Jeśli ktoś wybiera się w okolice Beskidu Śląskiego w okresie ferii zimowych to powinien zwrócić uwagę na atrakcje zlokalizowane w Szczyrku. Moim zdaniem to tam najwięcej się dzieje. Królowa Beskidu Śląskiego, czyli całe 1257 m n.pm. mówi samo za siebie. Wyżej na tym obszarze już nie wejdziemy. To miejsce urokliwe, spokojne z bardzo obszerną panoramą na Tatry mimo odległości jaka ich dzieli oraz na Beskid Żywiecki i Śląski.
W Beskidzie Śląskim mam swoje ulubione miejsca do których wracam bardzo często. Jednym z nich jest bez wątpienia Malinowska Skała i Skrzyczne. W duecie te dwa szczyty doskonale ze sobą współgrają. Tym razem udałem się tam w prawdziwej, zimowej scenerii. Chociaż tej zimy o śnieg było na prawdę ciężko (na nizinach był prawdziwy deficyt!) to jednak w polskich górach nie mogło go zabraknąć.
Za to kocham góry, że one nigdy nie zawodzą. Zawsze znajduję w nich to czego tak na prawdę szukam.
Malinowska Skała od strony Białego Krzyża jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. To tam idę, gdy mój hike ma być szybki, ale pełen doznań. Gdy mam więcej czasu łączę wędrówkę ze Skrzycznem, bo szlak jest prosty, bez dużych trudności. Przy dobrej pogodzie szlak ten ma wiele do zaoferowania.
Już ten szlak opisywałem, ale latem. Gdybyście jednak chcieli zobaczyć jak te dwa szczyty prezentują się w całkowicie odwrotnej scenerii to zapraszam do wpisu – Mroczne oblicze Korony Beskidu Śląskiego! Zobaczysz inne oblicze tego miejsca co da Ci jeszcze większą perspektywę 🙂
Za nim wybrałem się w nasze ukochane Beskidy musiałem wypatrywać dobrej pogody. I nie chodziło mi o to, żeby było dużo słońca, ale duża ilość śniegu. Tej zimy śnieg był, później znikał, jeden dzień był mróz, a na drugi dodatnia temperatura. Taki misz masz. Takie poplątanie z powiązaniem.
Obiecałem sobie, że w styczniu albo lutym idę w góry, ale poczekam, aż pokryją się dużą warstwą śniegu, a mróz będzie w tym czasie szczypał delikatnie po twarzy. Trafiło się jak ślepej kurze ziarno…
Pogoda przepiękna. Bezchmurne niebo, słońce, delikatny wiatr na odsłoniętych obszarach i -6 stopni mrozu. Mróz jednak trzymał do godziny 8. Później z godziny na godzinę było coraz cieplej, ale warun był wręcz idealny. Coś wspaniałego. Sam wschód słońca pozamiatał. Nie muszę chyba mówić, że to czego doznałem podczas całego trekkingu spełniło wszelkie moje wyobrażenia i oczekiwania co do zimy. Cofnąłem się kilkanaście lat wstecz kiedy to za dzieciaka biegało się w nie przemakalnym, kolorowym kombinezonie po śniegu wymyślając różne zabawy.
Za co lubicie zimę?
Mam nadzieję, że nie tylko mnie cieszy chrupiący śnieg pod butami?
Taka prosta rzecz, a ile radości.
Takie momenty jak ten, czyli wschód słońca w takich okolicznościach przyrody zapadają na zawsze w pamięci. Z reguły jest tak, że zimą po górach chodzę zdecydowanie mniej niż w pozostałych porach roku, stąd też prawdopodobieństwo trafienia takiej pogody jest zdecydowanie mniejsze.
Nie sposób nie wspomnieć, że z Malinowskiej Skały mamy też okazję pójść w kierunku Baraniej Góry. Szczyt widoczny na poniższym zdjęciu (po prawej stronie). To obok Skrzycznego drugi najwyższy szczyt w tym paśmie górskim i warto go odwiedzić. Niekoniecznie zimą, ale szczerze polecam. Zajmie nam to blisko 3 godziny czasu, czyli całkiem sporo.
