Nasz polski Matterhorn, czyli jak okiełznać Kościelec?

Autor: TOBIASZ
Marzyłem o tej górze? Śniłem i za każdym razem widząc ją z daleka czułem wielki respekt. Co dziwne jej kształt z każdej strony jest zupełnie inny. Słysząc słowo Kościelec – myślisz, że to góra tylko dla twardzieli? Nie bez powodu nosi przydomek polskiego Matterhorna. Głównie ze względu na swoją sylwetkę. Najbardziej charakterystyczny alpejski 4-tysięcznik to góra znana na całym świecie. My też mamy taki szczyt w Polsce, który budzi zachwyt wśród środowiska górskiego. Wyniosła i spiczasta sylwetka daje wrażenie niedostępności dla zwykłych żółtodziobów. Czy jest tak na prawdę? Wokół tego szczytu wyrosło wiele mitów. Mam nadzieję, że uda mi się wiele z nich rozwiać i pokazać Kościelec taki jaki on jest na prawdę.

Tymczasem zobacz jak to się zaczęło.

Moje pierwsze podejście, a raczej podrygi do zdobycia Kościelca miały miejsce już w lipcu 2020. Podczas 3-dniowego wypadu w Tatry, gdzie w między czasie udało się zdobyć Kozi Wierch i Giewont z Doliny Małej Łąki. To Śpiący Rycerz stał się dla nas alternatywą zastępczą, gdyby pogoda pokrzyżowała nam plany. Tak się stało – bo przedostatni dzień spędziliśmy na regeneracji w pokoju na wynajem u Pani Krysi. Cały dzień padał deszcz! Z tego powodu odłożyliśmy wspinaczkę na Kościelec, który nie posiada żadnych sztucznych zabezpieczeń w postaci łańcuchów, a skały po całodniowych opadach deszczu były wilgotne i śliskie.

Po co kusić los i ryzykować, żeby zaspokoić niespokojne, własne ego?

Co się odwlecze to nie ucieknie – pomyślałem

Nie czekaliśmy zbyt długo. Podejście drugie. 21 września, 2020.

Tylko 2 dni dzieliły nas od rozpoczęcia astronomicznej jesieni, ale pogoda rozpieszczała nas do samego końca. Stąd pomysł, żeby spróbować zaatakować szczyt Kościelca. Tak się złożyło, że to był ostatni taki weekend, a nawet cały tydzień, gdzie temperatura przypominała bardziej środek lata niż jego koniec. To był ostatni powiew lata. Dwa tygodnie po powrocie w Tatrach spadł pierwszy śnieg, który stopił się w bardzo szybkim tempie.

To było jedno z tych anomalii pogodowych, które w górach są rzeczą naturalną.

Z Przełęczy między Kopami momentami mamy taki piękny widok na Giewont. 

Szybki rzut oka na…. No właśnie co sprawdzali chłopaki na telefonie? 

Dolina Jaworzynki 

Jaka trasa na Kościelec?

Za nim zaplanujesz jakąkolwiek podróż musisz znaleźć cel. To takie naturalne, prawda? Jeśli mamy już określony szczyt na którym chcemy stanąć pozostaje nam już tylko etap rozplanowania. Czyli przygotowanie i dobór odpowiedniej trasy, szlaku pod kątem możliwości i doświadczenia, które posiadamy.

Nigdy nie planuj czegoś ponad własne siły!

Jednym z elementów organizacyjnych, którego nie możemy pominąć jest wybór trasy. Kościelec można okiełznać na dwa sposoby. Pierwszy sposób zakłada dotarcie z Hali Gąsienicowej nad Czarny Staw Gąsienicowy szlakiem niebieskim, który właśnie w tym miejscu przechodzi w czarny szlak. Będąc nad stawem skręcamy w prawo, gdzie prowadzi komfortowa ścieżka w formie schodów, ułożona z dużych kamieni. Idąc tą drogą pokonujemy kolejne przewyższenia, by po dłuższej chwili wejść na Mały Kościelec (1866 m n.p.m.). To taki mały przedsmak tego co czeka nas dalej! Później docieramy do przełęczy Karb (1853 m n.p.m.), która znajduje się pomiędzy Małym, a tym głównym Kościelcem. Już stąd mamy niesamowite widoki na Czarny Staw Gąsienicowy, Świnicę, Kasprowy Wierch i niemalże całe Tatry Zachodnie. Dotarcie do tego miejsca i zawrócenie ze względu na utrudnione warunki pogodowe, strach przed dalszą drogą, zmęczenie lub brak kondycji nie byłoby żadną ujmą. Bycie na tym poziomie i podziwianie tamtejszej panoramy byłoby doskonałym zwieńczeniem całej wędrówki.

