklawa to najpotężniejszy wodospad w Tatrach. Najbardziej imponuje po długotrwałych i intensywnych opadach, gdzie liczący sobie ok. 70 metrów wodospad spada z progu o średnim nachyleniu 35 stopni. Idąc tym wariantem będziemy obchodzili wodospad z lewej strony, gdzie przebiega krótki pas wygładzeń polodowcowych. To tu należy iść ostrożnie, bo kamienie w tym miejscu są zazwyczaj śliskie. Bardzo łatwo o poślizgnięcie, więc warto mieć to z tyłu głowy.

Dolina Pięciu Stawów jedyna w swoim rodzaju!

Docieramy do pierwszego punktu na trasie, gdzie robimy dłuższą przerwę na śniadanie napawając się widokami, które z tego miejsca są czymś oczywistym. Dolina Pięciu Stawów praktycznie z każdej strony jest otoczona masywami górskimi z wieloma szczytami. To wszystko w towarzystwie 5 stawów o różnej głębokości i powierzchni co w sumie daje nam sumę ponad 61 ha. Największą uwagę przyciąga Wielki Staw Polski, który jest największy z nich wszystkich.

Dolina jest na tyle wielka i rozległa, że w przyszłości planuję poświęcić tam cały dzień na penetrowanie jej i podziwianie tego co wokół. Na prawdę jest tam co robić!

Dziś ciężko to sobie wyobrazić, ale dawniej w Dolinie Pięciu Stawów pasterze prowadzili bardzo intensywny i aktywny wypas owiec. Po za tym warto przechadzając się w tym rejonie zatrzymać się na chwilkę i poobserwować otaczającą nas szatę roślinną. To tu badacze wychwycili występowanie ok. 300 gatunków roślin naczyniowych, 200 gatunków mchów i 220 porostów oraz wątrobowców. Dolne partie doliny jak nie trudno zauważyć zajmują w dużej części kosodrzewiny.

Po nieco dłuższej przerwie łapiemy równy oddech i po dostarczeniu glukozy do krwioobiegu pora ruszyć dalej. Czeka nas teraz najciekawszy etap, czyli podejście na Kozi Wierch. Teraz nasza motywacja jest już na dużo wyższym poziomie, bo nasz szczyt mamy cały czas przed sobą. Z samego dołu Kozi nie robi piorunującego wrażenia i trudno nam było na początku uwierzyć, że jest to najwyższy szczyt spośród wszystkich gór leżących w całości po naszej polskiej stronie. Ale liczby mówią samo za siebie.

Co Kozi Wierch prezentuje?

Orla Perć i szczyty położone na niej mają to do siebie, że widać z nich doskonałą panoramę na całe Tatry, począwszy od Doliny Gąsienicowej, Doliny Pięciu Stawów, Tatr Wysokich, a kończąc na Tatrach Zachodnich. Stąd jest na prawdę co podziwiać, a lista szczytów jest imponująco długa. To jeden z argumentów, który mocno przemawia za tym, żeby się tu wybrać.

Kozi Wierch od strony południowej (od strony Doliny Pięciu Stawów) nie robi zbyt wielkiego wrażenia. Zbocze trasy, którym wiedzie szlak na sam szczyt jest delikatny i ma łagodne nachylenie ok. 25°. Nie występują na tej trasie żadne sztuczne ułatwienia w postaci łańcuchów. Brak tu jakichkolwiek technicznych trudności. Wchodząc nieco głębiej w historię tego szlaku został on wytrasowany czyli przygotowany pod turystykę górską już w 1905 roku.

Pierwszego wejścia i zjazdu na nartach dokonali Mariusz Zaruski razem z Józefem Borkowskim w 1907 roku. Które w tamtym okresie było jednym z największych osiągnięć w narciarstwie tatrzańskim. Pierwszy z tych Panów to człowiek wielce wszechstronny, który był określany jako generał brygady, fotograf, malarz, poeta, taternik, ratownik górski. W swojej działalności napisał szereg opowiadań, wierszy Taternickich zebranych w tomie „Na bezdrożach tatrzańskich”. 

Ale trzeba przyznać, że Kozi Wierch był zdobywany już dużo wcześniej przed tą datą, bo oficjalne wejście miało miejsce w 1867 roku (Eugeniusz Janota, Marek Sieczka). Jednak jak donoszą plotki prawdopodobnie na szczytach jeszcze wcześniej przechadzali się mniej świadomi myśliwi i pasterze, którzy wypasali w Dolinie Pięciu Stawów. 