A na zdjęciu wydaje się jakby to było tuż za rogiem!
Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć skąd nazwa „Malinowska Skała”?
Rozbiłem trasę na dwa etapy. Pierwszy z nich to Przełęcz Salmopolska (Biały Krzyż) – Malinowska Skała, a kolejny to Malinowska Skała – Skrzyczne. Można w ten sposób ocenić i zadecydować czy mamy czas i siłę na dalszy trekking, czy dochodzimy do Malinowskiej Skały i na tym kończymy. Dodam, że już w tym miejscu uświadczymy widoków z wyższej półki!
1152 m n.p.m.
WYSOKOŚĆ
1:15 h
CZAS
3,7 km
DŁUGOŚĆ
Malinowska Skała i wschód słońca – obłędny widok
Malinowska Skała zaoferowała nam w tym dniu przepiękny wschód słońca!
To co wydarzyło się na szczycie nie da opisać się słowami. To trzeba przeżyć. I w tym miejscu znów kłania się klasyk, czyli dla takich chwil warto żyć. I wstawać o 4 rano. Najczęstszy problem podczas, gdy nasz budzik zaczyna dzwonić o nieludzkiej porze to walka z grawitacją. Przyciąganie w tym czasie jest niezwykle silne. Trzeba mieć w sobie niezwykłe pokłady samozaparcia i dyscypliny.
Ja zawsze mam w głowie mój ostatni wschód słońca i świadomość, że to najlepsza nagroda za wy-turlanie się z łóżka, gdy inni przekręcają się dopiero na drugi bok.
„Tego nikt nam nie zabierze”
Tymi słowami wita mnie pierwszy napotkany turysta na szczycie Malinowskiej Skały. Jego słowa i to w jaki sposób to mówił uświadomiło mi, że często bez potrzeby szukamy szczęścia tam gdzie go nie ma lub wydaje nam się, że to da nam to czego oczekujemy. Komplikujemy sobie życie i nie potrafimy zatrzymać się, żeby zauważyć, że poszukiwanie szczęścia nie zawsze musi być skomplikowane.
Myślałem, że mój napotkany znajomy uderzy w kierunku Baraniej Góry lub pojedzie w tym samym kierunku co ja. Wyobraź sobie, że wstał bardzo wcześnie rano, w sobotę, żeby zobaczyć wschód słońca w cudownej odsłonie. Potem tym wspaniałym spektaklu założył narty i pojechał na dół. Dał mi tylko znać, że wraca, bo za chwilę idzie do pracy! Brawo dla tego Pana za determinację!
W oddali widoczny zarys obszarów Beskidu Żywieckiego i samego Żywca. Przed tym widoczna część wsi Lipowa, która jest przyległa do miasta Szczyrk i jest ciekawym i cichym miejscem. Jeśli szukasz kompletnego wyciszenia i spokoju i niekoniecznie zależy Ci, żeby dostęp do sklepów i miasta był w zasięgu ręki to warto pomyśleć o noclegu w tej okolicy.
Co jeszcze?
Dawno, dawno temu. W zasadzie odkąd pamiętam. Bez względu czy to latem czy to wiosną, a zimą tym bardziej na Malinowskiej Skale wieje! To tam przepiździało mnie najbardziej. Teren ten jest odsłonięty stąd warto pamiętać, żeby wybierając się w te okolice ciepło się ubrać i być przygotowanym.
I w ten sposób docieram do meritum całego zamieszania i nazwy – Malinowska Skała. Wiecie, że to właśnie wiatr za pomocą erozji uformował ciekawe formy skał, które tam stoją i tworzą specyficzną wychodnią dla każdego turysty, który zawita u progu Malinowskiej.