Jeśli już teraz czujesz, że jest ciężko to muszę Cię rozczarować, bo dalej będzie już tylko gorzej. Mały Kościelec dzieli już tylko lub aż 289 metrów przewyższenia, żeby stanąć na dachu Kościelca. Ale to na tym odcinku pojawiają się pierwsze trudności techniczne. Większość potu wylałem właśnie na tym odcinku, bo momentami trzeba się wspomóc rękami, podciągnąć. Ale za to widoki rekompensują cały włożony wysiłek.

Pamiętaj, że na tym szlaku nie ma żadnych sztucznych ułatwień i wspomagaczy w postaci srebrnych łańcuchów! 

Jeśli będąc na przełęczy Karb wydaje Ci się, że to już dosłownie krok od zdobycia wymarzonego szczytu to przygotuj się jeszcze na intensywny trekking, który zajmie Ci około 45 minut do 1 h czasu. Ale na tym etapie nie warto się spieszyć. Idź spokojnie, bo są momenty, gdzie jedna chwila nieuwagi może kosztować nas bardzo wiele 😉

Możesz też skorzystać z drugiej trasy, która prowadzi z Zielonej Doliny Gąsienicowej, czarnym szlakiem kierującym, aż na Świnicką Przełęcz. Lecz tu należy odbić w połowie szlaku wchodząc na szlak o oznaczeniu niebieskim, który zaprowadzi nas na Karb. My wybraliśmy połączenie tych dwóch dróg. Wchodziliśmy od Czarnego Stawu, a schodziliśmy zboczem Kościelca opadającego w kierunku zachodnim przechodząc obok Zielonego Stawu Gąsienicowego. Ta trasa jest dobrym rozwiązaniem ze względu na swoją mniejszą popularność. Tym samym nie natkniemy się tu na tłumy turystów.

Mały Kościelec w towarzystwie taty Kościelca 🙂

Czy Kościelec jest dla początkujących górołazów?

Tu zdania są podzielone. Z tego względu, że definicja początkującego dla każdego może mieć całkiem inne znaczenie. Jeśli wybierasz się w Tatry po raz pierwszy, albo drugi w życiu (i na dodatek na Twoim koncie masz zaliczone tylko doliny!) to może odpuść sobie trekking na szczyt Kościelca. Mówię całkiem poważnie. Natomiast, jeśli masz już za sobą wejście na Kozi Wierch, albo Szpiglasowy Wierch od strony Doliny Pięciu Stawów lub oblegany klasyk Tatr Zachodnich, czyli Giewont to ta góra może być Twoim kolejnym celem.

Wertując wszelkiego rodzaju fora, grupy tematyczne można spotkać się z opinią, że Kościelec nie stanowi żadnych trudności, ale nie brakuje też komentarzy, które mogą wywołać u nas strach i wewnętrzny niepokój. Nigdy jednak nie mamy pewności kto stoi za elektronicznymi słowami zapisanymi w sieci.

Za nim wyjdziesz na szlak zawsze musisz ocenić swoje doświadczenie, predyspozycje oraz kondycję? Na pewno nie wolno lekceważyć tego szlaku oraz innych występujących w Tatrach, bo o niebezpieczeństwo nie trudno nawet na niepozornie, najprostszej drodze. Droga na Kościelec przy dobrych warunkach atmosferycznych, przy zachowaniu odpowiednich zasad ostrożności, przy obyciu w górskim terenie nie powinien stanowić trudności.

Śmigłowiec TOPR-u ujęty podczas akcji ratowniczej lądujący w okolicy Murowańca. 

Z frontu?

Z reguły prawie wszystkie moje wypady w góry to wczesny poranek (zwłaszcza latem), a to wszystko, dlatego, bo uwielbiam spokój, ciszę, kameralny klimat. Idąc bardzo wcześnie na szlak spotykasz na swojej drodze pojedynczych turystów i to takich, którzy należą do społeczności górskiej z serca. Ale to nie jedyny powód, dlaczego latem warto nastawić budzik dużo wcześniej niż zwykle. Znasz powiedzenie „kto wcześnie wstaje temu Pan Bóg daje”. Jest tak, czy nie? Ja uwielbiam patrzeć i obserwować jak o poranku natura budzi się do życia. Ptaszki jakoś mocniej ćwierkają, promienie słońca delikatnie przebijające się spośród drzew i liści… Nie mówię już o doświadczeniu prawdziwego wschodu słońca w górach, które daje zupełnie inną perspektywę i pogląd na świat.