Moją uwagę zawsze skupia nazewnictwo poszczególnych szczytów. Jeśli otworzymy mapę i prześledzimy ją dość skrupulatnie, skacząc szczyt po szczycie to okaże się, że w całych Tatrach są setki przeróżnych nazw, które ktoś kiedyś musiał wymyślić. Dlatego zawsze staram się wnikać nieco bardziej w historię i genezę nazwy danej góry. W tym przypadku nie będzie dużego zaskoczenia, bo nazwa Kozi Wierch pochodzi stricte od często pasących się na południowych zboczach stad kozic górskich. Niestety nam nie udało się wypatrzyć ani jednej sztuki.

CZAS

ok. 6:30 h

PRZEWYŻSZENIA

1354 m

DŁUGOŚĆ

9,9 km

WYSOKOŚĆ

2291 m n.p.m.

* Dane powyżej dotyczą trasy w jedną stronę: z parkingu na Palenicy Białczańskiej, aż po sam szczyt Koziego Wierchu. 

W dużym skrócie punkty kontrolne na mapie przebiegały w ten sposób:

Palenica Białczańska – Wodogrzmoty Mickiewicza – Dolina Roztoki – Wodospad Siklawa – Dolina Pięciu Stawów Polskich – Pod Kozim Wierchem – Kozi Wierch – schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów 1672 m n.p.m. – szlak czarny Dolina Roztoki

Szpiglasowy Wierch

Szpiglasowa Przełęcz

Wypatrzona przeze mnie i ustrzelona z obiektywu 200 mm cała Szpiglasowa Przełęcz, którą odróżnia szlak przypominający zygzak, gdzie na końcowym etapie czekają na nas łańcuchy. Nie sposób go nie dostrzec. Uwagę należy skupić na prawej stronie, patrząc na Wielki Staw. Większość szlaku przebiega wokół stawu i zaczyna się wznosić właśnie z jego prawej strony.

Lipiec 2020, a na szczytach w bardziej zacienionych miejscach np. żlebach, gdzie słońce przez większą część dnia nie ma prawa dotrzeć są jeszcze spore płaty śniegu. Zawdzięczamy temu bardzo srogiej i długiej zimy.

Podsumowując końcowy fragment wędrówki w kilku słowach, żeby określić jak się tam czuliśmy to przede wszystkim brak jakichkolwiek trudności. Ścieżka prowadząca widocznymi już z dołu delikatnymi zakosami jest bardzo komfortowa, wystarczająco szeroka, żeby móc się minąć z innymi turystami. Kamienie na trasie są ułożone w formie schodków i widać, że ktoś podszedł do swojej pracy bardzo skrupulatnie i solidnie.

Cubryna

Mięguszowiecki Szczyt Wielki

Koprowy Wierch

Szczyrbski S.

Gerlach

Staroleśny S.

Jaworowy S.

Widoki zapierające dech w piersiach!

Z każdym kolejnym krokiem nabieramy wysokości. Nasze ruchy z każdym kolejnym pokonanym kamieniem są jakby bardziej zagęszczone… Z daleka wydaje się jakby szczyt był już na prawdę o krok od nas. To złudzenie optyczne często towarzyszy turystom, którzy zbyt często wyglądają swojego celu przed sobą.

To co znajduje się za naszymi plecami dodaje jeszcze większej siły i motywacji, by iść do góry. Ale nie sposób nie zatrzymywać się co chwilkę…., jeśli jak na dłoni mamy za sobą mniej lub bardziej znane szczyty, przełęcze, stawy o krystalicznej poświacie, a do tego błękitne niebo świeci jakby nam grało!

Panorama już w połowie trasy na szczyt odsłania przed nami fenomenalne widoki na całe Tatry Wysokie (PL-SK), Wielki Staw Polski i część trasy, którą zostawiamy już daleko za sobą. My natomiast pniemy się coraz wyżej mając z tyłu głowy to, że stojąc na dachu Koziego świat całych Tatr będziemy mieli jak na dłoni.

Żeby nie było za bardzo różowo i kolorowo, mniej więcej w 3/4 drogi na wierzchołek Koziego Wierchu szlak pokazuje nam nieco inne oblicze. Ale bez obaw. Nie ma tu dużej ekspozycji, żeby nie powiedzieć, że nie ma tak na prawdę żadnej. Jest tu kilka miejsc, gdzie przydadzą się ręce i odpowiednia koncentracja.

Lubię to powtarzać w wielu moich relacjach, że w górach jak w życiu należy zachować pokorę. Być maksymalnie skoncentrowanym, bo nawet w pozornie łatwym miejscu może dojść do utraty zdrowia, a nawet życia.

Poranki nawet w lipcu bywają chłodne.