To droga prowadząca w dalszej kolejności w kierunku Skrzycznego. Na trasie zahaczymy o Kopę Skrzyczeńską i Małe Skrzyczne. Jak widzisz szlak jest prosty i przyjemny. Śnieg przy minusowej temperaturze był twardy, więc szło się na prawdę dobrze. Trudności pojawiły się w drodze powrotnej, gdzie temperatura sprawiła, że śnieg zrobił się miękki i grząski.
W ten sposób efekt, który wkładamy podczas stawiania kolejnych kroków jest o połowę mniejszy. Duży wysiłek, a mały efekt. Męczymy się dużo szybciej, ślizgamy się, nogi zostają z tyłu. I wtedy w głowie pojawia się myśl „daleko jeszcze”? Na szlaku wolę delikatny mróz niż dodatnią temperaturę.
Zaspy w tym czasie sięgały ponad 1 m 🙂 W dolinach totalny brak śniegu. A co ciekawe w 2005 roku grubość śniegu na obszarze Skrzycznego sięgała ponad 2 m i co ciekawe jeden z turystów spowodował zejście lawiny o długości prawie 200 metrów. Jak to w Beskidach? Tak, takie zagrożenia występują nie tylko w Tatrach, Alpach i na wysokościach powyżej 4000 m n.p.m.
Ku przestrodze, gdyby nagle powróciły takie zimy sprzed lat.
Trzeba zaznaczyć, że ten szlak w okresie zimy jest wręcz oblegany przez skiturowców (co widać po śladach zostawionych na trasie). W pewnym momencie miałem wrażenie, że co druga napotkana osoba na szlaku ma na nogach narty. Z jednej strony czułem się trochę dziwnie, a z drugiej zazdrościłem. Cały czas mam w planach naukę jazdy na nartach (dwa epizody na desce zaliczyłem!), ale w każdym roku temat schodzi na drugi plan i nic z tego nie wychodzi. Trudno szukać wymówek, ale one są i niweczą nasze plany.
W żyłach płynie mi krew sportowca, bo w swojej przeszłości dorastającego nastolatka każdy rodzaj sportu był mi na prawdę bliski (z lekkoatletyką było trochę gorzej..) z dużym naciskiem na piłkę nożną. Nie mówię tutaj o spektakularnych osiągnięciach na dużą skalę, ale zawody sportowe na szczeblu gminnym, powiatowym, a nawet wojewódzkim. Bez lania wody – tak było 🙂
Z zimowymi sportami powoli zaczynam się zaprzyjaźniać wierzę, że w przyszłości to zaowocuje 🙂
3/4 trasy już za mną.
Co powiesz na taki widok?
Babia Góra, czyli najwyższy szczyt w Beskidzie Żywieckim.
Najbardziej w tym dniu uśmiech na mojej twarzy malował przepiękny widok i bardzo dobra widoczność na nasze Tatry. Warun zrobił swoje. Jestem dumny z tego zdjęcia, bo wykonałem je już przy mocniejszym słońcu i było to już w okolicach godziny dziesiątej. Dla tych co fotografują będzie to istotna wskazówka. Zimą, gdy słońce jest już w zenicie (w okolicach południa) zdjęcia robi się zdecydowanie prościej niż latem.
Po lewej Babia, po prawej Pilsko, a po środku Tatry. W tym połączeniu biorę to zdjęcie w ciemno.
A Ty?
Skrzyczne zimą?
Nie przesadzę, jeśli powiem, że Skrzyczne zimą jest górą pod każdym względem skierowaną dla narciarzy. Ten kto kocha zimowe sporty znajdzie tam to czego szuka. Nie tylko ten szczyt, ale cały Szczyrk jest pod tym kątem doskonale przygotowany.
Dochodzimy do końca drugiego etapu trasy. Pora na podsumowanie. Na tym odcinku przewyższenie jakie pokonujemy jest zdecydowanie mniejsza i wręcz symboliczne. Jeśli chodzi o wysokość to to co mieliśmy pokonać odbyło się w dużej części na pierwszym etapie.
