Giewont zimą i w dodatku o wschodzie słońca. Tak sobie wymarzyliśmy i udało się dopiąć plan, który zrodził się w nas kilka dni przed planowaną wyprawą. 3 marca, to był dzień kiedy zaliczyliśmy 3-osobowe wejście w warunkach zimowych na znaną i lubianą górę przez polskich turystów. To aż lub tylko 1894 m n.p.m., ale według mnie to dobra góra dla osób początkujących, które chcą rozpocząć swoją przygodę z białym trekkingiem.
To był dzień w którym wstając czujesz, że wszystko będzie tak jak sobie zaplanowałeś. Po prostu dobry dzień. Taki w którym wstając rano z łóżka, a w tym przypadku było zupełnie inaczej. Tuż po przyjściu z pracy po zmianie 12:00 w południe, dokładnie kilkanaście minut po godzinie 20 miałem niespełna 3 h, żeby spakować plecak. Przejrzeć trasę, poczytać relację innych góromaniaków opisujących z czym je się tego typu „trip” i czego się ew. spodziewać. Analizując przebieg trasy uznaliśmy, że najodpowiedniejsza godzina naszego wyjazdu z Pawłowic 23:15. Tak, żeby nie gonić z przysłowiowym językiem na plecach.
Daliśmy sobie zapas 30 minut. Chociaż wiemy bardzo dobrze ile czasu potrzebujemy, żeby dojechać do Zakopanego w nocnej porze (czytaj: brak korków na Zakopiance!). I docieramy przed godziną 2:00 w nocy na parking. Jeśli chcesz znaleźć najbliżej zlokalizowany parking w drodze na Kuźnice to możesz wybrać parking prywatny (zamiast tego obok ronda Jana Pawła II), których jest kilka tuż za hotelem Murowanica odbijając w lewo (droga prostopadła do ul. Przewodników Tatrzańskich).
Można w ten sposób zaoszczędzić kilkaset dodatkowych metrów asfaltem. Co ma znaczenie przy planowaniu kilkunasto-kilometrowej trasie. To dotyczy nocnych lub wczesno-porannych wyjść w Tatry, bo w godzinach dziennych zawsze można skorzystać z busów, które kursują co kilka minut płacąc za przejazd ok. 5 zł / os.
My zaczęliśmy korzystać z tej opcji transportu ze względów czasowych, aby zaoszczędzić kilkanaście minut na starcie. Szlak na dobre rozpoczyna się w Kuźnicach, więc spacer asfaltem świadomie omijamy.
Budzące się do życia Zakopane, 40 minut przed wschodem słońca
Zakopane, nie śpi!
Mam wrażenie, patrząc z Giewontu na budzące się do życia centrum miasta Zakopane, że to miasto nigdy nie śpi. Odkąd pamiętam jeżdżąc tam już od kilku dobrych lat czuję, że to miasto żyje swoim rytmem. W sezonie życie na Podhalu budzi się bardzo wcześnie. Tuż przed wschodem słońca ludzie prowadzący tam swoje pensjonaty, gospodarstwa turystyczne, hotele lub restauracje zaczyna swoją pracę bardzo wcześnie.
Mimo wielu minusów życia w tej górskiej miejscowości uwielbiam je chociaż zmiany, które się w niej dokonały przez ostatnie 10-20 lat nie idą w dobrym kierunku to i tak czuć w niej dalej niespotykany nigdzie indziej klimat.
Nocna wędrówka
Na początku wędrówki było wyjątkowo spokojnie. Może dlatego, że był to środek nocy. Nasza droga prowadziła przez popularny i najczęściej oblegany przez turystów szlak z Kuźnic, do Kalatówek. Nie mam pojęcia czy jest to najlepsza zimowa trasa, ani też nie powiem Ci czy jest najbezpieczniejsza. To była moja pierwsza trasa i zimowe wejście na Giewont, dlatego skupię się na moich odczuciach podczas zdobywania tej góry.
Ni stąd, ni zowąd naszym oczom ukazuje się Hala Kondratowa. Trafiliśmy tam w ekspresowym tempie. W ogóle mam wrażenie, że gdy idzie się nocą to tempo marszu jest dużo większe niż za dnia. To chyba wynika z tego, że mamy wtedy mało rozpraszaczy. Nie zatrzymujemy się, żeby popatrzeć za siebie lub na otaczającą nas dziką przyrodę. Idąc nocą na szlaku, lasem nasze zmysły są bardziej wyczulone, przestraszone….