Inne dostępne warianty

Północna ściana Koziego Wierchu, która liczy sobie z tego punktu 210 metrów w dół i opada do Koziej Dolinki prezentuje tym samym bezpośredni widok na Czarny Staw Gąsienicowy. Nieco bardziej w oddali można dostrzec całą Dolinę Gąsienicową i schronisko Murowaniec.

Szlak, który wije się wokół stawu prowadzi do Zmarzłego Stawu, gdzie tuż przed nim mamy jego rozwidlenie. Możemy albo odbić w prawo na Przełęcz Zawrat, albo skręcić w lewo wchodząc na szlak o oznaczeniu żółtym. Ten szlak prowadzi na Kozi Wierch przez Kozią Przełęcz i Kozie Czuby. I to tu znajduje się już wcześniej wspomniana Dolinka Kozia.

Drugi wariant z którego możemy skorzystać idąc tą drogą to szlak zielony, którym dotrzemy na Granaty, a dokładnie mówiąc w pierwszej kolejności będzie to Zadni Granat. Wędrówkę można rozszerzyć o sąsiadujących z nią braci, czyli Pośredni i Skrajny Granat. To bardzo popularny w rejonie Czarnego Stawu Gąsienicowego trzywierzchołkowy masyw górski, który jest wschodnią odnogą grani Świnicy. Można też rozpocząć swoje wejście na Granaty od północnej strony zaczynając od Skrajnego Granatu, gdzie prowadzi szlak żółty. Jego początek znajduje się w połowie drogi obejścia wokół Czarnego Stawu Gąsienicowego.

Lodowy Szczyt

Baranie Rogi

Mały Lodowy S.

Pośrednia Grań

Jaworowy Szczyt

Sławkowski Szczyt

Staroleśny Szczyt

Świstowy S.

Durny S.

Na szczycie czeka najlepsza nagroda!

Docieramy na szczyt nieco później niż zakładaliśmy. Nie byliśmy na szczycie, ani pierwszy, ani drudzy, ale to nic. Nasze tempo jest średnie, a my jesteśmy typem turystów, którzy przemierzają góry, a nie gonią. Gdy przyjeżdżamy tu kilka razy w roku to staramy się czerpać z obecności gór jak najwięcej, dlatego często na szlaku przepuszczamy turystów, którzy mają zupełnie inną motywację i cele.

Kozi Wierch jak większość szczytów, które mają powyżej 2000 m n.p.m., czyli tzw. dwutysięczniki w Tatrach Wysokich mają z reguły mało miejsca na wierzchołku, ale w tym przypadku nie ma źle. Każdy z nas zajmuje dogodną pozycję do odpoczynku i obserwacji tego co otacza nas wokół. A jest tego na prawdę sporo, dlatego spędzamy tu ponad godzinę. Mamy ten przywilej, że jest lato i pogoda w tym dniu sprzyja, więc jak to na górze wieje, ale kurtka jest wystarczająca do tego, żeby poczuć odpowiedni komfort.

W oddali widać stację kolejki Kasprowy Wierch, Giewont, a na pierwszym planie może nie tak oczywisty z tej perspektywy – Kościelec. 

Krótki 'chill’ w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów

Lubię, gdy na trasie wędrówek pojawia się schronisko. To miejsce na mapie Tatr, gdzie spotkać można na prawdę zróżnicowana mieszanina zagorzałych mniej lub bardziej świrów górskich. Osobiście uwielbiam obserwować ludzi, którzy się tam krzątają. Często-gęsto śpią w schronisku. Każdy z nich ma swój prywatny powód. Dla jednych będzie to wyjątkowy klimat, który unosi się wieczorami w przepełnionym od ludzi schronisku. A dla innych będzie to tylko punkt, z którego będą mogli szybciej wyjść na szlak, albo zaatakować bardziej ambitne cele.

Patrzę na te osoby i zastanawiam się: jak bardzo kochają góry, jaki jest ich dzisiejszy cel, co ich tu przyciąga? To bardzo odmóżdżający moment. Moje myśli krążą mimowolnie wokół spraw egzystencji ludzkiej. Wtf? Wierzę, że wielu z Was może mieć podobnie… 🙂

Trzeba przyznać, że w dzisiejszym dniu w godzinach południowych są tu prawdziwe tłumy. Z reguły docierają tu o tej godzinie Ci, którzy w swoich planach nie mieli wyższych szczytów, a jednym z głównych celów była bez wątpienia Dolina Pięciu Stawów i sąsiadujące schronisko PTTK. Są jednak też liczne grupki, które po krótkim przystanku ruszają dalej w głąb doliny.

Wpisz zapytanie. Wciśnij Enter aby wyszukać.