Po drodze mijać będziemy obiekty ośrodków narciarskich. Jeden zlokalizowany wraz z wyciągiem krzesełkowym na trasie Hala Skrzyczeńska – Zbójnicka Kopa. Drugi bezpośrednio na szczycie Korony Beskidu Śląskiego. Po za tym niewielki odcinek szlaku przebiega zimą i w zasadzie łączy się z nartostradą. Trzeba więc uważać w tym miejscu na szalejących narciarzy i snowboardzistów.
W sobotę było ich wyjątkowo sporo i szacując (plus – minus) w połączeniu ze ski-turowcami była ich w tym dniu zdecydowana większość (do 80%!).
Dane poniżej odnoszą się do szlaku:
Malinowska Skała – Kopa Skrzyczeńska – Małe Skrzyczne – Skrzyczne.
1257 m n.p.m.
WYSOKOŚĆ
1:20 h
CZAS
4,3 km
DŁUGOŚĆ
Podsumowanie
Całość trasy zamyka się w 2 godzinach i 35 minutach (w przybliżeniu, bez odpoczynku). To tylko dane poglądowe, a reszta zależy od tego jakie tempo sobie narzucimy. Jednak nie po to idziemy w góry, żeby gonić lecz zwolnić.
Nasz umysł i myśli, które są bombardowane tysiącami informacji w ciągu dnia. Jesteśmy prze-bodźcowani (mam nadzieję, że to poprawna forma:) ) i potrzebujemy regularnych resetów. Totalne odizolowanie. Od problemów i trosk życia codziennego, bo od ludzi to już będzie ciężej.
Wróć. Podany czas jest tylko w jedną stronę. Planując taką wycieczkę miej to na uwadze, że oprócz dojścia do celu trzeba jeszcze wrócić. Rozplanuj to tak, żebyś wiedział na jakie przerwy możesz sobie pozwolić, gdzie przystaniesz dłużej i o której godzinie będziesz docelowo na parkingu (bo domyślam się, że każdy z nas ma określony przedział godzinowy i plany na dalszy ciąg dnia).
Długość odcinka w jedną stronę zamkniemy w 8 km. Czy to dużo czy mało pozostawiam do własnej interpretacji. Gdy już dodamy tę samą odległość do siebie, bo przecież jakoś trzeba wrócić to liczba 16 km zrobi zdecydowanie większe wrażenie!
Co oferuje Szczyrk?
Niewielkie, ale bardzo klimatyczne i spokojne miasteczko zlokalizowane w samym sercu Beskidu Śląskiego. Leży na wysokości ok. 500-600 metrów n.p.m. Tutejszy mieszkańcy żyją głównie z turystyki lub dojeżdżają do pracy w Bielsku-Białej, które jest przyległym, największym miastem w tej okolicy.
W miejscowości Szczyrk znajduje się bardzo rozbudowana (szczególnie w ostatnich latach) baza noclegowa np. ośrodki wypoczynkowe, pensjonaty, apartamenty w nowym budownictwie, kwatery prywatne. Tej sytuacji sprzyjał bez wątpienia boom na nieruchomości, który od 2 ostatnich lat gwałtownie przyspieszył.
Przyznaję, że infrastruktura w Skrzycznem bardzo się rozbudowała w tym czasie, a ceny poszybowały do góry! Jeśli ktoś kiedykolwiek marzył o tym, żeby zamieszkać w górach to obecnie Szczyrk jest najdroższym miejscem spośród wszystkich jakie oferuje Beskid Śląski.
Krótko mówiąc Szczyrk przeżywa prawdziwy renesans!
Zimowa aura
Coraz trudniej o zimową aurę nawet w górach. Sezon zimowy dla narciarzy rozpoczyna się już w grudniu, a kończy wraz z feriami zimowymi, czyli pod koniec lutego. Co nie oznacza, że w marcu nie ma szans, żeby pojeździć na nartach. Ferie to okres, gdzie w Szczyrku jest spora rzesza narciarzy. Ośrodki działające na obszarze tego miasta są bardzo dobrze przygotowane, więc zjeżdżają się tam mieszkańcy Beskidu Śląskiego, całego Śląska, a także Małopolski. Jeśli szukamy śniegu w Beskidzie Śląskim to bez wątpienia w Szczyrku będzie go jak najwięcej. Dodatkowo takimi miejscami, gdzie śnieg najczęściej sypie w okresie zimy jest Przełęcz Salmopolska, Kubalonka, Istebna. Mowa o nizinnych terenach, bo na szlakach turystycznych i szczytach jest go zawsze najwięcej.