Rzeczy doczesne nabierają, wtedy innego znaczenia. 

Jednak tym razem wyjechaliśmy z domu na tyle spokojnie, że w Kuźnicach byliśmy dopiero w granicach 12! Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak późno wychodziłem na szlak. Plan był taki, że najpierw nasz kolega Marcin realizuje jeden ze swoich urodzinowych prezentów. A był nim lot paralotnią nad Tatrami (nazwa delikatnie myląca, bo wg mnie to był to lot obok Tatr), który jest na pewno dobrą alternatywą na prezent dla kogoś kto lubi takie powietrzne atrakcje. Ja odpadam już na starcie!

Po locie bezpośrednio udaliśmy się na parking przy rondzie Jana Pawła II. Mieliśmy dobry czas, więc zrobiliśmy krótką przerwę na śniadanie w ulubionym barze mlecznym. Tak na prawdę z góry założyliśmy, że na Kościelcu będziemy się grzać w promieniach zachodzącego słońca, więc nigdzie się nie spieszyliśmy. To był taki slow trip, gdzie możemy, ale nic nie musimy.

Wchodzimy na szlak

Tuż przy wejściu do TPN w Kuźnicach zostajemy złapani przez reporterów TVP Kraków, gdzie udzielamy odpowiedzi na zadane pytania. Z niewiadomych powodów nie zostały one jednak opublikowane dla szerokiego grona mieszkańców Krakowa.

No cóż niech wiedzą co tracą!

My jednak niewzruszeni ruszamy dalej, by jak najszybciej znaleźć się w rejonie Murowańca. Robiło się coraz cieplej, mimo, że mamy już drugą połowę września to słońce w tym dniu dało nam mocno popalić. Jedną dłuższą przerwę robimy właśnie przy schronisko, gdzie o tej godzinie jest już na prawdę gwarno i tłoczno. Nie ma się co dziwić, bo jest to jeden z najbardziej uczęszczanych szlaków w Tatrach!

Z tego miejsca można ruszyć w kierunku wielu znanych szczytów. Mamy tu połączenie kilku popularnych szlaków na Kasprowy Wierch, a później można uderzyć dalej w kierunku Tatr Zachodnich, Świnicę, Granaty, Przełęcz Zawrat (początek Orlej Perci!), Kozi Wierch (dostępny także od strony Doliny Pięciu Stawów – prostsza wersja) przez Zamarłą Turnię. I to tu wiele osób atakuje uznawany za jeden z najtrudniejszych szlaków w Tatrach i w Polsce, czyli Orlą Perć. To najdłuższy szlak, bardzo wymagający prowadzony przez stoki, granie, przełęcze i szczyty Tatr Wysokich. No co tu dużo mówić trasa do podjęcia przy odpowiednim przygotowaniu fizycznym, dla osób, które nie mają lęku wysokości i nie boją się sporej ekspozycji, stromych miejsc.

To już trasa dla wyjadaczy z niemałym doświadczeniem 🙂

Widok na Czarny Staw Gąsienicowy, Żółtą Turnie i Granaty. 

Podstawowe informacje

2155 m n.p.m.

WYSOKOŚĆ

8-9 godzin (z przerwami)

CZAS

1273 m

PRZEWYŻSZENIA 

średnio-zaawansowany

POZIOM TRUDNOŚCI

Co nas czeka w drodze z Przełęczy Karb – Kościelec?

To tu tak na prawdę zaczynają się prawdziwe schody. Trzeba przyznać, że ta góra ma swoje kaprysy i humorki. Przy niepewnej pogodzie może popsuć plany nawet najbardziej zatwardziałych góromaniaków. Już wiele osób przekonały się o tym, że będąc na Karbie, gdzie warunki były wyśmienite, czyli mieliśmy tzw. okienko pogodowe to już nieco wyżej warunki atmosferyczne różniły się diametralnie.

Nikt nie jest w stanie wytłumaczyć tego zjawiska, ale to właśnie wielu turystów przyciąga jak magnes. Idąc na Kościelec trzeba szybko reagować w przypadku, gdy zrobi się niebezpiecznie. Najważniejszy jest nasz komfort i poczucie, że dalsza trasa nie jest ponad nasze możliwości. Zła pogoda w górach potrafi zepsuć nawet najlepszy plan.

W górach zdrowy rozsądek jest na wagę złota. 

 

W tle Hala Gąsienicowa, centrum Zakopanego i na pierwszym planie grań Małego Kościelca widoczna z punktu końcowego. 

Skąd nazwa Kościelec?