W tym czasie nie spotykamy na swojej drodze nikogo. Ani jednej żywej duszy. Może jednak kogoś mijamy, ale nie widzimy. Bo przecież mamy środek tygodnia. Chętnych na nocne eskapady w tym dniu było zdecydowanie mniej niż podczas weekendu.
Kopa Kondracka
Grań Długiego Giewontu
Po raz pierwszy w rakach!
No i tak. Przy schronisku na Hali Kondratowej robimy pierwszy postój. To czas na łyk ciepłej herbaty, małą przekąskę i przygotowanie do dalszej trasy. To kolejny etap całej trasy stanowi największe wyzwanie w całej wyprawie. I chociaż Giewont uznawany jest za „ceprową górę”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy, góra dla wszystkich. No bo, każdy turysta pcha się właśnie tam i stąd latem ciągną się tam kilkunasto-metrowe kolejki turystów różnej maści.
Wstyd się przyznać, ale po raz pierwszy na moje buty zakładam raki. Dopiero co parę godzin temu oglądałem dokładną instrukcję wiązania raków, żeby nie strzelić jakiejś gafy. Co prawda nie wymaga to specjalistycznej wiedzy, ale ważne jest, żeby zawiązać je tak, żeby raki były stabilne, żeby nie objeżdżały, a co najgorsze, żeby nie spadły nam z butów podczas wspinania.
No to w drogę..
Do pokonania z tego punktu jest 571 metrów do góry i 2,5 km wg mapy, co powinno zająć nam mniej więcej 2 h czasu drogi w dobrym tempie. I tak się stało! Wyruszyliśmy z hali kilka minut przed godziną 4-tą rano, a na szczycie meldujemy się tuż przed godziną 6! Mamy, więc spory zapas, bo ponad pół godziny do wschodu słońca. Co mnie bardzo cieszy, bo nie muszę gonić z aparatem szukając najlepszych miejsc na dobry kadr, a mam czas na rozeznanie i spokojną obserwację jak słońce wschodzi zza gór dając początek nowego dnia!
Mała rzecz, a cieszy.
Giewont zimą – bez tłumów i kolejek!
To góra mocno oblegana i wielu turystów rezygnuje z wejścia na ten szczyt właśnie z powodu długich kolejek. Problem nieco znika, jeśli wybierzemy się na Giewont zimą. W przypadku zimowych warunków wielu ceprów rezygnuje z turystyki górskiej, bo jest za zimno, za dużo śniegu, trochę ciężej się idzie, potrzebny jest dodatkowy sprzęt, co trochę kosztuje. Tu pewne grono ludzi rezygnuje stąd na szlaku jest mniej tłoczno niż w sezonie wysokim, gdy jest ciepło.
Letnią porą trzeba uważać na burze, a zimą na lawiny. Warto przed zaplanowaniem wędrówki zrobić rozeznanie trasy, miejsc, gdzie najczęściej schodzą lawiny oraz sprawdzić stan zagrożenia lawinowego. Kilka dni przed sprawdzaj regularnie warunki pogodowe panujące w rejonie, bo to bardzo często droga zimą przy nieprzetartym szlaku, silnym wietrze lub zamieciach śnieżnych potrafi wydłużyć się kilkukrotnie!
Często pada pytanie zimą czy przy wyjściu na dany szczyt potrzebne są raki? I tu dochodzimy do punktu od którego zależy nasze bezpieczeństwo i ma ono znaczenie, gdy dochodzimy do bardziej stromych odcinków w wyższych partiach Tatr. Warto, czy nie warto? Tu rozbieżność jest ogromna. To jest jak z pytaniem czy warto mieć kask wchodząc w partie powyżej 2000 m n.p.m.
Warto.
To wszystko zależy od tego jak bardzo szanujesz swoje życie i zdrowie.
Jak bardzo jesteś odpowiedzialny?
Moim zdaniem: trzeba mieć raki!