Mekka dla narciarzy
Szczyrk w dużym stopniu rozpoznawany jest ze względu na jeden z największych ośrodków narciarskich w Polsce. Szczyrk Mountain Resort (22 km tras zjazdowych, w tym 5 km oświetlonych) w połączeniu z trasami Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku ma do zaoferowania blisko 40 km tras dla miłośników zimowego szaleństwa. I jedna z najdłuższych tras narciarskich w Polsce – 5200 m. To robi wrażenie! Po za tym ośrodek ma wybudowany nowy system naśnieżania, który zapewnia na okrągło dostawę nowego, świeżego śniegu. Jednym z warunków, który musi zostać spełniony są odpowiednie poziomy temperatur. To wystarczy, żeby stoki były naśnieżone przez większość sezonu zimowego.
To słowacka spółka turystyczna Tatry Mountain Resorts (Słowacja) w 2014 roku wykupiła 97% udziałów od spółki będącej w tym czasie właścicielem terenów i ówczesnych obiektów.
Zainwestowała spory kapitał w modernizację ośrodka co widać gołym okiem. Szkoda, że po raz kolejny zagraniczny kapitał wchodzi na teren naszego kraju, a ich właściciele pokazują jak w odpowiedni sposób zarządza się atutami danego regionu.
Miał być cichy azyl?
Schronisko turystyczne, w pełnej zimowej odsłonie. Takie miejsca na szlaku są mile widziane. Nie znam osób, które przejdą obojętnie obok budynków, które swoje początki miały w większości w XX wieku (stan wojenny i powojenny), a później dochodziło do renowacji i utrzymywania budynków w odpowiedniej kondycji. Tak, więc stoją takie cudeńka architektoniczne i aż proszą się, żeby do nich wejść.
PTTK, czyli w pełnej nazwie Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze usytuowane na szczycie Skrzycznego. Mankament tego miejsca leży w jego wielkości, jest mały, ale posiada spory taras widokowy, który latem pomieści sporą grupę turystów. Zimą jest zdecydowanie gorzej. Przez weekend jest tam na prawdę ciasno. Szczególnie, gdy do schroniska dotrzemy w godzinach przedpołudniowych i w weekend. A to za sprawą lokalizacji schroniska, które sąsiaduje z wyciągiem krzesełkowym.
I to wszystko z cudownym widokiem na Babią Górę, Pilsko, Szczyrk, Żywiec i przy odpowiednim okienku pogodowym dostrzec można Tatry!
Daleki jestem od oceny tego miejsca, dlatego popatrz na oceny z Google:
To wszystko w skali od 1 do 5. Myślę, że wygląda to całkiem obiecująco. Różne opinie są, ale turyście w większości narzekają na niemiłą obsługę (szczerze: nie zauważyłem!) i na to, że schronisko jest przepełnione w wolne dni od pracy. Taki jego urok. Tak po za tym mnie osobiście podoba się wnętrze, jest przytulnie, a zimą była też szansa usiąść bezpośrednio przy rozpalonym kominku. Mimo małej powierzchni znajduje się w nim 29 miejsc noclegowych, ścianka wspinaczkowa i strzelnica sportowa w pobliżu.
Aby dodać troszkę smaczku musisz wiedzieć, że w te okolice bardzo często wpada Martyna Wojciechowska. Tak, ta Martyna. Jeśli obserwujesz ją chociaż trochę to możesz dostrzec, że bardzo ciepło wypowiada się na temat Szczyrku, Skrzycznego i samego schroniska.
Podglądamy. Co tam na tym Diablaku się dzieje?