Jak się już pewnie domyślasz nazwa szczytu Kościelec pochodzi od słowa „kościół”. Domyślam się, że nie jest to ciężko wydedukować. A wszystko to przez strzelistość szczytu, która swoją sylwetką kojarzy się z wieżą kościelną. Tą górę nie sposób pomylić z innymi. Jest charakterystyczna i mocno wyróżnia się spośród szczytów Tatr Wysokich w rejonie Doliny Gąsienicowej. Chociaż wcale nie jest wyższy od swoich sąsiadów to jednak nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie panoramy z hali bez Kościelca.

Z daleka budzi strach, imponuje i zachwyca. To co wyróżnia go jeszcze na tle innych tatrzańskich kolosów jest fakt, że szlak prowadzący na Kościelec nie posiada żadnych sztucznych ułatwień w postaci łańcuchów. Są tu jednak momenty, gdzie mogłyby się przydać. Takich miejsc w Tatrach jest stosunkowo nie wiele co jest dodatkowym atutem przyciągającym kolejnych sympatyków tejże góry. Po za tym to tylko stąd widoczne są wszystkie stawy Gąsienicowe.

Jedno z pierwszych wejść udokumentowanych i zarejestrowanych miało miejsce już w 1845 r.

Mimo, że góry i panoramy, które fotografuję już od kilku lat budzą u mnie zachwyt to nie wyobrażam sobie ich bez ludzi. To my, jako homo sapiens, jesteśmy w obliczu potęgi i majestatu gór jak mróweczki. To przypadkowy turysta, którego uchwyciłem szkłem mojego obiektywu podczas schodzenia z Kościelca tuż przed Przełęczą Karb.

Ten Pan, od tak został złapany na Małym Kościelcu, gdzie zapozował wręcz podręcznikowo. Dziękuję Ci nieznajomy!  

 

Ktoś poznaje górną stację kolejki na Kasprowym Wierchu, część Tatr Zachodnich, Beskid i Zielony Staw Gąsienicowy?

Tu sąsiadująca visa vi z Kościelcem Pani Świnica z pojawiającym się już o tej godzinie księżycem. 

Ah, tu na szczycie jest tak jakby luksusowo.

Jest tu wszystko co potrzeba, żeby móc uznać ten dzień za wyjątkowy. Na górze spotykamy ciekawych ludzi co nie zawsze jest tak oczywiste, bo po górach chodzą na prawdę zróżnicowane jednostki. Tak, dobrze czytasz, góry to nie tylko ludzie z pasją, ale też duża część hołoty, którzy z górami nie mają zbyt wiele wspólnego.

Świadczą o tym nie tylko nasze osobiste doświadczenia, ale też tony śmieci, które w rok w rok są zbierane w Tatrzańskim Parku Narodowym w ramach popularnej akcji „Czyste Tatry”, którą bardzo lubimy i wspieramy całym sercem. To nie przypadek, że w Tatrach podczas 9 edycji zebranych zostało już 6 130 kg!! Jak myślisz mało czy dużo?

Wtf! Moja głowa jest zbyt mała, żeby zrozumieć, dlaczego turyści, którzy za takowych się uznają potrafią bez żadnych skrupułów i własnego sumienia zostawiać śmieci, które przecież można zabrać ze sobą wracając z powrotem. To jedno z tych pytań, które na zawsze pozostanie bez odpowiedzi!

Cudowny zachód słońca na Kościelcu!

Finalnie docieramy na Kościelec po godzinie 17. Co jest dobrym czasem, bo do zachodu mamy jeszcze trochę czasu. Pogoda rozpieszcza nas łaskocząc ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Planując wypad na ten szczyt w drugiej połowie września nawet mi się nie śniło, że poczujemy się jakby był to środek lata. O tej porze na wierzchołku Kościelca jest dosłownie garstka osób, które dotarły tam kilka chwil przed nami. A jeszcze kilka osób wspięło się na szczyt tuż po nas.

Czuć było wokół unoszącą się aurę osób, które są szczęśliwe, że bezpiecznie zdobyły 2155 m nad poziomem morza!

Nie było na szczęście pseudo-góromaniaków, którzy swoim zachowaniem zepsuliby to co wokół było najpiękniejsze. Tych kilka chwil spędzonych na górze nie da się opisać słowami! To są takie momenty, gdzie żaden gest, słowo i nawet wyraz twarzy nie oddają to co człowiek czuje wewnątrz… Trochę nam zeszło i trzeba przyznać, że żal było schodzić w dół, ale chcieliśmy uwinąć się za nim zapadnie zmrok, żeby być już w bezpiecznym miejscu.

Wpisz zapytanie. Wciśnij Enter aby wyszukać.