My zabraliśmy ze sobą także nowo zakupiony czekan. On nie jest obowiązkowy i bez niego też dasz radę. Testowaliśmy go z czystej ciekawości podczas schodzenia z Giewontu, gdzie w 85% sztuczne zabezpieczenia w postaci łańcuchów były zasypane śniegiem.
Więc czy warto ryzykować własne zdrowie? Życie?
O trasie
To dobry szczyt w Tatrach Polskich, gdzie można rozpocząć swoją przygodę z zimową turystyką górską. Nie jest to najprostsza wersja, ale to idealny przedsmak przed czymś bardziej ambitnym.
Ci, co chodzą i mają bogate doświadczenie wiedzą, że sezon zimowy wymaga odpowiedniego przygotowania. Zarówno mentalnego, technicznego, ale fizycznego. Po śniegu chodzi się dużo ciężej, tracąc siły dużo szybciej niż podczas letniej wędrówki.
Jeśli planujesz wędrówkę na Giewont zimą to trasa przez Przełęcz Grzybowiec jest zamknięta! Ze względu na duże zagrożenie lawinowe droga jest wyłączona z ruchu. Oczywiście, żaden strażnik nie będzie stał na trasie, żeby ludzie nie mogli tamtędy przejść. Warto mieć to z tyłu głowy.
6:35
WSCHÓD SŁOŃCA
do 4 godzin!
CZAS
5,9 kilometra
DŁUGOŚĆ TRASY
1894 m n.p.m.
WYSOKOŚĆ
Przełęcz Kondracka i spacerujący pierwsi turyści, ściągnięci obiektywem 105 mm ze szczytu Giewontu.
Jak skrócić drogę na Giewont zimą?
Giewont niesie za sobą historię, o czym możesz nieco więcej poczytać we wpisie niżej:
Tradycyjna trasa z Hali Kondratowej, którą kojarzy prawie każdy kto szedł na Giewont latem prowadzi w kierunku Kondrackiej Przełęczy. W zasadzie tylko zimą możemy oszukać nieco system i skrócić drogę odbijając wcześniej ze szlaku z Doliny Małego Szerokiego w prawo kierując się na północ Przełęczą Szczerba. Jest to miejsce szczególnie wrażliwe i można wybrać się tą ścieżką, gdy warunki są odpowiednio dobre (czyt. śnieg jest związany, twardy, zmarznięty, nie było świeżego opadu śniegu w ostatnich kilku dniach). To tu podobnie jak w rejonie Przełęczy Kondrackiej schodzą bardzo często lawiny.
… najedź kursorem na mapę, żeby przybliżyć >
Babia Góra ściągnięta z Giewontu w kolorach wschodzącego słońca. Kolorki niczego sobie. Tak swoją drogą ciekawe ile osób było w tym samym czasie na Diablaku? A tam wschody są bardzo mocno oblegane. Jest stamtąd jedna z najlepszych panoram na Tatry w całych Beskidach. Niesamowite doświadczenie.
Na szlaku, szczególnie pod koniec wędrówki (to była już godzina 10-11) zrobił się spory ruch na szlaku. Było bardzo dużo ludzi, bo pogoda była wręcz podręcznikowa. Nic nie wskazywało, żeby cokolwiek miało się w tym dniu zepsuć. W większości byli to skiturowcy, którzy mieli doskonałe warunki do turystyki górskiej połączonej z narciarstwem. Wychodząc tym samym nieco poza trasę. To jeden z kierunków ewolucji i rozwoju narciarzy.
Mogliśmy sobie pozwolić na dłuższą przerwę. Ponad godzinę spędziliśmy przy schronisku. Mieliśmy bardzo dobry czas. Grzechem byłoby nie skorzystać z pogody, która nas uraczyła w rejonie Tatr Zachodnich. Wygrzewaliśmy się w słońcu zjadając ostatnie resztki jedzenia wygrzebane z dna plecaka.
Każdy znalazł sobie jakiś skrawek ławki lub kawałek deski, żeby usiąść. Położyć się. I na chwilę zamknąć oczy, aby poczuć wdzięczność z bycia tu i teraz. Wiesz jak to jest, gdy jesteś już kompletnie zmęczony, niewyspany, nogi wchodzą za przeproszeniem do d…py, ale jesteś spełniony!